Jeszcze jedna ważna informacja. Jutro kurtki zakładamy na drugą stronę – tak aby ukryć gwiazdę Dawida. Chłopcy, jeżeli macie jarmułki, proszę, schowajcie je pod czapkami. Idziemy zwartą grupą i trzymamy się ochrony. Pamiętajcie, zachowajcie czujność – zakładamy, że otoczenie może być jutro wrogie. Jutro bowiem będziemy szli przez Warszawę.



Marek Tejchman / DGP / Wojtek Gorski
Te szokujące słowa przedstawiciela organizatorów zamknęły nasze spotkanie z uczestnikami Marszu żywych. My – wspólna grupa polskich Żydów i działaczy Klubu Inteligencji Katolickiej – kolejny raz spotkaliśmy się z młodymi Żydami z całego świata. Po to, żeby tłumaczyć, że Polska to nie jest jeden wielki cmentarz. Że Zagłada przyszła z zewnątrz i zakończyła 700 lat naszej wspólnej, często niełatwej historii. Żeby mówić im, że dopiero teraz zaczynamy rozumieć, jak bardzo brakuje nam naszych braci – Polaków narodowości żydowskiej.
To nie były łatwe rozmowy. My mieliśmy dwadzieścia parę lat. Oni siedemnaście, czasem osiemnaście. Przez tydzień jeździli po Polsce, widząc tylko miejsca zagłady. W czasie najgorszej pory roku, pełnej nagich drzew i wczesnowiosennej pluchy, dziurawych dróg i klimatu biednych lat 90. Okropny tydzień, po którym następowało 7 dni w Izraelu, w którym wczesna wiosna jest piękna, a otoczenie przyjazne. Dla nastolatków z całego świata trudno było o bardziej czytelny sygnał, że wato zdecydować się na aliyeh, czyli osiedlenie się w Izraelu.
Ale te rozmowy miały sens. Miało sens to, że w marszu żywych szli razem katoliccy działacze, polscy Żydzi i protestancki premier Rzeczypospolitej. Grupa ocalałych żydowskich więźniów prowadzonych przez żydowskich nastolatków, widząc naszą polską flagę, podeszła do nas, płacząc, i ruszyliśmy wspólnie przez ruiny niemieckiego obozu zagłady.
Długo potem rozmawialiśmy. Dużo usłyszeliśmy słów ciepłych i pełnych tęsknoty, ale i bolesnych wspomnień o strachu i samotności. Podziękowań, ale i gorzkich opowieści o zdradzie dokonanej przez sąsiadów. Ta szczerość dawała nadzieję na prawdziwe i głębokie pojednanie. I to chyba przeszkadzało. I temu przedstawicielowi organizatorów, który strasząc mieszkańcami Warszawy, próbował zniszczyć odradzającą się bliskość. I tym łysym głupkom, którzy buczeli, kiedy szliśmy przez miasto.
Dziś okazuje się, że tych, którzy nie chcą, żebyśmy byli razem, nie brakuje. Nie chcą z głupoty, ignorancji, a często z wyrachowania. Usłyszeliśmy w ostatnich dniach niesprawiedliwe słowa wobec Polski. Usłyszeliśmy i przeczytaliśmy też obrzydliwe antysemickie słowa, na które nie powinno być nigdy zgody. Dlatego rację ma dr Seth Frantzman, mówiąc DGP, że najważniejsza jest edukacja. Musimy w Polsce rozumieć, jak fundamentalne dla tożsamości Izraela jest Shoah i jak bolesny i bliski jest to temat dla praktycznie każdej żydowskiej rodziny. Zachowując wrażliwość, musimy dużo i szczerze rozmawiać. Nie tolerując nienawiści wobec innych z powodu ich koloru skóry czy wyznania. Nie odwracając wzroku od złych czynów, które popełniło wielu Polaków. Bo z naszej historii możemy być dumni i nie musimy, ukrywając liczne grzechy, jej na siłę poprawiać.