W ostatnim czasie na prawicy odżyła wiara w realizację koncepcji Międzymorza, zbliżenia polityczno-gospodarczego państw Europy Środkowo-Wschodniej, od wybrzeża Bałtyku aż po Adriatyk i Morze Czarne. Koncepcja ma swoje zalety i wady, nie miejsce, by tu je teraz roztrząsać, ale ciekawe jest co innego – to, że rodzimi zwolennicy Międzymorza nawołują do jego utworzenia, korzystając z argumentów mających również zabarwienie ideologiczne i religijne.
Magazyn DGP / Dziennik Gazeta Prawna
Wspólne przeciwstawienie się krajów Grupy Wyszehradzkiej (szczególnie Polski, Czech oraz Węgier) przyjęciu uchodźców dało asumpt do głoszenia, że państwa regionu mają nie tylko zbieżne interesy, lecz także wspólnotę ideologiczną czy wręcz duchową. Międzymorze w tej narracji ma być przeciwwagą dla coraz bardziej zlaicyzowanej zachodniej Europy, która zapomniała o chrześcijańskich wartościach i odwróciła się od chrześcijańskiego dziedzictwa. Dziedzictwo to ostało się jednak w krajach naszego regionu, które mogą je wykorzystać jako wspólny kapitał.
Europa wciąż chrześcijańska
Marcin Wolski w felietonie „Międzymorze” na portalu Niezależna.pl napisał, że „żyjemy w okresie przejściowym. Wiele wskazuje, że może być on końcem świata, który do tej pory utożsamialiśmy z cywilizacją Zachodu, jego wartościami, chrześcijaństwem”. Alternatywą dla coraz bardziej nihilistycznego Zachodu ma być Międzymorze. W tym samym duchu pisał Bartosz Bartczak w „Gościu Niedzielnym”: „Jak na ironię kraje Międzymorza są sobie bliższe językowo, kulturowo czy pod względem doświadczeń historycznych, niż np. taka Holandia i Włochy. I wcale nie muszą tworzyć jednego superpaństwa, aby się zjednoczyć. Wystarczy postawić sobie wspólne cele, jakimi są wzrost gospodarczy i obrona prawdziwie europejskiego (a nie brukselskiego), opartego na chrześcijaństwie charakteru regionu”. Dużo dalej idą komentarze części internautów, którzy są wręcz przekonani, że kraje Grupy Wyszehradzkiej czy szerzej Międzymorza stały się przedmurzem chrześcijaństwa i wspólnie będą chrystianizować Europę. Inaczej mówiąc, duża część komentatorów uważa, że społeczeństwa naszego regionu są zdecydowanie bardziej chrześcijańskie od krajów zachodniej Europy.
Bez wątpienia Polska jest jednym z najbardziej chrześcijańskich krajów Europy. Według badania Pew Research Center aż 94 proc. Polaków deklaruje się jako chrześcijanie. Jednak obok nas w czołówce są jeszcze dwa kraje z Międzymorza (Rumunia – 99 proc. i Chorwacja – 93 proc.) i dwa leżące na zachodzie Europy: Irlandia (94 proc.) oraz Portugalia (95 proc.). Także w pozostałej stawce nie widać przewagi Europy Środkowo-Wschodniej nad resztą kontynentu. Na Węgrzech, Słowacji i Bułgarii ok. 85 proc. społeczeństwa deklaruje się jako chrześcijanie, jednak takie wyznanie uczyniło mniej więcej tyle samo Włochów, Norwegów oraz Duńczyków. Owszem, chrześcijan jest już wyraźnie mniej w Niemczech (71 proc.) oraz we Francji i w Szwecji (ok. 65 proc.), jednak to wciąż wysokie wskaźniki w porównaniu z leżącymi na obszarze Międzymorza Estonią (41 proc.) oraz Łotwą (56 proc.). Nie mówiąc już o Czechach, które należą do Grupy Wyszehradzkiej, na bazie której cała koncepcja ma być budowana. Czesi są najbardziej zlaicyzowanym krajem Europy – nad Wełtawą zaledwie 39 proc. społeczeństwa to chrześcijanie. Inaczej mówiąc, mający z nami chrystianizować Europę Czesi sami są mniej więcej tak schrystianizowani, jak muzułmański Liban, w którym odsetek chrześcijan jest niemal identyczny.
