Poligon Punggye-ri jest gotowy do kolejnej próby atomowej. Po serii lipcowych testów rakietowych świat zastanawiał się, jakie kroki może jeszcze wykonać Korea Północna. Każdy kolejny pocisk lądujący w Pacyfiku robił coraz mniejsze wrażenie.
Dyplomacja balistyczna podlegała inflacji. Trzy rakiety krótkiego zasięgu wystrzelone w sobotę nie robiły już takiego efektu jak zapowiedź ataku na wyspę Guam. W efekcie oczekiwano deeskalacji. I faktycznie – Pjongjang spuścił z tonu, a sekretarz stanu USA Rex Tillerson nawet pochwalił publicznie Koreę Północną za odpowiedzialne zachowanie.
Tyle że Kim Dzong Un zrobił krok w tył tylko po to, żeby zrobić dwa w przód. Udało mu się nastraszyć ponownie świat relatywnie niewielkim kosztem: wystrzeleniem tego samego pocisku co podczas lipcowych testów. Tyle że ponad głowami Japończyków (to się dotychczas zdarzyło tylko dwa razy: w 1998 i 2009 r.). Jeśli wierzyć południowokoreańskiemu wywiadowi, fajerwerków będzie jeszcze więcej. Z publikowanych informacji wynika, że poligon Punggye-ri jest gotowy do kolejnej próby atomowej.
Najmniej prawdopodobnym scenariuszem jest konflikt zbrojny. Kim Dzong Un rozwija program atomowy (i rakietowy), aby zapewnić trwanie swoim rządom. Doskonale rozumie, że ich użycie to bilet w jedną stronę. Atak atomowy doprowadziłby do odwetu (niekoniecznie jądrowego), który de facto zakończyłby rządy dynastii Kimów na Północy. Rachunek zysków i strat przemawia na niekorzyść takiego rozwiązania.
Możliwy jest także scenariusz, w którym przelot rakiety nad Japonią zakończy eskalację napięć. Reżim wielokrotnie żądał zakończenia wspólnych ćwiczeń sił USA z armiami w regionie. A tak się składa, że Amerykanie odbywają teraz manewry zarówno w Japonii, jak i Korei Południowej. Kiedy się zakończą, Pjongjang może dojść do wniosku, że wystarczająco dobitnie dał do zrozumienia, co o nich myśli.
Taki scenariusz oznaczałby jednak tylko zamrożenie konfliktu, bez perspektyw na długofalowe rozwiązanie. Paradoksalnie to właśnie zakończenie manewrów wojskowych może stanowić przynętę do wznowienia rozmów z Koreą Północną. Taka propozycja padła już zresztą dwa lata temu ze strony Pekinu. Została jednak odrzucona przez Waszyngton. Z kolei Kim Dzong Un dawkuje napięcie, budując w ten sposób swoją pozycję negocjacyjną w przyszłych rozmowach sześciostronnych (z USA, Japonią, Koreą Południową, Rosją i Chinami).
Otwarte pozostaje pytanie, co w obecnych okolicznościach udałoby się wymusić na koreańskim liderze. Dotychczas warunkiem sine qua non rozmów było wstrzymanie programu atomowego. Taka postawa negocjacyjna może być nie do utrzymania. W efekcie pięć stron musi uzgodnić, co właściwie chciałoby osiągnąć w rozmowach z Północą.
To jednak nie będzie proste, bo Chiny i Rosja od dawna traktują reżim jako element rozgrywki ze Stanami Zjednoczonymi. Moskwa i Pekin, komentując wystrzelenie trzech rakiet w sobotę, skupiły się na krytyce wspólnych manewrów wojskowych Waszyngtonu i Seulu. Chociaż Chiny zdają się być ostatnio bardziej skłonne do współpracy w sprawie Pjongjangu (zakazując m.in. eksportu węgla z Północy, którego sprzedaż stanowi ważne źródło dewiz dla reżimu). Jednak jak pokazuje raport dla Rady Bezpieczeństwa ONZ, chińskie firmy handlują z Koreą Północną komponentami, które potem są odnajdywane w szczątkach rakiet (niekoniecznie chińskiej produkcji; niektóre pochodzą z Wielkiej Brytanii, inne są podpisane cyrylicą).
Bez względu na rozwój sytuacji można się spodziewać zdwojonych wysiłków na drodze do zahamowania tego procederu. Temu m.in. służyły sankcje, jakie w ubiegłym tygodniu Departament Stanu USA nałożył na kilka chińskich firm handlujących z Pjongjangiem. Budowa rakiet to na tyle skomplikowana kwestia, że Północ nie jest w stanie zrobić tego na własną rękę; część surowców i komponentów Kim Dzong Un musi ściągać zza granicy.
Odcięcie od nich Północy jest najskuteczniejszą drogą na spowolnienie programu, a na pewno na uniemożliwienie produkcji seryjnej rakiet. Tym bardziej że marzeniem reżimu jest nie tylko posiadanie mobilnych wyrzutni lądowych, ale też możliwość rażenia pociskami balistycznymi z łodzi podwodnych – nad udoskonaleniem tej technologii inżynierowie z Północy również pracują, co pokazują nieliczne materiały zdjęciowe znad 38 równoleżnika.