Lepiej późno niż wcale – ocenił Piotr Tarnowski dyrektor Muzeum Stutthof fakt postawienia przez niemiecką prokuraturę w stan oskarżenia dwóch b. esesmanów za współudział w zgładzeniu w niemieckim obozie koncentracyjnym KL Stutthof kilkuset żydowskich więźniów i jeńców.

Poproszony w środę przez PAP o komentarz do decyzji prokuratury Tarnowski wyraził zadziwienie, że mężczyźni zostali postawieni w stan oskarżenia mimo upływu tak długiego czasu od zakończenia II wojny światowej. „Jak mniemam nie ukrywali się, nie zmieniali tożsamości, żyli pod swoimi nazwiskami” – powiedział PAP dyrektor. „Lepiej późno niż wcale” – dodał.

Jak zaznaczył, bardzo wielu więźniów KL Stutthof - świadków zdarzeń, które miały miejsce w tym obozie, nadal żyje. „Myślę, że po latach będzie to dla nich satysfakcja, że ci, którzy uczestniczyli jako młodzi ludzie w tych zdarzeniach i wykazali się źle pojętą gorliwością, zostaną osądzeni” – powiedział PAP Tarnowski.

W jego opinii dla byłych więźniów obozu „będzie to satysfakcja na jesieni ich życia, że niemiecki wymiar sprawiedliwości upomniał się o sprawiedliwość” i „właściwe ocenienie tego, co się zdarzyło”. „Wprawdzie na razie jest to tylko postawienie w stan oskarżenia, ale mam nadzieję, że sądy - podobnie jak w przypadku, Oskara Groeninga - księgowego Auschwitz, wydadzą wyroki skazujące” – powiedział PAP Tarnowski.

Przypomniał, że przedstawiciele niemieckiej prokuratury gościli latem w Muzeum Stutthof, by na miejscu - w ramach wizji lokalnej, sprawdzić niektóre aspekty zeznań czwórki osób podejrzewanych wówczas m.in. o nadzorowanie więźniów Stutthofu. Dodał, że nawet jeśli oskarżeni będą bronili się faktem, iż tylko nadzorowali pracę więźniów, to „warunki w jakich praca ta była wykonywana, urągały wszystkiemu”. „Chyba całej załodze obozu Stutthof wiadome było, jaki ma charakter ten obóz” - dodał.

O postawieniu w stan oskarżenia dwóch byłych esesmanów poinformował w środę sąd w Muenster. Tożsamości oskarżonych nie ujawniono, mieszkają w rejonie Muensteru i Wuppertalu w Nadrenii Północnej-Westfalii. Jeden ma 93, a drugi 92 lata. Starszy z oskarżonych był strażnikiem w obozie Stutthof od czerwca 1942 roku do września 1944 roku, a młodszy - od czerwca 1944 do maja 1945 roku.

Prokuratura wymieniła wśród popełnionych przez nich zbrodni uśmiercenie w komorach gazowych "kilkuset żydowskich więźniów" przeprowadzonych w ramach "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" (od września do grudnia 1944 r.) oraz ponad 100 więźniów polskich (czerwiec 1944 r.) i 77 rannych sowieckich jeńców wojennych latem 1944 roku. Wymieniono również zamordowanie 140 więźniów uśmierconych przez lekarzy z SS.

Obaj są też oskarżeni o współudział w śmierci z głodu lub z powodu chorób kilkuset więźniów KL Stutthof. Prokuratura ocenia, że ofiary te zginęły tylko dlatego, że "zgodnie z oświadczeniem sądu były pod nadzorem" oskarżonych.

Ponieważ obaj oskarżeni w momencie popełnienia przestępstwa mieli mniej niż 21 lat, o wszczęciu postępowania musi zadecydować sąd dla nieletnich.

Obóz koncentracyjny Stutthof powstał 2 września 1939 r. na Żuławach Wiślanych, nieopodal miejscowości Sztutowo, która przed II wojną światową wchodziła w skład Wolnego Miasta Gdańska. Był pierwszym obozem założonym poza granicami Niemiec i jednym z ostatnich wyzwolonych w maju 1945 r. przez wojska sowieckie. Początkowo obóz był przeznaczony dla Polaków z Pomorza. Od 1942 r. do obozu zaczęli trafiać Polacy z innych regionów, a także Żydzi i osoby innych narodowości, m.in. Rosjanie, Norwegowie i Węgrzy.

W styczniu 1945 r. Niemcy rozpoczęli pieszą ewakuację około połowy z 24 tysięcy przebywających wówczas w KL Stutthof więźniów. Wiele tysięcy z nich, z powodu mrozu, głodu i wycieńczenia, zmarło w drodze. Marsz ten nazwany został Marszem Śmierci.

Wśród 110 tysięcy więźniów Stutthofu były osoby pochodzące z 28 krajów. Liczbę ofiar obozu szacuje się na około 65 tysięcy, spośród których ok. 28 tys. stanowiły osoby pochodzenia żydowskiego. (PAP)

Autor: Anna Kisicka