Wokół umowy gazowej z 2010 r. są znaki zapytania, być może część odpowiedzi jest w niejawnym raporcie NIK - powiedział PAP redaktor naczelny portalu BiznesAlert Wojciech Jakóbik, komentując doniesienia tygodnika "Sieci" nt. okoliczności zawarcia kontraktu.

Tygodnik, opisując okoliczności podpisania umowy z 2010 r. z Gazpromem na dostawy gazu, napisał m.in., że z niejawnych instrukcji negocjacyjnych rządu PO-PSL wynika, że pierwsza instrukcja negocjacyjna z marca 2009 r. zakładała obronę polskich interesów. Jednak, jak twierdzi tygodnik, w kolejnej instrukcji, zatwierdzonej przez rząd Donalda Tuska w lipcu 2009 r., Polska zrezygnowała "ze wszystkich najważniejszych postulatów gwarantujących bezpieczeństwo energetyczne".

Jak powiedział PAP redaktor naczelny portalu BiznesAlert Wojciech Jakóbik, w związku z umową jest wiele znaków zapytania. Jak ocenił, z opublikowanych informacji wynika, że strona polska nie chciała zmniejszyć uzależnienia od rosyjskiego gazu, tylko przeciwnie, chciała dłuższego kontraktu, pogłębiającego uzależnienie.

"Kontrakt jamalski w ogóle jest niekorzystny ze względu na klauzulę take-or-pay, co oznacza, że musimy kupować określoną ilość gazu, czy tego chcemy czy nie. I nie możemy grać jego ceną, bo mamy go od jednego, rosyjskiego dostawcy. W kontrakcie jest indeks do ropy naftowej, czasem to się bardziej opłaca, czasem mniej. Ale historycznie i generalnie opłaca to się mniej" - wyjaśnił Jakóbik. Jak tłumaczył, skoro kupujemy większość gazu od jednego dostawcy, to nie możemy kupować więcej u innych, na przykład sprowadzić więcej LNG, czy kupić na giełdzie niemieckiej, kiedy akurat to się opłaca. "Możemy kupować gdzie indziej tylko do pewnego stopnia, bo większość gazu i tak musimy brać z Rosji. I tak będzie do 2022 r." - przypomniał.

Jego zdaniem, "można stawiać znaki zapytania, dlaczego pierwotna instrukcja, zakładająca wzrost dywersyfikacji została zastąpiona instrukcją, która nakazuje dalsze pozostanie przy zależności od rosyjskiego dostawcy". I to w sytuacji, gdy - jak podkreślił - "były już pierwsze sygnały o rewolucji łupkowej w USA, kiedy były już zmiany na rynku europejskim, kiedy mieliśmy perspektywę łączenia i zwiększania płynności rynków gazu".

Według Jakóbika być może część odpowiedzi znajduje się w raporcie NIK z 2014 r., który nie został opublikowany. "Z jednej strony trudno oczekiwać, że państwo opublikuje całą umowę handlową, jaką jest umowa gazowa. Ale z drugiej strony można domniemywać, że raport jest pozbawiony danych wrażliwych z punktu widzenia interesu państwa" - powiedział. Zwrócił też uwagę, że jego treść została objęta klauzulą niejawności przez tych samych ludzi w ówczesnym Ministerstwie Gospodarki, którzy negocjowali kontrakt jamalski. "Teraz minister energii może upublicznić ten raport, być może czas ujawnić te informacje" - stwierdził Jakóbik.

Jak jednak powiedział PAP minister gospodarki w latach 2012-2015 Janusz Piechociński, raport nie mógł zostać upubliczniony ze względu na to, że zawiera wszystkie polskie instrukcje negocjacyjne od roku 2005. Piechociński podkreślił też, że dokument jest niejawny tylko dla opinii publicznej, dostęp do niego mają wszystkie instytucje i organy o uprawnieniach kontrolnych.

Kontrakt jamalski to długoterminowa umowa między PGNiG a Gazpromem na dostawy gazu do Polski z września 1996 r. i obowiązująca do 2022 r. Dotyczy ok. 10 mld m sześc. gazu transportowanego rocznie przez gazociąg Jamał-Europa. Polski odcinek rurociągu liczy ok. 683 km.

Zapisy kontraktu były renegocjowane w 2010 r. Ówcześni wicepremierzy Polski i Rosji, Waldemar Pawlak oraz Igor Sieczin, podpisali jesienią 2010 roku międzyrządowe porozumienie w sprawie zwiększenia dostaw gazu do Polski, a PGNiG i Gazprom podpisały aneks do kontraktu jamalskiego. Porozumienie dotyczyło zwiększenia dostaw rosyjskiego gazu do Polski o ok. 2 mld m sześc. rocznie. Zgodnie z umową, tranzyt gazu został przewidziany do 2019 r., a dostawy do 2022 r. (PAP)

autor: Wojciech Krzyczkowski

edytor: Marek Michałowski