Szukasz urozmaiconej, ambitnej i ekscytującej pracy? Zgłoś się do Jugendamtu i działaj na rzecz tych, którzy naprawdę tego potrzebują. Wspieraj dzieci w okresie dorastania, pomagaj nastolatkom i doradzaj rodzinom w różnych sytuacjach życiowych” – tak urzędy zabiegają o nowych pracowników. W broszurze „Profesjonaliści dla dzieci, młodzieży i rodzin” prezentują swoją działalność i starają się ocieplić wizerunek. Dziewiątka uśmiechniętych młodych ludzi opisuje, jak wygląda ich standardowy dzień pracy i jak wiele osób potrzebuje ich wsparcia. „Każdy dzień jest inny” – zachwalają swoją instytucję. O odbieraniu dzieci rodzicom nie ma tam mowy. Jest tylko wzmianka, że w razie zagrożenia trzeba „przenieść dzieci w bezpieczne miejsce”.
Magazyn 12.01.2018 / Dziennik Gazeta Prawna
Gdzie i kiedy nastąpiło poczęcie?
W Niemczech działa 600 urzędów ds. młodzieży, w których pracuje 46 tys. osób. Podlegają one władzom powiatowym i miastom na prawach powiatu. Tradycja samorządowych instytucji zajmujących się opieką nad nieletnimi ma w Niemczech ponad sto lat. W latach 30. część ich uprawnień przejęły Hitlerjugend i inne organizacje, których zadaniem było wychowanie młodzieży w duchu narodowo-socjalistycznym. Od czasu zjednoczenia Niemiec regularnie rosną zadania i uprawnienia Jugendamtów. Ich głównym celem jest ochrona nieletnich oraz wspieranie rodzin w wychowaniu dzieci. Oznacza to m.in., że odpowiadają one za organizację opieki w żłobkach i przedszkolach oraz udzielają pomocy finansowej potrzebującym.
Opinia o działaniach urzędów ds. młodzieży nie jest w Niemczech najlepsza. W mediach mnóstwo jest doniesień o gruboskórnych urzędnikach, którzy przekraczają swoje uprawnienia. Na forach internetowych zainteresowani udzielają sobie porad, jak obronić się przed ich interwencjami. W sondzie przeprowadzonej przez jeden z portali aż dwie trzecie spośród 3,7 tys. głosujących uznało, że Jugendamt wyrządził im lub ich dzieciom znaczną szkodę.
„Gdzie i kiedy miał miejsce stosunek płciowy? (Proszę podać termin zapłodnienia, hotel/pensjonat, numer pokoju.) Jak często odbywały się stosunki płciowe? Czy w okresie, w którym nastąpiło poczęcie, w rachubę wchodzą inni mężczyźni jako ojcowie? Jeśli tak, to kto?” – takie pytania od urzędniczki w Monachium otrzymała Ulrike H., matka samotnie wychowująca 16-letnią córkę. „To było głęboko obraźliwe, seksistowskie i dyskryminujące” – tak o tej rozmowie w Jugendamcie opowiadała kobieta monachijskiemu tabloidowi „tz”. „Gdyby nie to, że ubiegałam się o pieniądze dla córki, nigdy nie poddałabym się takiemu traktowaniu” – mówiła.
Zarzuty o bezduszność to podstawowe oskarżenie wobec pracowników Jugendamtów, a historia Ulrike H. to tylko jeden z najnowszych przykładów. Monachijscy urzędnicy uważają jednak, że te oceny są krzywdzące, a ich ankieta właśnie tak musiała wyglądać. Urząd przyznaje matkom samotnie wychowującym dzieci zaliczki na poczet nieopłaconych alimentów, a to oznacza, że ma prawo badać, kim jest ojciec i dlaczego uchyla się od łożenia na dziecko. „Każdego z wnioskodawców traktujemy z szacunkiem, ale oczekujemy, by w tego typu sprawach aktywnie z nami współpracował” – tłumaczą urzędnicy.
Niemieckie urzędy ds. młodzieży najbardziej kojarzone są z działalnością związaną z ochroną nieletnich. To właśnie ta kwestia budzi także w Niemczech największe kontrowersje. W ostatnich kilkunastu latach uszczegółowiono przepisy dotyczące działań Jugendamtów w przypadku zagrożenia dobra dziecka. Ustawodawcy w Niemczech uznali, że jest ono ważniejsze niż prawa rodziców.
