Według dziennika "Washington Post", rozpoczynająca się w piątek druga tura czeskich wyborów prezydenckich, w których obecny prezydent Milosz Zeman zmierzy się z Jirzim Drahoszem, będzie dla Czechów najważniejszym głosowaniem od "aksamitnej rewolucji" w 1989 roku.

Gazeta wskazuje, że szanse obu kandydatów są niemal równe, a ich polityczne sylwetki stanowią całkowite przeciwieństwo.

"Zemana nie trzeba Czechom przedstawiać. Swą pięcioletnią kadencję spędził na atakowaniu migrantów i muzułmanów, podsycaniu lęków przed terroryzmem i wychwalaniu rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Obecnie w Europie Środkowej to on jest prawdopodobnie najbardziej podobny do prezydenta Trumpa - nie licząc faktu, że zaczął urzędowanie na długo przed Trumpem" - czytamy w komentarzu autorstwa wicedyrektora praskiego niezależnego ośrodka politologicznego European Values Jakuba Jandy.

Jego zdaniem, wygrana Drahosza, zdecydowanego zwolennika członkostwa Czech w Unii Europejskiej i NATO, byłaby "trumfem liberalnej idei europejskiej". Natomiast Zeman uczyniłby ze swej reelekcji "argument uzasadniający zamianę obecnej prozachodniej orientacji państwa na zależność od Moskwy i Pekinu".

"Liberałowie w Republice Czeskiej mają wielką nadzieję, że Drahosz odtworzy nadwyrężoną reputację kraju jako ostoi wartości zachodnich. Jednak mimo wszystkich wpadek Zemana istnieje wciąż duża szansa, że ten populistyczny, otwarcie prorosyjski kandydat, który jest bezpośrednio wspierany przez Kreml, może wygrać wybory prezydenckie. Czy nie brzmi to znajomo?" - zapytuje Janda nawiązując do zwycięstwa wyborczego Donalda Trumpa w 2016 roku.