Polsce grożą dotkliwe sankcje za łamanie prawa UE, będące konsekwencją procedur o naruszenie przepisów m.in. ws. Puszczy Białowieskiej, czy noweli ustawy o ustroju sądów powszechnych; mogą one iść nawet w miliony euro dziennie - uważa Rafał Trzaskowski (PO). Zapłacimy za to my wszyscy - dodał.

Były wiceszef MSZ ds. europejskich był pytany przez dziennikarzy w Sejmie o słowa kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która oświadczyła we wtorek, że traktuje "bardzo poważnie" stanowisko KE w sprawie stanu praworządności w Polsce oraz podkreśliła, że zasady praworządności są fundamentem i warunkiem współpracy w ramach UE.

"Niestety kończy się cierpliwość na to, co wyprawia PiS w Polsce, mówię niestety, bo to może skończyć się sankcjami" - powiedział Trzaskowski.

"Rząd PiS, w przeciwieństwie np. do Viktora Orbana, nie prowadzi sensownego dialogu z instytucjami unijnymi, chowa głowę w piasek, udaje, że instytucje unijne nie mają kompetencji do tego, żeby mówić o praworządności, i stać go tylko i wyłącznie na połajanki” - dodał poseł.

Według niego do tej pory rząd niemiecki wykazywał w stosunku do sytuacji w Polsce "daleko idącą wstrzemięźliwość i cierpliwość", ponieważ politycy niemieccy "widzą, że PiS chce rozpętać histerię antyniemiecką i zależy im na dobrych relacjach polsko-niemieckich". Jednak, dodał polityk PO, ich cierpliwość się kończy.

"My wszyscy będziemy za to płacić, bo rząd PiS nie będzie w stanie załatwić żadnego ważnego interesu dla Polski - ani w kwestiach budżetowych, ani w kwestiach dotyczących naszych pracowników, ani polityki energetycznej, ani jednolitego rynku" - ocenił poseł.

Pytany, jak jego zdaniem, należy interpretować fakt, że o sytuacji dot. praworządności w Polsce kanclerz Niemiec ma w środę rozmawiać z przewodniczącym KE Jean-Claudem Junckerem, Trzaskowski zwrócił uwagę, że "coraz więcej państw członkowskich i wszystkie instytucje unijne mówią jasno o tym, że rzeczywiście trzeba rozważyć uruchomienie art. 7, który może zakończyć się wprowadzeniem sankcji". "Cierpliwość się kończy" - podsumował.

B. wiceszef MSZ zauważył, że mało kto w Europie chce współpracować z polskim rządem. Według niego dosyć rządu PiS mają "nawet Czesi i Słowacy". Jak dodał wolą oni współpracować z tymi, którzy w Europie decydują - z Francją i Niemcami. "A nie tymi, którzy w Europie się awanturują bez żadnego efektywnego wpływu na przyszłość Unii" - mówił poseł. Jednocześnie ocenił, że "chyba ostatnim" sojusznikiem Polski jest w UE premier Węgier Viktor Orban.

Jak zaznaczył Trzaskowski o ile do wprowadzenia sankcji w ramach art. 7 potrzeba jednomyślności wszystkich państw członkowskich i może to zablokować Orban, o tyle nie dotyczy to licznych prowadzonych wobec Polski procedur o naruszenie prawa UE. Chodzi m.in. sprawę Puszczy Białowieskiej, równość płac czy "niezależność polskiego sądownictwa" - dodał. "To są wszystko procedury, które mogą kończyć się, po wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, dotkliwymi sankcjami, które mogą iść nawet w miliony euro dziennie, za które będziemy płacili my wszyscy" - przekonywał b. wiceminister ds. europejskich.

Jego zdaniem, straty grożą też Polsce w razie przegranej w batalii o nowelizację dyrektywy o pracownikach delegowanych. Poseł przypomniał, że większość pracowników delegowanych z Polski płaci w tym momencie składki do ZUS, a w razie przyjęcia nowych regulacji "będą płacili składki do systemów emerytalnych niemieckiego i francuskiego, co wytworzy kolejną lukę w naszym budżecie i budżecie ZUS-u". "To wszystko będą konsekwencje tej kompletnie nieodpowiedzialnej polityki" - podkreślił Trzaskowski.

"Niestety ta polityka PiS, polityka zagraniczna, wygląda jak polityka chłopców, którzy bawią się w piaskownicy grabkami, a nie potrafią naprawdę mierzyć się z wyzwaniami, które będą decydowały o tym, w którym miejscu będzie Polska za kilka lat" - dodał.

Trzaskowski podkreślił, że nie wie, czy celem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego jest wyprowadzenie Polski z UE. "Wiem, że przegrywanie każdej ważnej dla Polski batalii, że bycie na marginesie, że sytuacja, w której nikt właściwie z rządem PiS na serio nie chce współpracować, że Polska jest nieobecna w pierwszej lidze i przy stole, kiedy rozmawia się o przyszłości UE, doprowadzi do tego, że PiS, czy tego chce czy nie, wyprowadzi Polskę najpierw na kompletny margines UE, a potem być może poza" - mówił.