Urzędnicy muszą natychmiast zająć się sprawą, gdy tylko pojawiają się jakiekolwiek przesłanki, mogące świadczyć o zagrożeniu dobra dziecka. Pierwszym krokiem jest zaoferowanie pomocy rodzicom, względnie opiekunom. Jeśli ci jednak nie chcą lub nie są w stanie współpracować w tej sprawie, a „istnieje naglące niebezpieczeństwo i nie można oczekiwać decyzji sądu w najbliższym czasie, wówczas Jugendamt zobowiązany jest do przejęcia opieki nad dzieckiem lub nastolatkiem”.
To „przejęcie opieki” oznacza, że urzędnicy odbierają rodzicom, względnie opiekunom prawnym, zagrożone dzieci i przekazują je do rodziny opiekuńczej lub do ośrodka. Trwa to do czasu wyjaśnienia sprawy lub rozwiązania problemu. W blisko połowie przypadków najpóźniej w ciągu dwóch tygodni dzieci wracają do swoich rodzin. Nad ich sytuacją pracownicy socjalni czuwają jednak nadal.
Według Federalnego Urzędu Statystycznego w 2016 r. urzędy ds. młodzieży podjęły działania w postaci przejęcia czasowej opieki nad nieletnimi w ponad 84 tys. przypadków. To oznacza, że w porównaniu do 2013 r. liczba takich postępowań podwoiła się, zaś w porównaniu do początku XXI w. wzrost jest aż czterokrotny.
Z jednej strony związane jest to z napływem półtora miliona uchodźców do Niemiec w ostatnich latach. Część z nich to dzieci i młodzież, które znalazły się w Niemczech bez rodziców i opiekunów. Właśnie dlatego na mocy ustawy urzędnicy z Jugendamtów musieli wziąć je pod swoje skrzydła. W statystykach za 2016 r. liczba takich przypadków wynosi blisko 45 tys.
Z drugiej strony urzędy ds. młodzieży wkraczają, jeśli otrzymują sygnały, że rodzice nie radzą sobie z wychowaniem dzieci, zaniedbują je czy maltretują. Najczęściej informacje na ten temat przekazuje policja, a także krewni i lekarze. Ryzyko zagrożeń mogą zgłaszać również same dzieci. W 2016 r. podjęto te czasowe działania ochronne wobec prawie 22 tys. dzieci poniżej 14. roku życia.
Rzeczywistość wyrażana w statystykach nie do końca pokrywa się z przekazami medialnymi dotyczącymi działań Jugendamtów. W mediach dominują doniesienia o dzieciach poniżej 3. roku życia, które zostały odebrane rodzicom (z reguły przejściowo). Tymczasem kilkakrotnie częściej urzędnicy decydują o umieszczeniu nastolatków w rodzinach i ośrodkach opiekuńczych. Szczególnie zagrożoną grupą są dziewczęta w wieku 14–16 lat, które muszą być chronione m.in. przed domową przemocą seksualną i z tego powodu odbierane są rodzicom i opiekunom prawnym.
Działalność Jugendamtów jest zróżnicowana regionalnie. Proporcjonalnie najwięcej interwencji wobec rodzin podejmują urzędnicy w dużych miastach oraz na północy i na wschodzie Niemiec, gdzie tradycyjny model rodziny występuje rzadziej niż w katolickich regionach na południu RFN.
Konflikt interesów
„Wnuk ma teraz 5,5 roku, ale nie chodzi do przedszkola. Boimy się, że przy pomocy policji znów zostanie on nam wykradziony. Poprzednio Jugendamt umieścił go na 12 dni u biologicznego ojca, który go zupełnie nie znał. To był straszny czas i wnuk powrócił do nas z licznymi krwiakami” – opowiadał w zeszłym roku gazecie „Rheinische Post” Ernst Peter Warnke z miasta Straelen przy granicy z Holandią. Wywiad zilustrowany był jego zdjęciem z żoną i córką, która jest matką chłopca. Cała trójka stała smutna przy pustym łóżeczku, prezentując zdjęcie chłopca, który jeszcze do nich nie wrócił.
Ich historia zaczęła się kilka miesięcy wcześniej, kiedy urzędnicy przy pomocy policji i ślusarza weszli do mieszkania kobiety i odebrali jej obydwu synów. Ją samą przewrócili na podłogę i skuli kajdankami. Urzędnicy przychodzili do niej już wcześniej, ponieważ mieli sygnały, że niemowlę płacze i pozostaje bez opieki. Matka zobaczyła młodszego syna dopiero po ośmiu miesiącach. Miała wtedy zgodę sądu na spotkania z dzieckiem – dwie godziny raz w tygodniu i pod nadzorem przedstawiciela Jugendamtu.
