Podczas Marszu Niepodległości, MSWiA i inne służby skoncentrowały się na zapewnieniu bezpieczeństwa publicznego; zlekceważono to, że możemy ponieść straty wizerunkowe - ocenił we wtorek doradca prezydenta Andrzeja Dudy prof. Andrzej Zybertowicz.

11 listopada pod hasłem "My chcemy Boga" ulicami stolicy przeszedł Marsz Niepodległości organizowany przez środowiska narodowe. Manifestujący nieśli różne transparenty, jedna z grup także takie z radykalnymi hasłami: "Biała Europa", "Europa tylko dla białych" czy "Wszyscy różni, wszyscy biali".

Zybertowicz powiedział we wtorek w radiowej Jedynce, że na ostatnim spotkaniu sekcji obronności i bezpieczeństwa Narodowej Rady Rozwoju poruszano ten temat. Stwierdzono m.in., że w internecie pojawiły się sygnały świadczące o tym, że "Marsz Niepodległości zostanie wykorzystany do zintensyfikowania wojny informacyjnej przeciw Polsce".

Ocenił, że zarówno policja jak i tajne służby "mogły się przygotować do osłabienia impetu tej wojny informacyjnej". "Doszliśmy do wniosku (podczas spotkania sekcji), że prawdopodobnie MSWiA i inne służby skoncentrowały się na zapewnieniu bezpieczeństwa publicznego, na tym by nie doprowadzić do starć, na uchronieniu Polaków i warszawiaków przed przemocą. Natomiast zlekceważono, że możemy ponieść nie mniej poważne straty wizerunkowe" - podkreślił doradca prezydenta.

"Być może niedostatecznie głęboko zostały rozpoznane środowiska ekstremistyczne, a zwłaszcza ich powiązanie międzynarodowe. I nie potrafiono zneutralizować tego, co jest i głupie i szkodliwe dla Polski" - dodał.

Zybertowicz był też pytany o wpis b. premiera, obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, który napisał w niedzielę na swoim prywatnym koncie na Twitterze: "Alarm! Ostry spór z Ukrainą, izolacja w Unii Europejskiej, odejście od rządów prawa i niezawiłości sądów, atak na sektor pozarządowy i wolne media - strategia PiS czy plan Kremla? Zbyt podobne, by spać spokojnie".

Doradca prezydenta ocenił, że z Tuskiem jest tak, że "chce dobrze, a zawsze wychodzi po linii Moskwy". Zastanawiał się też, dlaczego w ogóle przejmujemy się tym wpisem. "Dlaczego, jak ktoś to zauważył król Europy wydał pisk, a cały rząd, opinia publiczna, media czują się zobowiązane, żeby to komentować" - powiedział.

Ocenił, że odpowiedź może się wiązać z tym, że "coś się zmieniło się w technologiach komunikowania", "za czym nie nadąża sposób prowadzenia polityki komunikacyjnej wobec zagranicy". "Gdyby nie to, że przez ostatnie dwa lata nie potrafiono zbudować tego, co nazywam machiną narracyjną, chroniącą nasze bezpieczeństwo w przestrzeni komunikacyjnej, to ten wpis nie miałby żadnego znaczenia" - podkreślił.