W środę rozpoczyna się szczyt UE – Unia Afrykańska. Potrwa dwa dni i weźmie w nim udział 28 państw europejskich oraz 55 państw afrykańskich.
Swoją obecność zapowiedział m.in. prezydent Francji Emmanuel Macron. Stronę polską reprezentować będą wiceministrowie spraw zagranicznych: Konrad Szymański oraz Joanna Wronecka.
Spotkanie w największym mieście Wybrzeża Kości Słoniowej, Abidżanie, poświęcone ma być sytuacji młodego pokolenia. Afryka to najmłodszy kontynent – 60 proc. mieszkańców nie ma jeszcze 25 lat. A jej populacja, według prognoz demograficznych, ma się podwoić do 2050 r. Jeśli ludzie ci nie będą mieli perspektyw, zdecydują się na migrację – która w niesprzyjających warunkach może przybrać niekontrolowane rozmiary, jak w latach 2015–2016.
Powodzenie gospodarcze Afryki znalazło się w polu zainteresowania europejskich przywódców podczas kryzysu migracyjnego. Pojawił się pomysł, aby podstawowy mechanizm walki z niekontrolowaną migracją – powstrzymanie uchodźców, zanim przekroczą granice Starego Kontynentu – uzupełnić o działanie na rzecz polepszenia sytuacji ekonomicznej w krajach, z których pochodzi najwięcej imigrantów.
Tak narodził się pomysł „planu Junckera dla Afryki”, specjalnego funduszu inwestycyjnego. Ostatecznie przybrał on postać Zewnętrznego Planu Inwestycyjnego, do obsługi którego powołany został Europejski Fundusz Zrównoważonego Rozwoju. EFZR do 2020 r. ma mieć budżet 4,1 mld euro, z których większość ma pochodzić z unijnej kasy. Komisja liczy, że państwa członkowskie dołożą drugie tyle, dzięki czemu wzrośnie jego siła rażenia.
Wraz ze zmniejszaniem fali migracyjnej państwa UE nie są już tak chętne wykładać pieniądze na powstrzymanie przyszłych kryzysów. Kryzysowy Fundusz dla Afryki powołali szefowie rządów państw UE na migracyjnym szczycie UE w stolicy Malty na początku 2015 r. Oprócz funduszy unijnych miał on obejmować dobrowolne wpłaty od państw członkowskich. Po dwóch latach działania z 260 mln euro zadeklarowanych od 28 państw udało się zebrać 199 mln euro (z czego 100 mln wpłaciły Włochy). Polska, chociaż zadeklarowała 8,2 mln euro, wpłaciła na koniec listopada 1,1 mln. Biorąc pod uwagę problemy z dobrowolnymi składkami, w przyszłej perspektywie finansowej może się pojawić postulat, aby więcej środków z budżetu UE przekierować na pomoc rozwojową.