MAREK HILŠER o nastrojach politycznych w Czechach w przededniu drugiej tury wyborów.
Marek Hilšer, czeski polityk i lekarz, w pierwszej turze wyborów prezydenckich zdobył 9 proc. głosów / Dziennik Gazeta Prawna
Kto wygra piątkowo-sobotnie wybory? Obecny prezydent Miloš Zeman czy nowa postać w polityce, naukowiec Jiří Drahoš? Sondaże są niejednoznaczne. W poniedziałek Phoenix Research dał Zemanowi zwycięstwo stosunkiem głosów 41:39, a Stem/Mark ogłosił wynik 47:43 na korzyść Drahoša. Jakiego wyniku spodziewać się w sobotę?
Sam chciałbym wiedzieć. Obaj idą łeb w łeb.
Pan też nie ma wielkiego doświadczenia politycznego. Jest pan lekarzem. Jakim cudem zyskał pan niemal 0,5 mln głosów w 10-milionowym państwie?
Zaskakujące, prawda? Dla mnie też było to niezwykłe. Sondaże nie dawały mi tak wysokich notowań. Widocznie w społeczeństwie jest potrzeba zmiany, nowego otwarcia. Ludzie mają dosyć tradycyjnych polityków, dlatego jest miejsce dla nowej osoby spoza politycznego establishmentu. O tym też świadczy to, że w drugiej turze ma właśnie szansę Jiří Drahoš, naukowiec, były szef Czeskiej Akademii Nauk, który też nie ma żadnej przeszłości politycznej. A mimo to przeszedł razem z obecnym prezydentem Milošem Zemanem do drugiej tury.
Pan przekazał swoje głosy Drahošowi. Dlaczego?
Podczas kampanii mówiłem, że chciałbym, żeby Czechy pozostały na Zachodzie i współpracowały z demokratycznymi państwami w Europie, z Unią Europejską. Miloš Zeman jest zaprzeczeniem takiego podejścia. Jego celem jest zacieśnienie współpracy ze Wschodem. Swoimi działaniami legitymizuje rosyjskich polityków i rosyjski biznes. Jest jedynym politykiem Europy Zachodniej, który jeździ do Rosji, rozmawia z Władimirem Putinem i otwarcie go wspiera. Dlatego popieram Drahoša, o którym na pewno nie da się powiedzieć, że stanie się koniem trojańskim polityki rosyjskiej. To nie jest populista, który by kłamał, do czego Zeman posuwał się wielokrotnie.
Mówi pan o prorosyjskich zapędach Zemana. Co pan ma na myśli?
Zeman publicznie odżegnywał się od krytyki aneksji Krymu. Nie kryje się również z kontaktami z rosyjskimi oligarchami, m.in. Władimirem Jakuninem, byłym prezesem rosyjskich kolei RŻD, bliskim przyjacielem i doradcą Putina. Jakunin znajduje się na liście sankcji UE i USA, jest nacjonalistą. Tymczasem Zeman publicznie występował wiele razy na organizowanych przez Jakunina konferencjach, a nawet krytykował nałożenie na niego sankcji. Zeman nigdy się z tym nie krył. Wręcz odwrotnie, chwalił się tą znajomością. Takie zachowanie nie przystoi czeskiemu prezydentowi. To kultura polityczna, które jest mi obca, i nie chciałbym, żeby stała się standardem w Czechach. Tymczasem Zeman nie tylko przyjaźni się z takimi ludźmi, ale także popiera premiera Andreja Babiša, czesko-słowackiego oligarchę, o którym trudno powiedzieć, że jest demokratą. Zeman jest hipokrytą, a ja chciałbym mieć prezydenta, który jest niezależny, broni interesów obywateli, a nie miliarderów. Taka postawa pogłębia już i tak mocno nadwyrężoną nieufność Czechów wobec polityków.
Zapytałam pana o kandydata, którego pan poparł, a pan mówił tylko o Zemanie. Wielu publicystów pisze podobnie: Poglądy Drahoša nie są zbyt dobrze znane, mówi się o nim Pan Nie Przeszkadzam. To wystarczy?
Ma pani rację. Prawda jest taka, że Jiří Drahoš może wprowadzić zmianę polegającą na tym, że nie będziemy mieć już prezydenta, który bywa pijany, wulgarny i promuje rosyjskich polityków oraz oligarchów. To dość niewygórowane oczekiwania i wydaje się, że Drahoš jest w stanie im sprostać.
Drahoš był wcześniej znany? Gdyby dwa lata temu zapytał pan na ulicy, kto to jest, ludzie by wiedzieli?
Szczerze mówiąc, nie bardzo.
To na czym polega ten fenomen?
Dla wielu stanowi jedyną możliwą opcję na zakończenie władzy Zemana. Kampanię rozpoczął dość wcześnie, kiedy trwały gorączkowe poszukiwania kogoś, kto może stać się realnym konkurentem dla obecnego prezydenta.
Nie tylko wybory prezydenckie wywołują kontrowersje. W tym samym momencie Czesi próbują wybrać rząd. W październiku wybory wygrał Andrej Babiš, biznesmen, na którym ciążą zarzuty wyłudzenia dotacji unijnych i który chce stworzyć mniejszościowy rząd z poparciem komunistów i eurosceptyków Tomia Okamury. Nie udało mu się uzyskać wotum zaufania od parlamentu, który w międzyczasie pozbawił go immunitetu poselskiego, a wczoraj podał się do dymisji. Być może będzie się starać ponownie sformować rząd.
