Być może Ryszard Petru za szybko mówi, jego myśli zbyt szybko płyną. I stąd te lapsusy. Ja, kiedy bardzo szybko mówię, to łapię się na tym, że mogę popełnić błąd, i zwalniam
Magazyn DGP / DGP
Jaki jest Ryszard Petru?
Bardzo zabawny.
Zabawny?
Zabawny i inteligentny.
Ale pan wie, że zabawny to nie to samo co dowcipny?
A więc Ryszard Petru jest i zabawny, i dowcipny.
Wielu ludzi faktycznie ma z niego niezły ubaw. I też uważają, że to niesłychanie zabawny człowiek.
Ryszard jest dowcipny i zabawny w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Mówiąc to, uśmiecha się pan od ucha do ucha.
To z sympatii, szczerej.
Mówiąc o Petru, uśmiecha się pan jak Grzegorz Schetyna mówiący o nieszczęściach spotykających jego kolegów z PO.
Ja się uśmiecham trochę inaczej...
Petru stał się królem memów. On chyba cierpi na deficyt powagi.
Niestety, czasami tak. Media społecznościowe mają to do siebie, że kreują memy i to nie zawsze takie, jakich byśmy sobie życzyli.
Pan wie, co mówi.
Jest mnóstwo memów na mój temat i ja się z nich śmieję.
To musi być śmiech przez łzy.
Jasne, że wiele z nich jest złośliwych, ale śmieję się razem z ich twórcami, bo nasza polityka jest zbyt poważna.
Petru chyba się z memów na swój temat nie śmieje.
Może śmieje się w skrytości?
Zamyka się w pokoju i pęka ze śmiechu?
Nie zna go pan od tej strony.
Każdy się może przejęzyczyć, ale on podczas jednej konferencji wyczerpuje roczny limit polityka.
Jest rzeczą absolutnie zrozumiałą, że Ryszard powiedział, że mamy święto sześciu króli, mając na myśli datę 6 stycznia. To akurat niefortunne wydarzenie, zwykły lapsus.
Akurat on ma tych lapsusów na kopy.
Być może Petru za szybko mówi, jego myśli zbyt szybko płyną. Ja, kiedy bardzo szybko mówię, to łapię się na tym, że mogę popełnić błąd, i zwalniam.
A Petru?
Zbyt dużo mówi. W sumie to dobrze, że Ryszard mówi dużo i barwnie, ale w polityce równie ważne jest słuchanie, a on więcej mówi, niż słucha. A tu powinien zastosować arystotelesowski środek.
O, pan czytał Arystotelesa. A co?
Ale mnie pan zastrzelił...
Wie pan, skoro mówi pan o arystotelesowskim środku...
Nie będę teraz tytułów wymieniał, ale kiedy studiowałem filozofię, to przerabialiśmy podstawowe dzieła.
Na co?
Na co je przerabialiśmy? Na to, by przenieść je jakoś do normalnego życia.
I Arystotelesa pan czytał, choć nie pamięta tytułów?
Przeczytałem, choć to nie były studia dzienne.
Dziennie skończył pan tylko zawodówkę?
Tak, potem zaocznie liceum ekonomiczne, potem matura, studia, później podyplomowe, także filozofia. Taryfy ulgowej nie miałem. No i przez cały czas grałem w piłkę, byłem napastnikiem, dużo bramek strzelałem.
Wróćmy do Arystotelesa. Rozmawiał pan o nim z Petru? Albo o „Uczcie” Platona?
O tym akurat nie... (śmiech)
Szkoda, myślałem, że namówię pana jako filozofa do scharakteryzowania Ryszarda Petru od tej strony.
Mogę się zmierzyć z Ryszardem w wyborach, ale proszę mnie zwolnić z obowiązku charakteryzowania go od strony filozoficznej.
A siebie jak by pan nazwał?
(cisza) Niech pan da pomyśleć, akurat nie filozofia mi w głowie.
Namyślił się już pan?
Chciałbym być stoikiem.
W czym pan jest lepszy od Petru?
Och, moglibyśmy temu poświęcić cały wywiad.
