Decyzja ws. przyszłości europosła PiS Ryszarda Czarneckiego na stanowisku wiceszefa PE nie będzie merytoryczna, a polityczna - oceniła w Brukseli wicemarszałek Sejmu Beata Mazurek. Chciałaby również - zaznaczyła - by wszyscy w PE byli traktowani jednakowo.

- Decyzja, która zapadnie wobec Ryszarda Czarneckiego nie będzie decyzją merytoryczną, tylko polityczną - powiedziała dziennikarzom w Parlamencie Europejskim Mazurek.

Jak podkreśliła, wskazuje na to m.in. stosunek szefa PE Antonio Tajaniego do zachowania lidera liberałów Guya Verhofstadta, który - wypowiadając się o Marszu Niepodległości w Warszawie - mówił o "60-tysięczny marszu faszystów".

Tajani nie zdecydował się na żadne sankcje w związku z tą wypowiedzią, zwracając uwagę, że musi szanować wolność wypowiedzi posłów, jeśli nie naruszają regulaminu. Wskazał przy tym na artykuł regulaminu, który mówi o tym, że postępowanie posłów odznacza się wzajemnym szacunkiem.

Mazurek zaznaczyła, że Verhofstadt skierował swoje słowa do tysięcy ludzi, którzy szli w manifestacji i "włos mu z głowy nie spadnie", natomiast opinia Czarneckiego wobec Róży Thun po jej "skandalicznych wypowiedziach" ma skutkować pozbawieniem go funkcji. - Nie ma w tym logiki, jest tylko matematyka i polityka - oceniła.

Sam Czarnecki podkreślał, że umówił się z Tajanim, że nie będzie relacjonował mediom przebiegu ich porannej rozmowy. Przebiegu swojej rozmowy z szefem PE nie ujawnia również Thun.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że szef Parlamentu Europejskiego ma przekazać konferencji przewodniczących PE w przyszłym tygodniu w czwartek relacje ze spotkań. Później zapadnie decyzja, czy uruchamiać procedurę zmierzającą do odwołania Czarneckiego.