Nowe brytyjskie dokumenty pokazują, że Londyn jest coraz bardziej skłonny do kompromisów.
Brytyjski rząd najwyraźniej zaczyna tonować swoje stanowisko w kwestii relacji z Unią Europejską po 2019 r. Opublikowane w zeszłym tygodniu dokumenty sugerują, że brexit nie będzie tak twardy, jak jeszcze na początku roku zapowiadała premier Theresa May.
Ministerstwo ds. wystąpienia z Unii Europejskiej rozpoczęło publikację dokumentów przedstawiających brytyjskie stanowisko na temat różnych aspektów brexitu. Na pierwszy ogień poszły propozycje dotyczące porozumień celnych oraz granicy między Irlandią Północną a Republiką Irlandii, a w następnych tygodniach pojawią się kolejne.
Pod koniec marca 2019 r. wraz z wyjściem z Unii Europejskiej Wielka Brytania opuści także unię celną. Zapowiedziała to Theresa May, ale i wśród pozostałych państw UE panuje zgoda, że Wielka Brytania nie może w niej pozostać, jeśli chce ograniczyć swobodny przepływ osób. Ale to, jak mają wyglądać przyszłe relacje handlowe, będzie dopiero negocjowane, i to jeszcze nie teraz, bo Bruksela przeforsowała, że rozmowy na ten temat zaczną się dopiero, gdy osiągnięty zostanie znaczący postęp w kwestiach rozwodowych. A czasu jest bardzo mało, bo aby porozumienie o warunkach wyjścia zostało ratyfikowane przed 29 marca 2019 r., to negocjacje powinny się zakończyć jesienią przyszłego roku. Scenariusz, w którym to się nie uda i wraz z brexitem handel między Wielką Brytanią a Unią będzie się odbywał na ogólnych zasadach Światowej Organizacji Handlu (WHO) – czyli z cłami – jest realny. To byłoby niekorzystne dla obu stron, ale bardziej bolesne dla Wielkiej Brytanii i aby temu zapobiec, Londyn zaproponował okres przejściowy, w którym handel odbywałby się na dotychczasowych zasadach. Długość tej tymczasowej unii celnej nie została sprecyzowana, ale najczęściej mówi się o dwóch latach, a na pewno zakończyłaby się ona przed upływem obecnej kadencji parlamentu, czyli przed wiosną 2022 r. W tym przejściowym okresie Wielka Brytania zyskałaby możliwość negocjowania umów handlowych z państwami trzecimi (obecnie jako członek UE nie może tego robić). W dokumencie poświęconym przyszłym relacjom celnym Londyn proponuje dwa rozwiązania. Pierwsze to bardzo uproszczone porozumienie celne, czyli Wielka Brytania pozostałaby poza unią celną, ale uproszczone byłyby procedury odprawy, tak by nie trzeba było fizycznie zatrzymywać i kontrolować samochodów na granicy, choć jak to w szczegółach miałoby działać, nie jest jasne. Drugie – nowe porozumienie, które znosiłoby granicę celną pomiędzy Wielką Brytanią a Unią. Londyn musiałby dopasować swoje stawki celne do unijnych na towary, których końcowym przeznaczeniem byłyby kraje UE. Takie porozumienie wymagałoby przede wszystkim jednak dużego ustępstwa ze strony Brukseli, bo de facto oznaczałoby, że Wielka Brytania cieszyłaby się ze wszystkich przywilejów bycia w unii celnej, formalnie w niej nie będąc, a tego pozostałe kraje Unii chcą właśnie uniknąć. Brytyjski rząd sam zresztą przyznał w dokumencie, że takie rozwiązanie jest innowacyjne i nieprzetestowane jeszcze nigdzie na świecie.
O bezprecedensowym rozwiązaniu mowa jest także w dokumencie dotyczącym Irlandii Północnej. Brytyjski rząd powtórzył, że celem jest uniknięcie sytuacji, w której konieczne byłoby przywrócenie fizycznej granicy z punktami kontrolnymi między obydwoma częściami Irlandii (będzie to jedyna lądowa granica Wielkiej Brytanii z UE). Nie chce także instalować na ok. 300 punktach granicznych kamer przemysłowych ani systemów rozpoznawania numerów rejestracyjnych. Zamiast tego mowa jest o szerokim systemie ulg dla małych i średnich przedsiębiorstw, które nie musiałyby dostosowywać się do nowych stawek celnych. Według ministerstwa ds. Irlandii Północnej 80 proc. firm w tym regionie to właśnie małe i średnie przedsiębiorstwa, które zajmują się handlem lokalnym, a nie międzynarodowym. Ale ta propozycja stwarza szerokie możliwości nadużyć. Przedsiębiorstwo objęte takimi zwolnieniami może np. zacząć sprowadzać z jakiegoś państwa trzeciego towary, które objęte byłyby innymi stawkami celnymi w Wielkiej Brytanii a innymi w Unii, a następnie zarabiać na tej różnicy, sprzedając je po drugiej stronie granicy.
Jak na razie oba brytyjskie pomysły niewidzialnej granicy – zarówno celnej z całą Unią, jak i irlandzkiej – Bruksela przyjmuje dość sceptycznie. Michel Barnier, główny unijny negocjator w rozmowach o warunkach brexitu, przypomniał, że przyszłe rozwiązania będą dyskutowane dopiero po rozwiązaniu spraw dotyczących warunków wyjścia, a reprezentujący w negocjacjach Parlament Europejski Guy Verhofstadt nazwał je fantazją.
Wątpliwości co do praktycznego funkcjonowania dotyczą też planów utrzymania ruchu bezwizowego. Obecnie obywatele pozostałych państw UE mogą bez ograniczeń osiedlać się oraz podejmować pracę i studia w Wielkiej Brytanii, ale po wystąpieniu kraju z UE to ma się zmienić i musieliby oni uzyskiwać zezwolenie, podobnie jak obywatele państw trzecich. Oczywiście wprowadzanie wiz byłoby pomysłem absurdalnym, szczególnie w sytuacji, gdy Wielka Brytania utrzymuje ruch bezwizowy z 56 innymi państwami, i na pewno skończyłoby się analogicznym krokiem ze strony państw UE. Ale opozycyjni laburzyści już pytają, w jaki sposób rząd zamierza pilnować, czy turyści z krajów UE nie będą zostawali dłużej niż dopuszczalne sześć miesięcy i czy nie podejmą pracy. Z pewnością takie wątpliwości będą mieli też wyborcy, którzy z powodu nadmiernej imigracji głosowali za wyjściem z Unii.