Bo tyle tego jest?
Chcę to ująć w kilku zdaniach. Ja na pewno umiem słuchać ludzi.
Petru nie słucha?
Decyzję podejmują tylko ludzie z jego najbliższego otoczenia. A ja zarządzałem wieloma zespołami i nauczyłem się, że zwłaszcza polityka to czerpanie z tego, co mówią ludzie reprezentujący różne punkty widzenia.
To sposób zarządzania partią. A w czym Piotr jest lepszy od Ryszarda?
Rozmawiamy o polityce?
A w czymś innym też jest pan lepszy?
Niewątpliwie. W squasha nie będzie ze mną grał, bo jest zrozumiałe, że wygrać by nie mógł, podobnie w tenisa. Nie mógłbym go też zaprosić na wspólne ściganie się na nartach, bo po jego wypadku byłoby to wielce nieeleganckie.
To słuszne chwalić samego siebie, zwłaszcza jeśli nie znajduje się innych chwalców.
Nie chodziło mi akurat o chwalenie się, ale zgadzam się z panem.
To akurat cytat z Erazma z Rotterdamu, postać filozofowi powinna być znana. Ale wróćmy do pańskich przewag.
Umiem budować zespół i potrafię współpracować z ludźmi, którzy mają inne zdanie i krytycznie odnoszą się do moich pomysłów.
Ludzie tego nie doceniają. Kandydował pan na burmistrza Polic, a nie został nawet radnym.
Tak wyszło, demokracja. Byłem drugi.
Teraz w wyborach partyjnych w Zachodniopomorskiem też był pan drugi, czyli przegrał z jedynym kontrkandydatem.
Czterema głosami, zdarza się. Polska też przegrała 0:4 z Danią, a jedzie na mundial, więc nie wyciągałbym z tego zbyt daleko idących wniosków. Porażka jest częścią życia, nie można się załamywać. Tak mnie uczyło kilku mądrych ludzi i znakomitych menedżerów.
Wciąż pan przegrywa...
Mówi pan jak typowy Polak, że jak ktoś przegrał, to ma się wcisnąć w kąt i siedzieć cicho. A ja mówię: trzeba zacisnąć zęby i wyciągać wnioski.
I jakie pan wyciągnął?
Trzeba jeszcze bardziej słuchać ludzi i nie pędzić tak szaleńczo do przodu, trzeba wytyczać i egzekwować cele. Ja z porażek wyszedłem jeszcze silniejszy.
I lepszy.
Tak, jestem lepszym politykiem.
Niech pan to powie szefowej klubu parlamentarnego Nowoczesnej Katarzynie Lubnauer.
Rozmawiałem z nią, ale ona chyba uważa, że Ryszard Petru zna się na polityce lepiej.
A przecież to pan się zna lepiej.
No, mam szersze spojrzenie.
Musi pan do tego przekonać koleżanki i kolegów z partii.
Mam utrudnione zadanie, bo chociaż jako partia postulowaliśmy wprowadzenie wyborów przez internet, to okazało się, że na przewodniczącego Nowoczesnej nie będzie można tak głosować. Uznawaliśmy za naturalne, że to wszyscy członkowie partii podejmą taką decyzję, ale Ryszard Petru zaproponował inne rozwiązanie.
W wyborach powszechnych miałby pan większe szanse?
Dużo większe. Ludzie w partii nie chcą, by wszystkie decyzje podejmowali przewodniczący i grupa jego zaufanych.
To dlaczego klub stoi murem przy Petru?
Tego nie wiemy, to się dopiero okaże, czy cały klub.
Pamięta pan określenie „aniołki Petru”? Panie z jego otoczenia są w niego wpatrzone jak w obrazek.
Są też w Nowoczesnej inne panie, jest Barbara Dolniak, jest Kamila Gasiuk-Pihowicz i one mają nieco inny punkt widzenia. Będę je przekonywał, by głosowały na mnie. Nie mogę zrozumieć, że żadnej z nich nie ma w zarządzie partii, nie mogę zrozumieć, dlaczego Kamila nie jest kandydatką na prezydenta Warszawy.
