14 grudnia gdański sąd apelacyjny ma wydać wyrok ws. o swobodę karmienia piersią w restauracji. Sąd I instancji uznał, że przekazanie przez kelnera prośby innych klientów lokalu o dyskretniejsze karmienie nie było dyskryminacją. Pełnomocnicy matki mają inne zdanie.

Pozew w tej sprawie wniosło w imieniu kobiety Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego (PTPA): żądało 10 tys. zł odszkodowania dla kobiety oraz przeprosin. PTPA zarzuciło właścicielowi sopockiego lokalu, że jeden z kelnerów dopuścił się dyskryminacji klientki, przekazując jej prośbę innych gości restauracji o dyskretniejsze karmienie dziecka. W połowie grudnia ub.r. Sąd Okręgowy w Gdańsku oddalił powództwo uznając, że do dyskryminacji nie doszło. Apelację w tej sprawie wniosło – w imieniu młodej matki, PTPA. Przyłączył się do niej także Rzecznik Praw Obywatelskich.

W czwartek przed Sądem Apelacyjnym w Gdańsku odbyła się rozprawa, w czasie której sąd wysłuchał stron i poinformował, że wyrok wyda 14 grudnia.

Reprezentująca PTPA Katarzyna Bogatko podkreśliła w czwartek przed sądem, że w ocenie Towarzystwa "nie ma wątpliwości, że doszło do dyskryminacji w dostępie do usług ze względu na płeć", a także do naruszenia dóbr osobistych Liwii Małkowskiej (kobieta zgodziła się na podanie jej danych - PAP). "Nie można zgodzić się z twierdzeniem sądu (I instancji), że kelner wykonał jedynie prośbę osób trzecich" – mówił w czasie rozprawy Bogatko podkreślając, że "w przypadku dyskryminacji bezpośredniej zamiary i motywacja osoby dyskryminującej nie mają znaczenia", a istotnie jest, czy doszło do nierównego traktowania.

"Sprawa ma niezwykle ważny aspekt społeczny. Fala hejtu, która wylała się na panią Liwię po tym, jak zdecydowała się dochodzić swoich praw, pokazuje, że problem karmienia piersią w Polsce jest wciąż bardzo kontrowersyjny, a wyrok, w którym sąd skupia się na tym, czy karmienie odbyło się w sposób ostentacyjny czy nie, utrwala tylko stereotypowe podejście do czynności, która powinna być odbierana w sposób naturalny" – powiedziała też Bogatko.

Anna Mazurczak reprezentująca w czwartek przed sądem RPO zaznaczyła, że zdaniem Rzecznika "niewątpliwie doszło do dyskryminacji". "Jedną z form nierównego traktowania jest z pewnością zawstydzanie, upokarzanie matek karmiących w miejscach publicznych" – powiedziała przypominając, że zarówno Światowa Organizacja Zdrowia, jak i polskie Ministerstwo Zdrowia zalecają i zachęcają kobiety do jak najdłuższego karmienia piersią ze względu na korzyści, jakie przynosi to dziecku.

"Ministerstwo Zdrowia uznało, że karmienie piersią w miejscach publicznych jest częścią życia społecznego" – zaznaczyła Mazurczak. Dodała, że w ocenie RPO "wzbudzanie w kobietach przekonania, że karmienie piersią jest czynnością wstydliwą, może sprawić, że kobiety mogą obawiać się karmić w dogodnym czasie i miejscu dla ich dziecka", co z kolei "może prowadzić do ograniczania udziału kobiet w życiu społecznym w miejscu publicznym" a także "do ograniczenia karmienia piersią".

"W tej sprawie ważne jest, żeby wysłać sygnał, że karmienie piersią jest rzeczą naturalną" – mówiła Mazurczak dodając, że "usługodawcy nie mogą wprowadzać żadnych ograniczeń dotyczących karmienia piersią na terenie ich lokali". Dodała, że nie ma znaczenia, czy zwrócenie uwagi przez kelnera było spełnieniem prośby klientów, czy była to własna inicjatywa obsługi lokalu. "To usługodawca jest zobowiązany do przestrzegania zasady równego traktowania. Ten obowiązek leży po jego stronie" – zaznaczyła.

Reprezentująca właściciela lokalu Natalia Bukowska-Draganik argumentowała, że kelner zwracając się do karmiącej kobiety "działał w jej interesie". "Chciał jej jedynie pomóc, poinformować, uprzedzić, że jacyś klienci mają jakieś zastrzeżenia. To świadczy o jego dobrej woli" – mówiła. Podkreśliła, że karanie kogoś "opierając się tylko i wyłącznie na skrajnych odczuciach osób, które w danej sytuacji uznają, że są dyskryminowane", prowadziłoby "do skrajności", "do absurdu".

Sprawa dotyczy zdarzenia, które miało miejsce w listopadzie 2014 r. Matka 6-miesięcznego wówczas dziecka Liwia Małkowska, twierdziła, że gdy w sopockim lokalu próbowała je nakarmić, podszedł do niej kelner i powiedział, że kierownictwo restauracji nie życzy sobie karmienia piersią przy stole, bo gdy wcześniej dochodziło do takich sytuacji, goście byli oburzeni. Kobieta zeznawała, że - jako miejsce do karmienia wskazano jej m.in. toaletę.

Z kolei właściciel i pracownicy restauracji twierdzili przed sądem, że nie mają nic przeciwko karmieniu piersią w lokalu. Kelner, który obsługiwał kobietę zeznał przed sądem I instancji, że małżeństwo siedzące przy stoliku sąsiadującym z młodą matką zwróciło się do niego o przekazanie kobiecie prośby o dyskretniejsze karmienie. Kelner wyjaśniał, że podszedł do matki, wyjaśnił, że przekazuje tylko prośbę innych gości. Zeznał, że zaproponował kobiecie krzesełko w rogu sali, używane czasem przez kobiety karmiące małe dzieci. Jedna z kelnerek pracujących w restauracji zeznała, że - podczas karmienia, widoczna była pierś kobiety.

Zdaniem sądu okręgowego do dyskryminacji nie doszło, bo pracownicy restauracji nie "nakazali określonego zachowania, a jedynie przekazali prośbę innych klientów o dyskretniejsze karmienie ewentualnie przeniesienie się w inne, bardziej intymne miejsce w restauracji". "Przekazanie prośby nie oznacza nierównego traktowania" – mówiła uzasadniając wyrok sędzia Agnieszka Gieral-Siewielec. "Prośba innych klientów była uprawniona z uwagi na wskazywany przez jednego z kelnerów, ostentacyjny sposób karmienia przez panią Liwię Małkowską. Karmienie piersią w miejscach publicznych wszak nie może naruszać praw podmiotowych innych osób ani przyjętych w tym zakresie norm społecznych i moralnych" - mówiła sędzia.

Zdaniem Gieral-Siewielec materiał dowodowy nie potwierdził, aby kelner poprosił karmiącą matkę o "przeniesienie się do toalety celem nakarmienia dziecka, a jedynie poinformował ją o możliwości kamienia w innym miejscu, z którego korzystają w tym celu inne kobiety karmiące piersią". Sędzia dodała, że rozbieżność w zeznaniach kobiety i kelnera mogła wynikać z faktu, że zaproponowane przez pracownika restauracji miejsce znajdowało się "niedaleko wejścia do toalety". (PAP)

autor: Anna Kisicka