Obrońcy Pawła R., oskarżonego o podłożenie w maju ub.r. ładunku wybuchowego we wrocławskim autobusie, wnieśli o wymierzenie mężczyźnie najniższego wymiaru kary. Chcą również, aby został zmieniony opis czynu, za który jest sądzony R.

R. oskarżony jest o usiłowanie zabójstwa wielu osób przy użyciu materiałów wybuchowych oraz wymuszenie rozbójnicze. Oba te czyny, zdaniem prokuratury, miały charakter terrorystyczny. Prokuratura domaga się dla R. 25 lat więzienia.

W czwartek w procesie Pawła R. mowy końcowe wygłosili obrońcy oskarżonego oraz oskarżyciel posiłkowy.

Mecenas Paweł Wójcik wniósł o uznanie R. winnym podłożenia ładunku wybuchowego w autobusie. "Wnoszę przy tym o wyeliminowanie z opisu czynu słów o bezpośrednim zamiarze pozbawienia życia wielu osób i wymierzenie za ten czyn kary w dolnych granicach" - mówił mecenas. Obrona chce również, aby sąd uznał R. winnym drugiego zarzucanego czynu, czyli usiłowania wymuszenia rozbójniczego; "ale nieudolnego usiłowania popełnienia tego przestępstwa. W tym punkcie proszę o odstąpienie od wymierzenia kary" - mówił obrońca.

Adwokat podkreślał, że nie można porównywać czynu, jakiego dopuścił się R., do zamachów przeprowadzanych w Azji, Europie czy USA, co, jak mówił mecenas, uczynił prokurator w swojej mowie końcowej. "Tamte zamachy był przygotowane przy użyciu o wiele silniejszych materiałów; ich skutki są nieporównywalne do czynu, którego dopuścił się oskarżony" - przekonywał obrońca.

Jego zdaniem wszystkie dowody wskazują, że R. nie chciał zabić. "Wynika to m.in. z wyjaśnień oskarżonego oraz z opinii biegłych psychiatrów i opinii pozostałych biegłych (…) wyjaśnienia R. korespondują z opinią biegłych" - mówił mecenas. Dodał, że prokurator podczas procesu nie przedstawiła żądny dowodów na to, że R. chciał doprowadzić do śmierci wielu osób.

Obrona wskazywała, że zachowanie R. wynikało z jego choroby (stany depresyjne) i było ukierunkowana na zdobycie pieniędzy, nie zaś na zabicie ludzi.

Mecenas Łukasza Wójcik, drugi z obrońców R., podkreślił, że wymuszenie rozbójnicze było "nieudolne", ponieważ zgromadzenie żądanego przez oskarżonego złota było "obiektywnie niemożliwe".

R. w czwartek przed sądem ponownie przeprosił za swój czyn i podkreślił, że nie chciał nikogo zabić.

Wyrok zostanie ogłoszony 8 listopada.

Paweł Wójcik w rozmowie z dziennikarzami powiedział, że Paweł R. popełnił przestępstwo i powinien zostać ukarany. "Ale powinien zostać ukarany tylko za to, czego się dopuścił (…) nie powinien odpowiadać za bezpośredni zamiar pozbawienia życia wielu ludzi, ale za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu" - mówił mecenas.

Dodał, że R. działał w stanie ograniczonej poczytalności, co, jak podkreślił, wskazali biegli. "R. wybrał słaby materiał wybuchowy i jeszcze osłabił jego właściwości, wreszcie umieścił części metalowe na zewnątrz garnka, a nie jak w przypadku zamachu w Bostonie, wewnątrz szybkowaru" - mówił obrońca, wskazując, że są to dowody na to, że R. nie chciał zabić ludzi.

Prokurator Tomasz Krzesiewicz powiedział dziennikarzom, że obrońcy z tych samych ustaleń wywodzą diametralnie różne wnioski. "To wnioski nietrafione; służące obronie oskarżonego. To nieudolna linia obrony, nie można mówić, że czarne jest białe, a białe jest czarne" - mówił prok. Krzesiewicz.

Do zdarzeń opisanych w akcie oskarżenia doszło 19 maja 2016 r. Niewielki ładunek eksplodował na przystanku przy ul. Kościuszki we Wrocławiu. Lekko ranna w palec została kobieta stojąca na przystanku. Substancja, która spowodowała wybuch, znajdowała się w metalowym pojemniku o pojemności ok. 3 litrów. W pojemniku były także metalowe śruby.

Według prokuratury, R. wcześniej powiadomił służby, że podłożył we Wrocławiu cztery bomby, a za ich rozbrojenie żądał 120 kg złota. W ramach śledztwa przeprowadzono dwa eksperymenty procesowe, w których badano skutki detonacji w autobusie ładunku podobnego do tego, który eksplodował na przystanku. Opinie biegłych po tych eksperymentach - zdaniem prokuratury - potwierdziły zasadność postawionych R. zarzutów o charakterze terrorystycznym.

Podczas pierwszej rozprawy R. powiedział, że przyznaje się do czynu, ale nie do zarzutów sformułowanych przez prokuraturę.