Bo jest nim Paweł Rabiej.
Ale wygląda na to, że właśnie Kamila miałaby największe szanse, by jako wspólna kandydatka Nowoczesnej i Platformy zostać prezydentem stolicy.
Dlaczego rzuca pan wyzwanie Petru?
Wyzwanie? Po prostu konkurujemy. W demokratycznej, liberalnej partii to normalne. Mnie nie interesuje bycie w opozycji, przyszedłem do polityki, by zmieniać Polskę na lepsze, jakkolwiek banalnie to brzmi. W dzisiejszej konstelacji politycznej upieranie się, że najważniejsze są autonomia partii i samodzielne pójście w wyborach, jest absurdalne.
Trzeba iść w koalicji?
Jedyną drogą, by odsunąć PiS od władzy, jest wspólne pójście do wyborów wszystkich po jasnej stronie mocy: nas, Platformy, PSL, SLD, Nowackiej i Biedronia. Być może to będzie jedyna droga, bo jeśli PiS przejmie jeszcze Sąd Najwyższy i PKW, to kto wie, może w 2019 r. będą ostatnie demokratyczne i wolne wybory?
Straszenie PiS jeszcze nigdy nie było tak przeciwskuteczne. Im bardziej straszycie, tym większe mają poparcie.
Od gadania nic się nie zmieni, dlatego kandyduję, by przestać tylko mówić, a coś zrobić.
Schetyna też chce zjednoczenia. A konkretnie tego, że kilka osób od was może startować z list Platformy.
Jeśli wygra takie myślenie, to może się okazać, że będzie Platforma Schetyny i Nowoczesna Petru, a obok nich trzecie ugrupowanie, skupiające czterdziestolatków z tych i innych partii. Ale żeby nie było, ja się nigdzie nie wybieram.
Dwa tygodnie temu rozmawiałem tu ze Zbigniewem Gryglasem, który w piątek deklarował, że się nigdzie nie wybiera, a w poniedziałek nie było go już w Nowoczesnej.
Ja jestem Piotr Misiło, nie Zbyszek Gryglas, i jestem wierny wolnościowym ideałom.
Znany jest pan z umiłowania wolności.
Jestem liberałem, to dla mnie podstawowa wartość.
Dlatego lokalnego dziennikarza z Polic, Andrzeja Marka, posłał pan do więzienia.
Nie ja, tylko sąd. Ja wysłałem do niego sześć sprostowań, nie opublikował żadnego, tylko wciąż mnie pomawiał. To wytoczyłem mu sprawę.
Karną, z haniebnego art. 212, zamiast pozwu o zniesławienie?
Lubię być skuteczny i w polityce, i w życiu. A znając doświadczenia z procesami cywilnymi, wiedziałem, że będą się toczyć w nieskończoność.
I dlatego jako lokalna władza chciał pan nałożyć na media kaganiec.
Chciałem sprawiedliwości, nie kagańca.
Protestując przeciwko wyrokowi na Marka, w klatkach zamykały się wtedy Monika Olejnik, Katarzyna Kolenda-Zalewska, naczelni tabloidów...
Andrzej Marek po tym, jak przegrał w sądach, mógł mnie przeprosić, ale tego nie zrobił, więc sąd zagroził mu więzieniem. Mnie o to nie pytano, to już nie była moja sprawa. Ja po tym wszystkim wystąpiłem do prezydenta o ułaskawienie.
Bo wybuchł skandal, a o ułaskawienie apelowało mnóstwo ludzi. Zresztą Marek wygrał w Strasburgu.
Bądźmy precyzyjni – nie wygrał, tylko państwo polskie podpisało z nim ugodę.
Pan wsadza dziennikarza do więzienia, a potem okupuje Sejm z napisem „Wolne media”? To szczyty hipokryzji.
Absolutnie nie, to jest bardzo daleko od hipokryzji. Wolność słowa to odpowiedzialność, nie wolno bezkarnie wypisywać słów, które mogą zabić drugiego człowieka.
