Przed Sądem Krajowym w Berlinie rozpoczął się w środę proces dwóch Polaków oskarżonych o zamordowanie 47-letniego muzyka Jima Reevesa. Do zbrodni doszło w lutym 2016 roku w jednym z berlińskich hosteli. Zdaniem prokuratury motywem zbrodni była homofobia.

Biseksualny Reeves i jego domniemani oprawcy nocowali w 6-osobowym pokoju w jednym z hosteli w Berlinie. Następnego ranka personel hotelu znalazł ciało martwego muzyka. W akcie oskarżenia zarzucono obu Polakom brutalne znęcanie się nad ofiarą z nienawiści do homoseksualistów.

Sprawcy bili mężczyznę pięścią i krzesłem, a następnie zgwałcili go za pomocą długiego przedmiotu. Ofiara ataku zmarła wskutek wewnętrznego krwotoku.

Agencja dpa podkreśla, że obaj oskarżeni w wieku 23 i 30 lat nie okazują podczas rozprawy żadnych emocji i milczą.

Domniemani sprawcy są robotnikami budowlanymi. W Berlinie zatrzymali się przejazdem. Po zbrodni odjechali samochodem innego Polaka. Kierowca i jeden z pasażerów zostali powołani na świadków. Prokuratura opiera się m. in. na materiale DNA zabezpieczonym w miejscu zbrodni.

23-latek zatrzymany został w Polsce 18 dni po dokonaniu zbrodni. Po odbyciu w Polsce kary za inne przestępstwo, został wydany władzom niemieckim.

Drugi z Polaków wpadł w ręce policji pod Barceloną w Hiszpanii w lutym br. Funkcjonariusze znaleźli przy nim dwa sfałszowane dowody osobiste, paralizator, trzy telefony komórkowe i 7000 euro w gotówce.

Pochodzący z Kolonii Reeves był liderem zespołu Squeezer, który największe sukcesy osiągał w latach 90. Do największych przebojów zespołu należały utwory "Blue Jeans" i "Sweet Kisses". W okresie późniejszym artysta pracował jako aktor i model.

Relacjonując początek procesu agencja dpa, zgodnie ze swoją polityką redakcyjną, nie eksponuje narodowości sprawców. Informacja, że domniemani mordercy pochodzą z Polski, pojawiła się w piątym akapicie depeszy.

Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)