„Bo zachowywał się jak dzik” – tłumaczył przed Sądem Rejonowym w Głogowie trzydziestoletni myśliwy z Koła Łowieckiego „Cyranka”. Ów dzik miał 63 lata, na imię Edward i za dnia był rolnikiem. Acz jego ulubionym hobby, wedle ustaleń sądu, stało się wymykanie wieczorem za chałupę na pole pszenicy.
DGP
Najpewniej po to, żeby pobaraszkować na czworakach, ryjąc nosem w ziemi, w poszukiwaniu żołędzi. Feralnego wieczoru myśliwy w towarzystwie kolegi, już po zmierzchu, z odległości 100 metrów odstrzelił chłopa Edwarda. Już po pierwszym strzale ten tylko fiknął nogami i nie było mu w głowie dalsze rycie pola z pszenicą. „Bo zachowywał się jak dzik” – konsekwentnie uzasadnia odstrzał chłopa myśliwy. Głogowski sąd, najpewniej czujący wstręt do dzików, a jeszcze większy do chłopów, którzy je naśladują, orzekł, że nie ma mowy o morderstwie. Choć darmowe polowanie również nie wchodziło w grę. Dlatego odstrzał chłopa wycenił następująco: 10 tys. zł grzywny, czyli bezpośredniej opłaty za odstrzał, kolejne 10 tys. zł dla żony zastrzelonego (najpewniej jako zadośćuczynienie za lata spędzone z chłopem udającym dzika) oraz 6 tys. zł dla sądu, który musiał stykać się z martwym dzikiem w postaci zwłok rolnika. W sumie koszt polowania wyniósł 26 tys. zł. Dla niepoznaki sąd dorzucił jeszcze myśliwemu rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Co oznacza, że kolejnego chłopa skazany będzie mógł sobie odstrzelić dopiero w sezonie łowieckim w 2021 r.
Na pierwszy rzut oka fatalnie i drogo. Jednak takie pozory mogą bardzo mylić. Oczywiście w porównaniu z zastrzeleniem lisa czy jelenia myśliwy zdecydowanie przepłacił. Lecz co to za frajda strzelać do istot, które nawet nie mają własnej chałupy i pola, a poza tym trudno je pomylić z dzikiem. Co innego żubr. W tym przypadku odstrzelenie kolejnych rolników ze wsi Słoćwina wychodzi zdecydowanie taniej. Król Juan Carlos, kiedy kilkanaście lat temu przyjechał do Puszczy Boreckiej wykonać egzekucję na żubrze, musiał za to zapłacić całe 8 tys. euro. Co przy obecnym kursie daje ponad 33 tys. zł. Ciekawe, ile hiszpański monarcha gotów byłby wyłożyć za możliwość postrzelania do mieszkańców polskich wsi? Zwłaszcza gdyby wmówić mu, że są potomkami osadników z Katalonii. Notabene wedle portalu OKO.press obecnie, żeby zastrzelić żubra w Białowieży, a potem dostać do powieszenia sobie w domu skórę i głowę, należy wysupłać z portfela aż 36 tys. zł. Tu należy zauważyć, iż myśliwy Koła Łowieckiego „Cyranka” nie dostał od sądu pozwolenia na jakiekolwiek pamiątkowe trofeum z Edwarda. Żadnej głowy na ścianę, skóry do rozłożenia przy łóżku czy nawet marniutkiego skalpu. A przecież z tych atrakcji można wygenerować dodatkowy zysk, i to zdecydowanie większy iż z samego odstrzału.
Korzyści merkantylne nie są jedynymi widocznymi zaletami, jakie niesie ze sobą orzeczenie głogowskiego sądu. Wykładnia prawna wynikająca z wyroku daje w przyszłości szansę na rozwiązanie wielu problemów, coraz mocniej trapiących współczesną Polskę. Zwłaszcza że w rządzie jest ktoś taki jak Jan Szyszko. Nasz minister zwalczania środowiska, po wielkiej batalii przeciwko białowieskiemu kornikowi, ostatnio rozmienia się na drobne. Inaczej przecież nie można nazwać planów zdziesiątkowania łosi za to, że niczego innego nie robią, jak tylko czają się przy drogach, by rzucić pod jakiś samochód. Skoro ich największym marzeniem są rozszerzone samobójstwa, minister właśnie będzie usiłował im w tym pomóc. Pod warunkiem że sam nie zostanie odstrzelony podczas zapowiadanej rekonstrukcji rządu.
Byłaby to jednak wielka strata dla obozu władzy, a także pokaz braków w myśleniu strategicznym. Mając w jednej dłoni wyrok głogowskiego sądu, a strzelbę w drugiej, za sobą zaś zaprawionych w strzelaniu do dzików myśliwych, minister w pierwszej kolejności mógłby zająć się naprawą służby zdrowia. Przecież już na pierwszy rzut oka widać, że protestujący lekarze rezydenci „zachowują się jak dziki”. Ba, oni po dwóch tygodniach niejedzenia nawet wyglądają jak wygłodniałe dziki (o lekarkach można by pisać na paskach w TVP info per „lochy”). Prawo do odstrzału pierwszych pięćdziesięciu kosztowałoby zaledwie 1,3 mln zł. Taka skromna kwota nie wymaga nawet nowelizowania projektu budżetu na 2018 r. Jedynie przed sądem należy twardo utrzymywać: „Panie sędzio, to było całe stado dzików w białych kitlach”. Jedno polowanie i reszta rezydentów karnie wróciłaby do pracy, nawet bez podwyżki.
Po tym drobnym sukcesie wprost prosiłoby się o rozpoczęcie naprawy polskiego systemu emerytalnego. Wedle prognoz w przyszłym roku deficyt w budżecie ZUS osiągnie ponad 60 mld zł. Taką kwotę będzie musiało więc przekazać na emerytury państwo ze swych wpływów podatkowych. Co wynosi prawie trzykrotnie więcej niż, mający nakłaniać Polaków do starania się o dzieci, program 500+. Przy czym z każdym kolejnym rokiem będzie jeszcze gorzej. Jedyną nadzieją są ostatnie dane GUS, że śmiertelność w naszym kraju wzrosła w stosunku rocznym aż o 7 proc. Wedle wstępnych ocen dzieje się tak dzięki kryzowi służby zdrowia oraz coraz większej liczbie wakatów wśród personelu medycznego. Głogowski wyrok daje jasną wskazówkę, jak temu szczęściu można tanio dopomóc. Nie od dziś wiadomo, że wielką uciążliwością są stada dzików buszujące na przedmieściach dużych metropolii. Co jakiś czas włażąc w głąb: Wrocławia, Gdańska czy nawet Warszawy. Z odległości jednej przecznicy taki przeciętny emeryt swym wyglądem prawie nie różni się od dzika. Zwłaszcza jeśli tuż przed wypłatą ryje w śmietniku, poszukując nie tylko jadalnych żołędzi. Jeden wyrok sądu może więc wytyczyć dla Polski nową drogę w przyszłość. Acz należałoby złożyć od niego apelację, bo ze względu na liczebność emerytów kwota 26 tys. za odstrzał zaledwie jednej sztuki wydaje się mocno przesadzona.