Pan naprawdę nie widzi, że nie można ścigać dziennikarza z kodeksu karnego i latać po Sejmie z kartką „Wolne media”?
Ten dziennikarz wielokrotnie miał szansę mnie przeprosić i powiedzieć, że skłamał.
Pan ma teraz szansę powiedzieć, że tego żałuje.
Ale nie żałuję. Niczego nie żałuję i nikogo nie będę przepraszał. Jeśli będzie trzeba, to zrobię to jeszcze raz, dziennikarze też muszą czuć odpowiedzialność za słowo.
Nie tylko Marka fascynował pański rozmach w wydawaniu miejskiej kasy. Koncert Stanisława Soyki w Policach promował pan bilbordami w Rzeszowie, Białymstoku czy Warszawie.
Owszem, był koncert Soyki, ale to była promocja płyty.
Której sprzedano trzydzieści sztuk.
Trzydzieści to ja sam kupiłem, miałem cały karton tych płyt. Proszę zadzwonić do urzędu w Policach i spytać, ile mają płyt Soyki.
Po piętnastu latach pewnie je rozdali.
To był cudowny gadżet. Wspaniały artysta nagrywa płytę specjalnie dla nas.
A urząd Polic postanawia zainwestować w rynek płytowy? Cud, że ludzie was na taczkach nie wywieźli.
To było nie lada wydarzenie artystyczne, proszę spojrzeć na to od tej strony.
Wszyscy powtarzają tę historię jako przykład marnowania publicznej kasy, a pan jest z siebie dumny?
Ludzie mają to do siebie, że lubią różne rzeczy powtarzać. Złożono przecież doniesienie do prokuratury, ale ta je odrzuciła. Wszystkie zarzuty wobec mnie oparte są na kłamstwie.
To teraz słowo prawdy. Co pan czyta?
Teraz „Judasza” Amosa Oza, trochę inne spojrzenie na tę postać. Warto przeczytać. A moja najlepsza książka? Hm, chyba „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa... (śmiech)
Czemu się pan śmieje?
Powiedzmy, że lubię się śmiać.
Pan, jak widzę, obkuł się i nie popełnia błędów.
Wystarczy już tych książek, bo następne tytuły będą aluzyjne.
A co pan chciał powiedzieć?
Że bardzo mi się podobał „Idiota” Dostojewskiego.
To jest mordercze poczucie humoru, niech mi pan da się wyśmiać.
Ależ ja nie chciałem, żeby pan to opatrznie zrozumiał, chodziło tylko o książkę. To cudowna literatura.
W Sejmie zachowuje się pan, hm, niekonwencjonalnie.
Ciężko pracuję.
Stojąc na krześle i rzucając papierami w posłów PiS.
Jest absolutnie żenujące i niedopuszczalne, że szefem komisji sprawiedliwości i praw człowieka jest ktoś taki jak Stanisław Piotrowicz, facet, który był prokuratorem w PRL. I on mi mówi, że nie będziemy procedować, bo on broni wolności i prawa. Żenująca tragifarsa.
To taki sam numer jak poseł Misiło stojący z kartką „Wolne media”.
Zupełnie nie, to nieporównywalne. To nie jest analogiczne.
I dlatego stojąc na krześle, drze pan dokumenty i rzuca w Piotrowicza papierami?
Tłumaczę panu, że to był wyraz absolutnej bezsilności w chwili, gdy rozstrzygało się, czy będziemy mieli trójpodział władzy i wolne sądy.
I dlatego chciał pan rzucić krzesłem?
Nie chciałem rzucać krzesłem, przenosiłem je.
Nad głową? Zamachując się w stronę prezydium? Odłożył pan krzesło, bo spadło siedzisko.
I Kancelaria Sejmu powinna coś zrobić z krzesłami.
A nie z panem?
Nie sądzę. Krzesła nie dało się przesunąć, więc je przenosiłem górą i tyle.
Nadmiernie rozgorączkowany poseł chce rzucić krzesłem, ale psuje mu się w rękach i dlatego odpuszcza – tak to wyglądało.
