Trudno być prorokiem we własnym kraju, no chyba, że wieszczy się efektowne katastrofy. Jeśli przepowiednie dotyczą rzeczy zwyczajnych, a co gorsza się sprawdzają, to ludzie od razu zaczynają myśleć o ukamienowaniu profety. Ponieważ znów miał rację. Co niezmiernie irytuje każdego, poza dumnym ze swej spostrzegawczości prorokiem. Zupełnie inaczej ma się rzecz, kiedy wieszcz, doświadczony różnymi próbami okaleczenia przez słuchaczy, zmądrzeje, czego objawem jest właśnie zainteresowanie się zagładą. Choćby nawet taką z pozoru niewinną, jak obłąkańcze ceny masła. Tego, że inwestycja w katastrofizm może procentować, wzorcowo dowodzi osoba niejakiego Jamesa Maddena, być może najczęściej cytowanego specjalisty od strasznych przepowiedni w ostatniej dekadzie.
Dziennik Gazeta Prawna/Inne
Na początku każdej jesieni pierwsze strony tabloidów na całym świecie krzyczą: „Idzie zima stulecia” lub „Zaczyna się mała epoka lodowcowa”. Po czym czytelnik jest atakowany przerażającym opisem, jak rekordowo spadną temperatury, przez co zasypani śniegiem ludzie zaczną masowo umierać z zimna, a wcześniej stracą odmrożone palce u nóg i rąk. Barwnym opisom cierpień towarzyszą stosowne zdjęcia podkreślające klimat nadciągającej zimowej grozy. Wkrótce ten sam temat wałkują telewizje informacyjne, rozgłośnie radiowe i serwisy internetowe. A James Madden cieszy się szczęściem proroka, który znów wprawił w dygot cały świat. Przy czym wcale nie było to takie trudne.
Ów samozwańczy specjalista od pogody po prostu założył jakieś 10 lat temu portal meteorologiczny Exacta Weather. Każdej jesieni z żelazną konsekwencją przepowiada na nim zimę zagłady, wprawiając w bezsilną furię meteorologów z całej Wielkiej Brytanii. Żaden z zazdrośników nie może bowiem nawet marzyć o tak wielkiej klikalności i liczbie cytowań, jaką uzyskuje Exacta Weather, co ma olbrzymi wpływ na dochody z reklam. Brytyjscy meteorolodzy twierdzą jednak, że przemawia przez nich nie zazdrość, lecz wściekłość na Maddena, ponieważ kompromituje on ich profesję. Ostatnio specjalista od pogody w BBC Paul Hudson, tropiący wyczyny niesfornego kolegi po fachu, przyznał na swoim blogu, że jest bezsilny wobec popularności Exacta Weather. Kiedy po raz kolejny przepowiadana epoka lodowcowa nie nadeszła, Hudson zadzwonił do naczelnego jednego z brukowców, by spytać, dlaczego ten nadal drukuje historie pogodowe, które niezmiennie okazują się błędne. Tamten szczerze przyznał, że za każdym razem, gdy miał na pierwszej stronie historię o ekstremalnych warunkach pogodowych, sprzedaż wzrastała o ok. 10 proc. Trudno się więc dziwić, że media kochają Maddena, nawet jeśli nie ma on bladego pojęcia o prognozowaniu pogody. Poza tym zawsze jest przecież szansa, że zima stulecia w końcu nadejdzie.
Syndrom Exacta Weather w naszych realiach przybiera nieco inne kształty. Pewnie dlatego, że na Polakach epoki lodowcowe nie robią specjalnego wrażenia. Co innego polityczne histerie. Ostatnimi czasy wyspecjalizowali się w katastrofizmie politycy, którym grunt osunął się spod nóg, przez co wyborców przestały interesować ich opinie. Tak próbowała odzyskiwać swoją pozycję cała Platforma Obywatelska, zapowiadając rychłe załamanie gospodarcze Polski pod rządami PiS. Robiła to jednak w sposób zupełnie nieprzemyślany, ponieważ katastrofa miała nadciągnąć lada dzień. Tymczasem zupełnie czym innym jest zapowiedzenie raz do roku zimy stulecia, a następnie nabranie wody w usta, a czym innym zapowiadanie każdego miesiąca, że wkrótce spadnie śnieg, a potem zbankrutujemy. Kiedy fakty przeczą zapowiedziom, a starą mantrę słyszy się nieustannie, wszyscy zaczynają mieć dość proroka zachowującego się tak niepoważnie.
Zdecydowanie lepiej radzi sobie Leszek Balcerowicz. Po skutecznym odesłaniu w polityczne zaświaty Unii Wolności – a przy okazji dobiciu AWS – od ponad dekady obiecuje załamanie się polskich finansów. A źli ludzie nie pozwalają mu zająć się nimi osobiście. Kolejni ministrowie postępują dokładnie odwrotnie do wskazówek Balcerowicza, zagłada złośliwie się opóźnia, lecz za to jej prorok bryluje na salonach. Nadal też zachował oddane grono wyznawców. Słowem, wszyscy są zadowoleni.
Tymczasem ostatnio do grona wieszczów katastrof wdarł się przebojem Janusz Piechociński. Były prezes PSL bardzo długo walczył o popularność na Twitterze. Jednak jego wpisy typu: „Do wtorku można składać wnioski o rekompensatę za nieutrzymywanie świń” lub „Ponad 2/3 mężczyzn i 1/3 kobiet przyznaje, że następnego dnia po spożyciu dużej ilości alkoholu nie czuje się dobrze” śledziło jedynie oddane grono fanów. Przełom nadszedł latem, gdy między dziesiątki statystyk oraz zbędnych informacji wicepremier poprzedniego rządu zaczął wplatać wątki katastroficzne. Najpierw wieszczył brak węgla na rynku, potem dorzucił masło. Fani przyjęli to ze sceptycyzmem, a media z chłodnym zainteresowaniem. Ale gdy masło zaczęło drożeć, rozpoczął się wielki powrót Piechocińskiego. Wreszcie uderzył on z bezwzględną celnością nowym tweetem. „Możemy mieć do czynienia z sytuacją bez precedensu. Pierwszy raz po 1989 możemy mieć do czynienia z brakami jaj” – zapowiedział, a wkrótce słowo zaczęło stawać się ciałem. I to nawet w Biedronce. Tak wyblakła gwiazda wicepremiera zajaśniała nowym blaskiem w studiach telewizyjnych i radiowych.
Zdobywszy pozycję proroka branży drobiarsko-nabiałowej, Janusz Piechociński bierze jednak na siebie pewne ryzyko. Już teraz, gdy w Olsztynie rzucono tańsze masło na stacjach benzynowych Orlen, ludzie przyjeżdżali po nie z drugiego końca miasta. Nawet jeśli polski koncern paliwowy z okazji Święta Niepodległości zapewni tanie masło w pakiecie z jajami w całym kraju, to i tak może nie rozładować nastrojów podczas zakupów w okresie przedświątecznym. Stacje benzynowe są zwyczajnie za ciasne, by wytrzymać szturm kilku milionów Polaków. Wtedy nie tylko rząd może zechcieć zrzucić całą winę na Janusza Piechocińskiego. Największym bowiem pechem proroka katastrofisty jest to, że postawi prognozę krótkoterminową, która nagle się ziści. Dlatego wicepremier powinien ugryźć się w palce, jeśli przyjdzie mu do głowy tweet, że na Wigilię może zabraknąć karpia. No chyba, że chce ryzykować podzielenie ich losu.