Nie należy zapominać o tym, że nasz kraj jest nie tylko chrześcijański, lecz także katolicki. I w tym aspekcie zdecydowanie bliższe nam są kraje zachodniej Europy, a nie środkowo-wschodniej. Poza Polską i Chorwacją najbardziej katolickie są Włochy, Portugalia i Irlandia, niewiele ustępuje im Hiszpania. Tymczasem w najbardziej chrześcijańskich krajach Międzymorza albo dominuje prawosławie (w Rumunii i Bułgarii), albo bardzo znaczący jest udział protestantów (Węgry).
Agnostycki Wyszehrad
Zawsze można powiedzieć, że deklarowane wyznanie może być mylące, bo wielu ludzi utożsamia je z kręgiem kulturowym, z którego się wywodzi. A liczy się wiara. O to, w co wierzą Europejczycy, zapytano w badaniu Eurobarometr z 2012 r. Najwięcej ateistów i agnostyków było oczywiście w Czechach, które są jednym z najbardziej zsekularyzowanych krajów świata. Aż 59 proc. naszych południowych sąsiadów nie wierzy w Boga lub w ogóle nie zaprząta sobie nim głowy – Czesi są pod tym względem bezkonkurencyjni. Agnostyków i ateistów sporo jest również w Szwecji i we Francji (ok. 40 proc.), ale podobnie wielu jest w Estonii. W większości krajów Europy odsetek ateistów i agnostyków kształtuje się w okolicach 25 proc. i do tej grupy należą zarówno kraje zachodniej Europy (Niemcy, Belgowie), jak i środkowo-wschodniej (Łotysze, Węgrzy, Słoweńcy). Kilkanaście procent niewierzących jest zarówno na Słowacji, jak i w Finlandii oraz Austrii. W najbardziej wierzących krajach Europy odsetek niewierzących wynosi tylko kilka procent i w tej grupie jesteśmy my, Rumuni i Bułgarzy, ale też Włosi, Portugalczycy i Irlandczycy.
No dobrze, nasz region nie jest bardziej wierzący od Europy Zachodniej, ale może choć w większym stopniu zachował chrześcijański styl życia, oparty na rodzinie i tradycyjnej moralności? Też nie bardzo. W krajach Międzymorza nie widać większego przywiązania do rodziny, niż ma to miejsce na zachodzie kontynentu. Wskaźnik rozwodów (ich liczba na 1 tys. mieszkańców) jest najniższy we Włoszech i w Chorwacji, w których wynosi 1,4. Niewiele wyższy jest w Rumunii (1,6) i Wielkiej Brytanii (1,7). W Polsce wskaźnik ten wynosi 1,8, więc pod względem liczby rozwodów przypominamy nie tylko dość chrześcijańską Słowację, ale też rzekomo zdemoralizowaną Francję oraz Austrię i Norwegię. Na Węgrzech, w których rządzący Fidesz stawia na rodzinę, wskaźnik rozwodów wynosi 2,1, czyli jest wyższy niż w Niemczech i Holandii (2). W Szwecji rozwodzą się 2,5 pary na 1 tys. mieszkańców, czyli dokładnie tyle, ile w Czechach, a w Danii rozwodzą się niecałe 3 pary, czyli i tak mniej niż na Litwie (3,2), która pod względem rozwodów przoduje w UE.
Także pod względem odsetka dzieci pozamałżeńskich nie widać, by instytucja rodziny w Europie Środkowo-Wschodniej miała się lepiej niż w Zachodniej. Najwięcej przychodzi ich na świat we Francji, w Szwecji, Estonii oraz Bułgarii – w krajach tych to ponad połowa urodzeń. Odsetek dzieci pozamałżeńskich zbliżony do 50 proc. mają zarówno Holandia i Wielka Brytania, jak i Węgry i Czechy. Na Słowacji i w Rumunii co trzecie dziecko przychodzi na świat poza zinstytucjonalizowaną rodziną, czyli tak jak w Niemczech i Irlandii. W Polsce co czwarte dziecko jest pozamałżeńskie, w czym przypominamy zarówno Litwę, jak i Włochy. A i tak przykład daje wszystkim Grecja, w której dzieci pozamałżeńskich jest ledwie 9 proc.
