W Rzymie i stołecznym regionie Lacjum rośnie zaniepokojenie z powodu 27 stwierdzonych dotąd przypadków zachorowań wywołanych wirusem chikungunya przenoszonym przez tzw. komary tygrysie. Objawy tej choroby przypominają grypę, a charakteryzuje ją bardzo wysoka gorączka.

Służby medyczne nie wykluczają, że liczba zachorowań wzrośnie. Zapewniają zarazem, że nie jest to ciężka choroba.

Kilka chorych osób trafiło do rzymskiego szpitala zakaźnego Spallanzani.

Minister zdrowia Włoch Beatrice Lorenzin oświadczyła, że jej resort jest bardzo zaniepokojony sytuacją. Zaapelowała do władz Rzymu o przeprowadzenie natychmiastowej dezynsekcji na masową skalę. Burmistrz włoskiej stolicy Virginia Raggi w reakcji na ten apel zaleciła, by ta nadzwyczajna operacja rozpoczęła się w trybie pilnym, i to zarówno na terenach publicznych, jak i prywatnych.

Służby medyczne w obawie przed rozprzestrzenieniem się choroby zaleciły wstrzymywanie oddawania krwi w Rzymie i pobliskim miasteczku Anzio, gdzie zachorowało 10 osób. Podkreślono jednocześnie, że krwi w Lacjum nie zabraknie. Region ten w razie potrzeby otrzyma krew z innych stron Włoch.

Jeden przypadek zakażenia wirusem chikungunya potwierdzono w czwartek w rejonie Modeny na północy Włoch. W całej okolicy natychmiast zarządzona została dezynsekcja, by zlikwidować siedliska komarów tygrysich.

Nazwa wirusa chikungunya, przenoszonego przez zainfekowane komary tygrysie, pochodzi z Tanzanii, gdzie jego epidemia wybuchła w 1952 roku. W języku tamtejszej grupy etnicznej Makonde oznacza "coś, co zgina" lub "wykręca". Wywołał on w przeszłości także kilka innych epidemii w Azji i w Afryce oraz na wyspie Reunion.

We Włoszech po raz pierwszy obecność wirusa została stwierdzona w 2007 roku.

Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)