W Barcelonie i Madrycie grają na czas. Możliwe jest zawieszenie autonomii niepokornej prowincji. Teoretycznie możliwość taką zapewnia premierowi Mariano Rajoyowi hiszpańska konstytucja, a konkretnie artykuł 155.
Mówi on, że rząd w Madrycie może wykonać „wszystkie konieczne kroki” na drodze do przywrócenia w danej prowincji stanu rzeczy zgodnego z ustawą zasadniczą bądź innymi aktami prawnymi. Kroki te można podjąć tylko po tym, jak Madryt poinformuje regionalne władze o stosownych naruszeniach i nie otrzyma zapewnienia, że zostaną usunięte.
Do działań nadzwyczajnych potrzebna jest także zgoda Senatu, co nie będzie jednak trudne, biorąc pod uwagę, że partia Rajoya – przeciwna secesji – ma w nim większość. Otwarte pozostaje jednak pytanie, jakie konkretnie kroki może podjąć rząd, bo do artykułu nikt nigdy się nie odwoływał. Przypomina więc to sytuację z artykułem 50 w Traktacie o Unii Europejskiej. W grę może wchodzić tymczasowe zawieszenie autonomii i przejęcie sterów władzy w Katalonii przez Madryt.
Na razie premier Rajoy działa ostrożnie i wezwał katalońskie władze do uściślenia, czy proklamowały niepodległość, czy też nie. Można to potraktować jako rozpoczęcie procedury z artykułu 155, ale politycy w Madrycie będą chcieli uniknąć eskalacji: cofnięcie się Katalończyków w ostatniej chwili daje im możliwość przejęcia inicjatywy. Na razie jednak impas będzie trwał, bo propozycja Barcelony – porozmawiajmy o niepodległości przy negocjacyjnym stole – raczej zostanie przez Madryt storpedowana.
Potencjalnie wyjście ze sporu z twarzą dla obu stron byłoby możliwe, gdyby zasiadły do rozmów nad ewentualnym dalszym poszerzeniem katalońskiej autonomii. Władze w Barcelonie już teraz zajmują się edukacją, ochroną zdrowia, kulturą, ochroną środowiska, komunikacją, transportem, wymiarem sprawiedliwości i bezpieczeństwem publicznym.