Bliżej nam do Włoch niż Czech
No tak, mógłby ktoś powiedzieć, ale w Europie Zachodniej panuje permisywizm moralny. Bardzo wcześnie zaczynają tam życie seksualne, sypiają z kim popadnie, a potem masowo robią aborcje, a u nas jednak czegoś takiego nie ma. Nic bardziej błędnego – Międzymorze jest europejskim zagłębiem aborcji oraz nastoletnich ciąż.
Pod tym względem kraje Międzymorza odstawiły zachód kontynentu daleko w tyle. Wskaźnik aborcji, liczba jej przypadków na 1 tys. urodzeń, zdecydowanie najwyższy w Europie jest w Bułgarii (416) oraz Rumunii (401). Nieco poniżej 400 aborcji na tysiąc urodzeń notuje się w Estonii i oraz na Węgrzech, tymczasem w kolejnej Szwecji jest on niemal o sto niższy. W Czechach wynosi on niemal 200, czyli tyle, ile we Włoszech, a na Słowacji przeprowadzanych jest 136 aborcji na tysiąc urodzeń, czyli praktycznie tyle samo co w Niemczech. W Polsce notujemy tylko trzy aborcje na tysiąc urodzeń, ale to i tak więcej niż w Irlandii (poniżej jednej).
Rumunia i Bułgaria są również na czele krajów z najwyższą liczbą nastoletnich matek. I to pomimo tego, że masowo wykonuje się tam aborcje. W krajach tych kobiety w wieku 15–19 lat rodzą ok. 40 dzieci na tysiąc obywatelek. W trzeciej Słowacji ten wskaźnik jest już dwa razy niższy, a zaraz za nią jest kolejny kraj naszego regionu, czyli Węgry. W Polsce wskaźnik nastoletnich matek wynosi 13,9, w czym przypominamy Francję i nieco przewyższamy średnią UE. W takich krajach jak Włochy, Niemcy czy Dania liczba nastoletnich urodzeń na tysiąc kobiet jest niższy niż 10.
Wolą święty spokój
Doprawdy trudno zrozumieć, na czym opierają teorie ci, według których kraje Międzymorza spaja szczególna wierność zasadom chrześcijaństwa. Odsetek wierzących nie jest w nich wyższy niż w krajach Europy Zachodniej, instytucja rodziny nie jest mocniejsza, za to biją one na głowę resztę Europy pod względem wykonywanych aborcji oraz liczby urodzeń przez nastoletnie dziewczyny.
Trudno więc powiedzieć, w jaki sposób Międzymorze miałoby chrystianizować Europę. Polska pod względem religii oraz stylu życia przypomina najbardziej wcale nie kraje Europy Środkowo-Wschodniej, tylko katolickie kraje Europy Zachodniej – Włochy, Irlandię i Portugalię. Już nie mówiąc o tym, że państwa Międzymorza żadną chrześcijańską alternatywą być nie chcą. Gdyby jakiś Czech dowiedział się, że chcemy wspólnie z nimi być przedmurzem chrześcijaństwa, to zapewne by się nieźle zdziwił. Czesi i Węgrzy nie palą się do żadnej walki o chrześcijańskie świętości – raczej chcą mieć po prostu święty spokój.
Doprawdy trudno zrozumieć, na czym opierają teorie ci, według których kraje Międzymorza spaja szczególna wierność zasadom chrześcijaństwa. Na przykład Czesi, mający wspólnie z nami i innymi państwami regionu dawać odpór islamizacji Europy, sami są tak schrystianizowani jak muzułmański Liban, w którym odsetek chrześcijan jest niemal identyczny