Droga od uruchomienia przez KE art. 7.1 do poniesienia konsekwencji jest daleka, ale już teraz Polska dużo straciła i straci - ocenił b. premier Leszek Miller. Jego zdaniem taka decyzja Komisji będzie miała ogromne konsekwencje wizerunkowe, polityczne i ekonomiczne dla Polski.

Komisja Europejska zdecydowała w środę o uruchomieniu art. 7.1 traktatu unijnego wobec Polski. Wiceszef Komisji Frans Timmermans, który poinformował o tej decyzji, podkreślił, że KE daje Polsce trzy miesiące na wprowadzenie rekomendacji dotyczących praworządności.

"Decyzja KE, niezależnie od tego, co się dalej zdarzy, będzie miała ogromne konsekwencje dla naszego kraju - wizerunkowe, polityczne i ekonomiczne" - oświadczył były szef SLD Leszek Miller na konferencji prasowej w Sejmie. Jak mówił, w kwestiach wizerunkowych "Polska przestanie być liderem, który osiągnął znakomite wyniki zarówno w negocjacjach europejskich, jak i potem w wykorzystywaniu wszystkich szans związanych z wejściem Polski do UE".

Jego zdaniem Polska już nie będzie krajem godnym naśladowania, a pozycja naszego kraju ulegnie istotnemu pogorszeniu.

Były szef SLD powiedział też, że w kwestiach politycznych "będzie o wiele trudniej montować rozmaite koalicje na rzecz realizowania polskich interesów". "Unia Europejska polega na kulturze kompromisu; w wielu sprawach różne kraje umawiają się co do prezentowania wspólnego stanowiska" - podkreślił. Zdaniem Millera "z łatką kraju, który nie jest praworządny, zawieranie tego rodzaju koalicji dla polskiego interesu będzie bardzo utrudnione, czy wręcz nawet niemożliwe".

Miller ocenił również, że "Unia Europejska może surowiej traktować rozmaite programy Polski, chociażby takie jak partnerstwo prywatno-publiczne, czy wydatkowania rozmaitych kwot, których zasadniczym komponentem są pieniądze unijne".

Były przewodniczący SLD wyraził opinię, że "w kraju, w którym są istotne problemy - np. nie ma pewności, czy sądy są niezawisłe, w kraju mało stabilnym" dla zagranicznych inwestorów, inwestowanie jest "mało pociągające". "Sygnał do inwestorów, że sądy są pod presją polityczną będzie dla nich wystarczającą przestrogą, żeby omijać Polskę i nie lokować tu żadnych inwestycyjnych nadziei" - ocenił.

"Droga od uruchomienia art. 7.1 do wszystkich jego konsekwencji jest daleka, ale niezależnie od tego, co się wydarzy, Polska bardzo dużo straciła i straci" - podkreślił polityk. Dodał, że "jeżeli dla obecnego rządu gwarantem, że Polska nie zostanie poddana sankcjom, jest stanowisko jednego premiera Węgier, to świadczy to o tym, jak katastrofalnie obniżyła się pozycja Polski".

"Zależymy od głosu jednego premiera i to wcale nie najważniejszego kraju - to katastrofa" - ocenił Miller.

Art. 7.1 unijnego traktatu mówi, że na uzasadniony wniosek jednej trzeciej państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego lub Komisji Europejskiej, Rada UE (składająca się z przedstawicieli wszystkich państw członkowskich) większością czterech piątych, po uzyskaniu zgody PE, może stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez kraj członkowski wartości unijnych.

Timmermans powiedział na środowej konferencji prasowej, że "Komisja jest gotowa, w konsultacji z PE i Radą, do ponownego rozważenia swojej uzasadnionej propozycji". "To nie jest opcja nuklearna. Prosimy teraz Radę i PE o to, co Komisja robiła przez ostatnie dwa lata: o przeanalizowanie sytuacji i zadecydowanie, czy w opinii tych dwóch instytucji istnieje wyraźne ryzyko poważnego zagrożenia dla praworządności" - powiedział wiceszef KE. (PAP)