Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow poinformował w poniedziałek, że planowana redukcja personelu placówek dyplomatycznych USA, która ma objąć ponad 750 osób, dotyczy nie tylko dyplomatów i personelu technicznego, ale też pracowników będących obywatelami Rosji.

"To będą i dyplomaci i pracownicy techniczni. Chodzi nie tylko o dyplomatów - nie ma w Rosji takiej liczby dyplomatów amerykańskich, a także o osoby, które nie mają statusu dyplomatycznego, jak również przyjętych (do pracy) na miejscu, to jest obywateli Federacji Rosyjskiej, którzy tam pracują" - powiedział Pieskow.

Rzecznik prezydenta Władimira Putina poinformował, że obecna ogólna liczba personelu amerykańskich placówek w Rosji wynosi około 1200 osób. Moskwa podjęła decyzję o - jak to ujął - "zsynchronizowaniu liczebności pracowników misji dyplomatycznych"; Rosja ma ich w USA około 450, a więc "to po prostu kalkulacja matematyczna".

Strona amerykańska - jak wyjaśnił Pieskow - sama podejmie decyzję, kogo konkretnie obejmie redukcja jej personelu. Ocenił także, że pracownikom amerykańskich placówek zapewniono dostatecznie dużo czasu na opuszczenie Rosji. Wyznaczony termin do 1 września.

Rzecznik Kremla oświadczył też, że normalizacja stosunków między Rosją a USA zależy od woli politycznej. "Wyjście z tej sytuacji leży w nurcie przejawienia politycznej woli uregulowania relacji, w procesie rehabilitacji z zaostrzonej schizofrenii politycznej" - oświadczył. Potrzebne jest również - kontynuował - "zarejestrowanie chęci normalizacji stosunków i rezygnacja z prób dyktatu poprzez sankcje".

Pieskow powiedział także, iż rosyjski prezydent "akcentował, że jesteśmy zainteresowani dalszą współpracą z USA tam, gdzie jest to zgodne z naszymi interesami".

Rzecznik mówił również o powodach, dla których Moskwa podjęła działania wobec Waszyngtonu zanim jeszcze w USA projekt ustawy o sankcjach nakładanych na Rosję został podpisany przez prezydenta Donalda Trumpa. Według Pieskowa dokument, który przeszedł przez amerykański Kongres przyjmie formę ustawy nawet w tym wypadku, gdy Trump go nie podpisze. Ponadto Biały Dom deklarował możliwość zawetowania przez Trumpa ustawy po to, by jeszcze zaostrzyć sankcje - zaznaczył rzecznik. "Z tego powodu nie było na co czekać, wszystko było wystarczająco jasne" - ocenił.

Liczba 755 przedstawicieli USA, którzy będą musieli opuścić Rosję, padła w niedzielnym wywiadzie prezydenta Putina dla państwowej telewizji rosyjskiej. Putin powiedział, że tylu dyplomatów i pracowników technicznych "będzie zmuszonych do przerwania swej działalności" i będzie to dotkliwe dla USA. Rosyjski prezydent powiedział także, że Moskwa mogłaby wprowadzić dodatkowe restrykcje wobec Waszyngtonu, lecz nie będzie tego na razie robić.

Media rosyjskie podawały wcześniej, że redukcja liczebności personelu placówek USA w Rosji może objąć kilkaset osób; podawano liczby od 200-300 osób do ponad 700.

MSZ Rosji ogłosiło w piątek, że od 1 września liczba pracowników przedstawicielstw dyplomatycznych USA (ambasady w Moskwie i konsulatów generalnych w Petersburgu, Jekaterynburgu i Władywostoku) ma zostać zrównana z liczbą personelu rosyjskiego w placówkach w USA, czyli wynieść 455 osób. Ponadto od sierpnia ambasada USA ma stracić dostęp do magazynów w Moskwie i ośrodka wypoczynkowego na jej przedmieściach. Była to reakcja na przyjęcie dzień wcześniej przez Senat USA ustawy o nowych sankcjach przeciw Rosji. Ustawa czeka na decyzję prezydenta Trumpa, który - jak poinformował Biały Dom - zamierza ustawę podpisać.

Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)