W prezydenckim projekcie przyszłorocznego budżetu oszczędności nie równoważą większych wydatków.
Budżet w kształcie zaproponowanym przez Donalda Trumpa nie ma szans na wejście w życie. Pokazuje jednak, co jest, a co nie jest priorytetem dla obecnego lokatora Białego Domu. I widać wyraźnie, że ograniczenie długu publicznego spadło z prezydenckiego programu.
W poniedziałek wieczorem Trump przedstawił swój projekt budżetu na rok finansowy 2019, który zacznie się 1 października 2018 r. To, że Kongres nawet się nad nim nie pochyli, nie jest niczym nadzwyczajnym i nie ma związku z osobą Trumpa – prezydenckie projekty zawsze są tylko sugestią w sprawie tego, co Biały Dom uważa za ważne, a ostateczny budżet jest efektem szukania kompromisu między wersją Senatu a Izby Reprezentantów. Na dodatek zaledwie w zeszłym tygodniu Kongres zawarł kompromis w sprawie zwiększenia wydatków na różne programy społeczne przez najbliższe dwa lata, więc tym bardziej nie będzie chciał robić w nich cięć, tak jak chciałby Trump.
Według projektu wydatki miałyby sięgnąć 4,4 bln dol., czyli byłyby o nieco ponad 300 mld dol. wyższe niż w obecnym roku finansowym. Jeśli chodzi o priorytety, to są one podobne do tych z zeszłorocznego projektu budżetowego Trumpa. W liczbach bezwzględnych najbardziej zyskałby departament obrony – prawie 74 mld dol., co zwiększyłoby jego budżet do ponad 597 mld dol. Jedna trzecia z dodatkowych środków miałaby być przeznaczona na modernizację arsenału jądrowego. Procentowo najbardziej zyskałyby departamenty ds. weteranów, obrony oraz bezpieczeństwa wewnętrznego – odpowiednio 15, 14 i 12 proc. Na przeciwnym biegunie są agencja ochrony środowiska (EPA), urząd ds. małych przedsiębiorstw oraz Departament Stanu, które miałyby stracić prawie jedną czwartą środków.
Zmieniło się natomiast podejście Białego Domu do deficytu i długu publicznego. O ile jeszcze w zeszłym projekcie Trump wpisywał się w tradycyjny republikański program zrównoważenia w długim okresie budżetu i przekonywał, że dodatkowe dochody uzyskane dzięki reformie podatkowej pozwolą na to, teraz już nie jest to priorytetem. Zaproponowane przez Trumpa oszczędności zupełnie nie równoważą zwiększonych wydatków. W przedstawionym projekcie deficyt, który w tym roku jest planowany na 440 mld dol., ma wynieść 984 mld, i to w optymistycznym scenariuszu, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. To oznacza, że dług publiczny kraju, wynoszący obecnie prawie 20,5 bln dol., zamiast zwiększyć się w ciągu następnej dekady o 3,2 bln, zwiększy się o 7,2 bln dol. I to ponownie przy założeniu, że sytuacja gospodarcza się nie pogorszy.
Rezygnacja z planów równoważenia deficytu jest po części spowodowana tym, że dług i deficyt są na odległym miejscu na liście priorytetów dla amerykańskich wyborców. Ale analitycy nie mają wątpliwości, że nie jest to właściwa droga. – To znacząco zwiększa prawdopodobieństwo, że po napompowanym wzroście w 2018 i 2019 r. będziemy mieli znacznie słabszą gospodarkę, a może nawet recesję w następnej dekadzie. W dobrych czasach polityka budżetowa powinna zmniejszać deficyt, bo złe czasy na pewno nadejdą – ocenił Mark Zandi, główny ekonomista agencji ratingowej Moody’s.