Ale znacznie ważniejsze niż deklaracje deputowanych jest wystąpienie, poprzez fakty dokonane, o uruchomienie art. 7 Traktatu o UE (TUE).
Niemal dokładnie dwa lata po powołaniu gabinetu Beaty Szydło Parlament Europejski przegłosował wczoraj rezolucję, w której wskazano, że istnieje ryzyko naruszenia przez Polskę unijnych zasad praworządności. Za było 438 deputowanych. Przeciw – 152. Wezwano również władze w Warszawie, aby dostosowały się do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE i wstrzymały wycinkę w Puszczy Białowieskiej.
Kluczowej jest to, że PE zarekomendował Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) przygotowanie raportu na temat praworządności w Polsce. W praktyce taki gest oznacza, że parlament występuje o uruchomienie art. 7 TUE. Aby do uruchomienia tego artykułu doszło, raport musi zostać jeszcze przegłosowany przez PE. Procedurę, która jest opisana art. 7, wszczyna Rada UE. Jest ona określana mianem opcji atomowej.
Wczorajsze wydarzenia to zła wiadomość dla polskich władz. Oznaczają, że w spór z Warszawą została formalnie włączona kolejna instytucja unijna. Parlament, uruchamiając procedurę, stał się czymś więcej niż tylko płaszczyzną gorących debat. Formalnie po art. 7 – jako wnioskodawca – może sięgnąć również Komisja lub jedna trzecia państw UE, przy czym ostatni wariant jest najmniej realny.
– Wysłałem od lipca cztery zaproszenia do spotkania z przedstawicielami polskiego rządu. Nie było odpowiedzi. Dyskutujemy tylko na piśmie – powiedział wczoraj europosłom wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans.
Środowa rezolucja parlamentu nawołuje m.in. do tego, aby prezydent Andrzej Duda „nie składał podpisu pod nowymi ustawami (o KRS i Sądzie Najwyższym), jeżeli nie będą one w pełni gwarantować niezawisłości sądownictwa”.
– Politycy szkalujący swój kraj na forum międzynarodowym nie są godni jego reprezentowania. Podczas piątkowego szczytu odniosę się do dzisiejszych skandalicznych wydarzeń w PE – skomentowała wczoraj na Twitterze premier Beata Szydło. Szef MSZ w rozmowie z portalem w Polityce.pl odniósł się do ważnego z punktu wiedzenia Warszawy włączenia w spór z Polską kolejnej instytucji unijnej. – Ta rezolucja jest raczej próbą ucieczki wiceprzewodniczącego KE Timmermansa od faktu, że nie udało mu się zmusić nas do zmiany naszych reform poprzez działania Komisji Europejskiej. Oczywiście europarlament może sugerować działania Radzie Europejskiej, natomiast w RE decyzja przeciwko Polsce musiałaby zapaść jednogłośnie, czego raczej się nie spodziewam – powiedział Witold Waszczykowski.
Jeśli raport LIBE zostanie przegłosowany i zostanie rozpoczęta procedura opisana w art. 7, Rada UE większością czterech piątych może stwierdzić, że istnieje wyraźne ryzyko poważnego naruszenia przez państwo członkowskie wartości unijnych. Po takiej decyzji następuje wysłuchanie wskazanego państwa i kieruje do niego zalecenia. Naruszenie zasad państwa prawa może stwierdzić tylko Rada Europejska i to jednomyślnie. Taki scenariusz otwierałby drogę do nałożenia na Polskę sankcji. Jest jednak mało prawdopodobny. Polska przyjmuje założenie, że za sankcjami nie zagłosują co najmniej Węgry.
– Europa stawia pytania dotyczące reformy sądownictwa w Polsce i oczekuje odpowiedzi. Mamy również kwestię presji na niezależność mediów – komentuje w rozmowie z DGP doradca francuskiego Trybunału Obrachunkowego i wiceszef paryskiej Fundacji Badań Strategicznych Benoit d’Aboville. – Jesteśmy bardzo zaniepokojeni próbą ograniczania wolności sędziów i niezależności adwokatów w Polsce. Nie chodzi o żadną krytykę rządu polskiego. Uważamy, że każde państwo ma prawo reformować swój system prawny i sądowniczy jak uważa za stosowne. Jesteśmy jednak przekonani, że wolność sądów i niezależność adwokatów są warunkami koniecznymi – mówi z kolei DGP Frederic Sicard, szef Rady Adwokackiej w Paryżu.