„Rheinische Post” wielokrotnie zajmowała się tą sprawą. Ernst Peter Warnke, który jest szanowanym profesorem i pracuje dla regionalnego przemysłu, uruchomił wszystkie możliwe kontakty. Rodzina zwróciła się o pomoc także do miejscowych polityków oraz do innych wpływowych osób i instytucji. Prosili również o wsparcie kanclerz Angelę Merkel, ale jej biuro odpisało, że nie ma możliwości interwencji. W końcu matka wgrała sprawę. Udało się jej obalić przypuszczenia biegłego sądowego, że cierpi na paranoiczne zaburzenia osobowości. Po 14 miesiącach rozłąki Jugendamt zwrócił jej drugiego syna. Teraz zapowiada, że będzie pomagać innym, których krzywdzą urzędnicy poprzez nieuprawnione stosowanie przepisów dotyczących ochrony dzieci.
Zdaniem rodziny Warnke kluczową sprawą w konflikcie z Jugendamtem jest pozyskanie kompetentnych prawników. W tych sprawach specjalizuje się w Niemczech kilka tysięcy adwokatów. „Co mogą zrobić urzędnicy? Jak bronić się przed Jugendamtem? Jak odzyskać dziecko?” – w krótkich filmach na YouTubie mówi o tym m.in. mecenas Oliver Abel z Kolonii. Przy okazji tych porad zachęca, by zgłaszać się do jego kancelarii.
„Pomoc przy wychowaniu dzieci to szybko rosnący rynek, który finansowany jest ze środków publicznych i któremu brakuje przejrzystości i kontroli. Chodzi tu o wiele pieniędzy, które otrzymują świadczeniodawcy. Dlatego jest tak ważne, by wiedzieć, jak te pieniądze są wydawane” – mówiła dziennikowi „Die Welt” Marie Möller, ekspertka Instytutu Niemieckiej Gospodarki (IW). Dwa lata temu przygotowała ona raport o kosztach wsparcia opieki nad dziećmi i młodzieżą w Niemczech.
Według danych z tego raportu wydatki na utrzymanie dzieci i młodzieży w rodzinach i ośrodkach opiekuńczo-wychowawczych w latach 2005–2015 podwoiły się i osiągnęły poziom 9 mld euro. Jednostkowy koszt utrzymania dziecka, względnie nastolatka w ośrodku waha się w zależności od landu od 25 tys. do 36 tys. euro rocznie. Zdaniem Möller jedną z przyczyn wzrostu wydatków na ten cel jest udział przedstawicieli organizacji, które prowadzą ośrodki opiekuńcze, w lokalnych komisjach zajmujących się polityką socjalną wobec nieletnich. „To oznacza, że uczestniczą oni w podejmowaniu decyzji, na podstawie których mogą otrzymywać zlecenia. To konflikt interesów” – krytykowała Marie Möller.
Z punktu widzenia rodzin, które opiekują się dziećmi powierzonymi im przez Jugendamty, nie jest to jednak wielki interes. Na przykład w powiecie Gießen w zachodnich Niemczech zajmuje się tym sto takich rodzin. Za opiekę nad dzieckiem otrzymują 70 euro dziennie oraz zwrot kosztów za dojazdy do lekarza i na spotkania z biologicznymi rodzicami dziecka. To może być ich tylko dodatkowa działalność, do której muszą się przygotować i której muszą podporządkować inne aktywności.
Są jednak i tacy w Niemczech, którzy uważają, że urzędnicy odpowiedzialni za ochronę dzieci i młodzieży nadal działają zbyt opieszale. Jeden z nich wystąpił miesiąc temu w telewizji RTL. Był to ojciec dwuletniej dziewczynki z Turyngii, którą policjanci znaleźli zaniedbaną i wychłodzoną w zapuszczonym domku na działce. Matka tłumaczyła, że to nieporozumienie i nic wie o narkotykach, które wtedy również znaleziono. Po krótkim pobycie w szpitalu dziewczynka znów do niej wróciła. Sprawa trafiła do mediów, dzięki czemu po półtorarocznej przerwie ojciec znów zobaczył własną córkę. Na razie tylko na zdjęciach, ale chce na nowo nawiązać z nią kontakt. Żali się, że Jugendamt mu w tym nie pomaga. Może liczyć jednak na niemiecką telewizję, której reporterka zapowiedziała, że nie odpuści tematu.
Opinia o działaniach urzędów ds. młodzieży nie jest w Niemczech najlepsza. W mediach mnóstwo jest doniesień o gruboskórnych urzędnikach, którzy przekraczają swoje uprawnienia. Na forach internetowych zainteresowani udzielają sobie porad, jak obronić się przed ich interwencjami