Mimo porozumienia liderów partyjnych, na wielką koalicję chadeków i socjaldemokratów muszą się zgodzić działacze partyjni. A to nie jest przesądzone.
Jeszcze przed weekendem wydawało się, że w Berlinie kolejna wielka koalicja chadeków z CDU/CSU i socjaldemokratów z SPD jest tylko kwestią czasu. W piątek liderzy partyjni Angela Merkel, Horst Seehofer i Martin Schulz ogłosili, że po 24-godzinnym maratonie negocjacyjnym ich stanowiska są na tyle bliskie, że można przejść do spisywania szczegółowej umowy koalicyjnej.
O ile wśród chadeków nie ma poważniejszej krytyki wyników rozmów, to część lewicy jest niezadowolona. Od początku krytycznie do pomysłu kolejnych wspólnych rządów odnosił się Kevin Kühnert, lider lewicowej młodzieżówki Jusos. Po ogłoszeniu wyniku rozmów władze regionalne Saksonii zarekomendowały, by podczas odbywającego się w najbliższą niedzielę zjazdu partyjnego głosować przeciw wielkiej koalicji na uzgodnionych dotychczas warunkach. Co prawda ten region deleguje tylko siedmiu z ok. 600 działaczy, ale jest to jasny sygnał, że w SPD kolejna wielka koalicja nie jest jeszcze pewna.
Krytyczny jest także ceniony na lewicy burmistrz Berlina Michael Müller, który stwierdził, że mając na uwadze słabe wyniki wyborcze obu partii, ta sama koalicja z podobną polityką nie wydaje się być dobrą odpowiedzią na sytuację.
– Dlatego nie przekonuje mnie kontynuacja bez znaczących zmian – wyjaśniał polityk cytowany przez dziennik „Tagesspiegel”.
Być może reprezentanci SPD będą chcieli jeszcze w tym tygodniu wrócić do rozmów o „Große Koalition”, ale to wymaga zgody chadeków. Choć odrzucenie wyniku rozmów wydaje się mało prawdopodobne, Martin Schulz i inni liderzy SPD będą musieli włożyć wiele wysiłku, by przekonać swoich działaczy do głosowania „za”. Nawet jeśli uda się to podczas zjazdu, ostateczną umowę koalicyjną, której negocjowanie zajmie jeszcze długie tygodnie, będą musieli zatwierdzić w powszechnym głosowaniu wszyscy członkowie SPD, których jest ponad 400 tys.
Tymczasem to, na co się zgodzono w jawnym, 28-stronicowym dokumencie, nie wydaje się rewolucyjne. O tym, że liczba przyjmowanych uchodźców zostanie ograniczona do ok. 200 tys. osób rocznie (limit ma się wahać od 180 tys. do 220 tys.), mówiło się za Odrą już od dawna. Prawica może postrzegać jako swój sukces, że na razie nie ma mowy o łączeniu rodzin, a w przyszłości ma ono obejmować nie więcej niż tysiąc osób miesięcznie i nie będzie dotyczyło m.in. świeżo zawartych małżeństw.
Także deklaracja niepodwyższania podatków może być traktowana jako zwycięstwo chadeków. Ukłonem w stronę socjaldemokracji była za to zgoda na rozłożenie płatności na zdrowie między pracodawców i pracowników. Ale nie ma mowy o ograniczeniu prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych, na czym zależało SPD. Zwiększone zostaną za to zasiłki na dzieci, zostanie też zapisany gwarantowany poziom emerytury, który ma wynosić co najmniej 48 proc. ostatniej wypłaty. Bez tego zapisu i zmiany systemu naliczania relatywna wartość wypłacanych emerytur wkrótce zaczęłaby spadać.
Z polskiego punktu widzenia istotna wydaje się być mowa o przeciwdziałaniu „dumpingu pensji”, co może oznaczać presję na zwiększenie wynagrodzeń nad Wisłą. Warto też odnotować, że przyszli koalicjanci chcą, by Niemcy odgrywały ważną rolę w stałej współpracy strukturalnej w dziedzinie obronności (PESCO). Warszawa w tej materii działa niemrawo. Z drugiej strony Niemcy chcą wprowadzić ograniczenia eksportu broni, które mają być egzekwowane również na poziomie unijnym.
W przygotowanym przez liderów obu partii dokumencie wprost zapisano, że wspólnie z Francją Niemcy będą pracować nad wzmocnieniem strefy euro. Silna współpraca na linii Berlin–Paryż jest bardzo mocno zaakcentowana. W dokumencie pojawia się także krytyka stanu praworządności i przestrzegania praw człowieka w Turcji. Polska nie pojawia się ani w jednym, ani w drugim kontekście. Zapowiadane jest za to ograniczenie obecności militarnej w Iraku i wzmocnienie pomocy rozwojowej dla tego regionu. Zaangażowanie wojska niemieckiego w Afganistanie i Mali ma się nie zmieniać.
Obie partie przyznały się niejako do porażki, gdy stwierdziły, że zakładana redukcja gazów cieplarnianych do 2020 r. nie jest możliwa. Do końca roku ma być opracowany plan rozstania się z węglem. Do 2030 r. 65 proc. energii zużywanej w Niemczech ma pochodzić z odnawialnych źródeł energii.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, ciekawa jest zapowiedź zatrudnienia kolejnych 15 tys. ludzi w służbach. W ramach wzmacniania społeczeństwa obywatelskiego mają zostać rozbudowane programy zwalczania radykalnej prawicy i lewicy, antysemityzmu i radykalnego islamu (m.in. salafizmu). Jeśli chodzi o kwestie międzynarodowe, koalicjanci chcą umacniać demokrację i solidarność w Europie, m.in. wzmacniając Parlament Europejski.
Obie partie zgadzają się również, że wielkie koncerny (wymienione są Google, Apple, Facebook i Amazon) powinny płacić więcej podatków.