Ani nie chciałem się zamachnąć, ani nie byłem rozgorączkowany. To była bardzo smutna chwila.
Patrząc na pana, widziałem szaleństwo, nie smutek.
Bo nie patrzył mi pan wtedy w oczy, a w oczach miałem właśnie smutek. Smutek i żal.
Dziś pozostał mi po tobie smutek, żal – widzę, że pan poseł „Beatą” Janusza Laskowskiego leci.
To naprawdę była smutna chwila dla polskiej państwowości. A gdybym miał jeszcze raz rzucać, to wolałbym, żeby zamiast papieru był kamień.
Chciałby pan rzucać w posła Piotrowicza kamieniami?
Nie chciałbym, ale wolałbym.
Na Boga, jaka to różnica?
Wolałbym, żeby te kartki były z kamienia.
Rozumiem, że dziennikarzy chce pan zamykać w więzieniach, ale rzucanie w posłów kamieniami to jakiś kosmos.
Nie chcę zamykać dziennikarzy i nie chcę rzucać kamieniami.
Ale przecież pan to przed chwilą powiedział. Jak by się pan czuł, gdyby ktoś zaproponował: „Podpalmy Misile dom”?
My tu sobie rozmawiamy, używamy barwnych metafor, Ryszard Petru używa ich permanentnie.
Jakaż to metafora, rzucać w kogoś kamieniami?
Chodziło o to, że chciałbym, by te poprawki były wyryte w kamieniu, nie spisane na papierze. I o to mi chodziło.
Zarzuca pan Petru, że mówi szybciej, niż myśli. Pan tak samo...
To jeszcze raz: byłem zdenerwowany i zły, bo demokracji chce bronić gość, który był partyjnym aparatczykiem.
Akurat aparatczykiem Piotrowicz nie był. Gdyby był jak Adam Michnik, to pozwałby pana do sądu i przegrałby pan.
Mnie się wydaje, że był.
Niech się pan nie gniewa, ale pan nie zna znaczenia słowa „aparatczyk”.
Znam znaczenie tego słowa doskonale, przecież Piotrowicz był w PZPR.
Był, ale nie pracował w aparacie partyjnym, a dopiero wtedy byłby aparatczykiem.
Mam prawo do swojej opinii.
Walczy pan nie ze mną, a z polszczyzną.
Pan może Piotrowicza bronić, ale ja zdania nie zmienię.
Mam jak najgorsze zdanie na temat przeszłości posła Piotrowicza, mówię tylko, że przegrałby pan z nim proces.
Ja się procesu z panem Piotrowiczem nie boję. Niech sąd rozstrzygnie. Dlaczego pan uważa, że ma rację?
Bo mam słownik.
Jest litera prawa i duch prawa. I ja się posługuję duchem tego słowa.
Piotr Misiło, specjalista od duchów? Nie wiem, czy ten wywiad należy odczytywać dosłownie, czy szukać duchów?
Może pan czytać dosłownie, a może szukać duchów, jak pan chce. Stanisław Piotrowicz jest na czele listy posłów, których nie chciałbym w Sejmie spotkać.
A kogo spoza Nowoczesnej pan ceni?
Jest kilku ludzi w Platformie, Rafał Trzaskowski jest państwowcem, Borys Budka, Sławomir Nitras ze swoim temperamentem...
Nie lubi pan nikogo z PiS?
Dopóki nie weszły ustawy o sądach, o kilku posłach miałem dość dobre zdanie, ale kiedy okazało się, że są oni wnioskodawcami tych haniebnych ustaw, to coś się w moim postrzeganiu zmieniło. Bo przekroczyli pewien Rubikoń... (śmiech)
Dlaczego pan się śmieje?
Bo się przejęzyczyłem.
Prawa do Rubikoniu ma Ryszard Petru.
Ja mówiłem Rubikon, ale się pomyliłem, przepraszam.
Tak po prostu przypominamy przewodniczącemu wszystkie jego gafy?
To porozmawiajmy o pyrrusowym zwycięstwie, żeby nie było, że się w tym wywiadzie śmieję z Ryszarda Petru, bo tak nie jest.