Niemiecka prasa pozytywnie oceniła w środę wizję UE, przedstawioną na Sorbonie przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona, wskazując jednak na trudności przy realizacji ambitnych planów. Zdaniem "Die Welt" Macron chce zbyt wiele, ale przynajmniej czegoś chce.

"W Paryżu i Berlinie można czasami spotkać się z poglądem, że Europa jest właściwie sprawą Francuzów i Niemców. Jeśli oba kraje się porozumieją, to cały kontynent podąży za nimi" - pisze Stefan Kornelius w "Sueddeutsche Zeitung", nazywając Macrona "wizjonerem Europy".

"Nic bardziej błędnego" - zastrzega komentator. "W obecnej sytuacji Niemcy i Francja mogą co najwyżej utrzymać jedność Unii Europejskiej. Na więcej brak im zarówno siły, jak i woli" - ocenia.

"Niemcy i Francja nie są kochającą się parą rodziców, którzy dzielą między sobą troskę o wspólną latorośl i posiadają wyłączne prawo rodzicielskie. Oba kraje są raczej adwersarzami z odmiennymi interesami i odmiennymi sojusznikami na kontynencie. Rywalami, którzy w idealnym przypadku są w stanie dojść do owocnego kompromisu. Udawało się to przez dziesięciolecia. Teraz znów pojawił się taki projekt wymagający kompromisu" - czytamy w "SZ".

Według niej prezydentowi Francji udało się "z wielką werwą" odzyskać dla Francji rolę "narodu kształtującego Europę". Wachlarz propozycji jest szeroki, a kryje się za nim prosta kalkulacja: "Macron zaprasza Merkel do tańca, korowód może ruszyć".

Macron narzuca wielką debatę o fundamentach UE i już na początku ustala jej wynik - zauważa publicysta "SZ". Jego zdaniem kanclerz Angela Merkel widzi swoją rolę raczej jako "pośrednika, który neutralizuje siły odśrodkowe i poszukuje kompromisów". Ta rola przypadła jej w minionych latach - tłumaczy Kornelius.

Macron chce, by Merkel stała się jego sojuszniczką lub rywalką, co jest dla niej "niebezpiecznym wyzwaniem", gdyż kanclerz "musi brać pod uwagę dobro wszystkich w UE".

Europejski program Macrona jest powiązany bezpośrednio z jego reformami wewnętrznymi we Francji. A ponieważ sukces Macrona jest w interesie Niemiec, oba kraje łączy "wspólnota odpowiedzialności" - konkluduje "SZ".

Zdaniem "Frankfurter Allgemeine Zeitung" propozycje Macrona nie zawierają wielu nowych treści. Postulat budżetu dla strefy euro i powołanie ministra finansów dla euroland są znane od dawna, podobnie jak pomysł Europy różnych prędkości - pisze Nikolas Busse.

Jego zdaniem obecny czas nie jest korzystny dla "wielkich projektów" europejskich ze względu na kryzysy, które w minionych latach dały się Europie we znaki. Wielu obywateli, także we Francji, nie zgodzi się ze stanowiskiem Macrona, że Europa jest "naszą historią, naszą tożsamością, naszym horyzontem i naszą przyszłością" - czytamy w "FAZ".

Busse zwraca uwagę, że Merkel sprzeciwia się transferom finansowym pomiędzy krajami UE. Jeżeli w Niemczech powstanie "Jamajka" czyli rząd CDU/CSU z FDP i Zielonymi, to obecność liberalnej FDP (sprzeciwiającej się budżetowi strefy euro) będzie dla Merkel wygodnym pretekstem, by realizować reformy Macrona w "homeopatycznych dawkach" - uważa "FAZ".

"Macron chce zbyt dużo ale przynajmniej czegoś chce" - podkreśla "Die Welt". Autor tekstu Sascha Lehnartz zwraca uwagę, że przejście w Niemczech SPD do opozycji nie jest dla francuskiego prezydenta dobrą wiadomością. Jego poglądy na Europę - pisze komentator - są raczej zgodne z poglądami socjaldemokratów niż liberalnej FDP, która prawdopodobnie znajdzie się w nowym rządzie Merkel.

"Macron zrozumiał, że ideę i tożsamość Europy można będzie obronić przed jej radykalnymi wrogami tylko wtedy, gdy uda się ją wspólnie z obywatelami zmienić i zapewnić jej więcej sukcesów" - wskazuje publicysta. "Macron chce być może zbyt wiele. I chce wszystko na raz. Ale przynajmniej czegoś chce" - konkluduje.

Wydawana w Oldenburgu regionalna "Nord-West Zeitung" ocenia bardzo krytycznie pomysły Macrona. To projekt "jednolitego europejskiego państwa - na francuskich warunkach i korzystnych dla Francji" - czytamy w komentarzu. "Jeśli chodzi o pieniądze, Macron przewidział dla Niemiec rolę dojnej krowy" - uważa komentator. Ostrzega, że Francja zdominuje politykę obronną UE, a niemiecka armia zostanie zdegradowana do roli "legii cudzoziemskiej", która będzie musiała bronić francuskich interesów w Afryce.