Upadł mit niezwyciężonego Zemana. Urzędujący szef państwa nie jest już faworytem w wyścigu o prezydenturę.
Druga tura wyborów prezydenckich w Czechach może być bardziej emocjonująca, niż oczekiwano. W zakończonej w sobotę pierwszej rundzie urzędujący prezydent, socjaldemokrata Miloš Zeman, uzyskał 38,6 proc. głosów, znacznie mniej, niż się spodziewał. Szef państwa liczył nawet na 45-proc. poparcie, które dawał mu jeden z ostatnich sondaży. Z kolei jego rywal, bezpartyjny naukowiec Jiří Drahoš, przekonał do siebie 26,6 proc. głosujących.
Dwanaście punktów różnicy tylko w teorii wygląda na sporą przewagę. Należy bowiem wziąć pod uwagę, że do poparcia jego kontrkandydata wezwało już pięciu najpopularniejszych polityków, którzy odpadli w pierwszej rundzie. A łącznie całą piątkę poparło aż 32,5 proc. Czechów. Co więcej, oba tegoroczne sondaże dawały Drahošowi zwycięstwo w drugiej turze stosunkiem głosów odpowiednio 48:42 i 48:44. – Runął mit niezwyciężonego Zemana – mówi filozof i socjolog ks. Tomáš Halík, cytowany przez portal Lidovky.cz.
– W tej sytuacji trudno mówić o Zemanie jako o faworycie drugiej rundy. Praska kawiarnia może pokonać ludową gospodę, zwłaszcza że Drahoš całkiem skutecznie przekonuje, że nie jest tylko kandydatem wielkomiejskim – mówi DGP wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Mateusz Gniazdowski, nawiązując do wizerunku Drahoša jako statecznego, nieco nudnego profesora kojarzonego z Pragą. Ten były szef Czeskiej Akademii Nauk stara się kontrować ten wizerunek, przypominając, że wychował się w niewielkim Jabłonkowie na czeskim Śląsku. Przekonany zwolennik integracji euroatlantyckiej, nawiązujący do dorobku Václava Havla, a zarazem człowiek stonowany, wyraźnie różni się od znanego z alkoholowych wpadek prezydenta, będącego jednym z najbardziej prorosyjskich liderów w UE.
– Drahoš chce się zaprezentować jako człowiek bliski obywatelom spoza stolicy – wskazuje Gniazdowski. – Nie jest może charyzmatyczny, ale w Czechach widać zapotrzebowanie nie na wyrazistego polityka, ale kogoś stojącego ponad bieżącymi sporami politycznymi. Jego zwycięstwo kojarzyłoby się z sukcesem Andreja Kiski na Słowacji i Klausa Iohannisa w Rumunii – dodaje. W obu państwach sytuacja wyborcza nieco przypominała czeską. W 2014 r. biznesmen i filantrop Kiska pokonał długoletniego premiera Roberta Ficę, zaś Iohannis, mer niewielkiego Sybinu, wygrał z szefem rządu Victorem Pontą.
Wybory prezydenckie w Czechach są kontynuacją trendu. Nasi południowi sąsiedzi kontestują tradycyjne partie polityczne, czego dowiodły już ubiegłoroczne wybory parlamentarne, które wygrało ANO czesko-słowackiego biznesmena Andreja Babiša, a trzecią pozycję zajęła Czeska Partia Piratów. – Wybory parlamentarne pokazały upadek tradycyjnych ugrupowań lewicowych, a władzę zdobyła siła kontestująca dotychczasowe porządki. Z dużych partii kwarantannę przeszła tylko prawicowa Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS), która zajęła drugie miejsce – przypomina Mateusz Gniazdowski.
Co udało się zrobić ODS rok temu, nie udało się teraz jej kandydatowi, byłemu premierowi Mirkowi Topolánkowi, który w piątek i sobotę – wybory w Czechach są dwudniowe – uzyskał kompromitujące 4,3 proc. głosów. – Oferował Czechom Zemana a rebours, równie wyrazistego, twardego, bezpośredniego i uwikłanego w walkę polityczną – mówi nasz rozmówca z OSW. A na takich polityków zapotrzebowania nad Wełtawą nie ma. „Niepokonaną przeszkodą okazał się ciężar przeszłości, zwłaszcza że jego doradca i przyjaciel Marek Dalík siedzi w areszcie w związku z korupcją” – pisze na łamach dziennika „Hospodářské Noviny” publicysta Petr Honzejk.
– Nawet Zeman starał się grać na nastrojach antyestablishmentowych, choć pozostaje głęboko osadzony w czeskich elitach politycznych – mówi Mateusz Gniazdowski. Urzędujący prezydent odwołujący się do podobnych nastrojów jest mniej wiarygodny niż jego rywal. Drahoš nigdy nie pełnił funkcji politycznej. Zeman był premierem i szefem parlamentu, a przez osiem lat stał na czele Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej, jednej z najsilniejszych w historii kraju. Aby zachować szanse na reelekcję, musi wziąć się ostro do pracy. Zwycięzca pierwszej tury już zapowiedział, że weźmie udział w debatach z rywalem. Dotychczas tego nie robił.