Sytuacja rzeczywiście jest nieciekawa. Istnieje kilka scenariuszy: albo rząd Babiša jednak otrzyma poparcie w zamian za większy wpływ na politykę państwa dla komunistów i eurosceptyków, albo zostaną rozpisane przedterminowe wybory, które dla Babiša nie będą stanowić problemu. Po pierwsze, znów ma szanse na wygraną. Dla innych partii stanowiłoby to kłopot, chociażby finansowy, najzwyczajniej mogą nie udźwignąć kolejnej kampanii wyborczej. A Babiš jest miliarderem.
Babiš w wielu kwestiach reprezentuje postawy antyunijne, jest przeciwny przyjmowaniu uchodźców. Jednak już wobec wejścia do strefy euro nie ma tak zdecydowanego poglądu. Istnieje możliwość, że Czechy wprowadzą euro?
Myślę, że nie. Nie ma teraz atmosfery dla takiego rozwiązania. Afera związana z uchodźcami nie pozostaje na to bez wpływu.
Czesi – podobnie jak Polacy – w ramach relokacji nie przyjęli nikogo.
No właśnie. Nastroje są bardzo antyeuropejskie. Wiele osób uważa, że UE działa na niekorzyść państw członkowskich, nakazując im przyjąć uchodźców. Wielu Czechów sądzi, że Unia naraża nas na niebezpieczeństwo, choć do Czech w ramach relokacji żaden uchodźca nie przyjechał. Są skłonni nawet zgodzić się na karę ze strony UE. A nasi politycy bardzo sprawnie – dla własnych celów politycznych – wykorzystują strach przed imigrantami. Okamura i Zeman postawili to w centrum swoich kampanii wyborczych, jak widać skutecznie. Trudno więc byłoby wprowadzić cokolwiek, co by Czechy w jakimkolwiek obszarze zbliżało z UE. Nawet gdyby miałaby to być współpraca ekonomiczna, jak wprowadzenie euro.
Wydawało się, że Czechom zawsze było bliżej do Niemiec niż do Rosji. Co się stało, że społeczeństwo tak chętnie przejęło antyunijną narrację?
Myślę, że ten antyeuropejski nastrój rozpoczął się za czasów prezydenta Václava Klausa. To on zdjął z Hradu flagę unijną. Był prezydentem przez dwie kadencje i jest odpowiedzialny za wprowadzenie do debaty polityczej tak silnie antyeuropejskiego nastawienia. Nigdy nie miał zaufania do struktur europejskich i głośno o tym mówił. A teraz doszedł do tego temat imigrantów. W efekcie czescy politycy zaczęli traktować Putina jako partnera.
Nie przeszkadza to Czechom, którzy pamiętają, jak w 1968 r. do ich kraju wjechały sowieckie czołgi?
Części może tak. Ale jak już wspominałem, społeczeństwo jest bardzo mocno podzielone, a różnice są głębsze. Wiele osób wspomina stare dobre czasy sprzed 1989 r. Dla nich demokracja nie zdała egzaminu. W ostatnich latach wychodziły na jaw afery korupcyjne polityków rządzących po 1990 r. Coraz wyraźniejszy jest spór między zwolennikami idei pansłowiańskich a tymi, którzy uważają, że lepsza jest współpraca z Zachodem. Czeski nacjonalizm dochodzi do głosu.
W Polsce nacjonaliści uważają, że są samowystarczalni. Niepotrzebni nam do tego Rosjanie, wręcz odwrotnie...
Jest spora grupa, która używa retoryki pansłowiańskiej i buduje swoją tożsamość na kontrze wobec Niemców.
Zaprzeczeniem takich poglądów był Václav Havel, pierwszy prezydent wolnej Czechosłowacji po 1989 r. Ale także i Tomáš Masaryk, filozof, pierwszy prezydent przedwojennej Czechosłowacji. Ich prezydentury były wyjątkiem potwierdzającym regułę?
No cóż, prawda jest taka, że zarówno Havla, jak i Masaryka na szczyty władzy wyniosła rewolucja. Jednego rozpad Austro-Węgier, drugiego upadek komunizmu. Gdyby Havel stanął teraz do wyborów, nie miałby szans na wygraną. Filozof czy pisarz prezydentem? To paradoksalnie nie leży w naturze Czechów.
Mówi pan o pansłowiańskich ideach, wspominając głównie Rosję. Jaką rolę odgrywa w tym dyskursie także słowiańska Polska? Prezydent Andrzej Duda promuje ideę Trójmorza, w której istotną rolę odgrywają Czesi. Czy sojusze z Polską są politycznie ważne?
Szczerze? Myślę, że stosunek do Polaków cechuje obojętność. Politycznie Polska jest nieistotna.
Przecież jesteśmy cztery razy więksi od was.
Część społeczeństwa współczuje Polakom.
Czego?
Rzekomo niesprawiedliwego podejścia UE, która krytykuje polskie rządy za sądy czy Trybunał Konstytucyjny. To dla części Czechów kolejny przykład niesprawiedliwego działania Unii, która wtrąca się w wewnętrzne sprawy państw członkowskich.