Chiny chcą być mocarstwem globalnym, to państwo, które myśli bardzo długofalowo i być może to jest pierwszy krok jakiejś głębszej obecności chińskiej w naszym regionie - powiedział politolog prof. Andrzej Gil z KUL o rosyjsko-chińskich ćwiczeniach na Bałtyku.

"Chiny są mocarstwem, natomiast Rosja żyje przeszłością" - powiedział w rozmowie z PAP profesor KUL Andrzej Gil. Dlatego - jego zdaniem - ze strony rosyjskiej ćwiczenia "to jest troszeczkę kokietowanie strony chińskiej". Ekspert zwrócił uwagę na to, że ćwiczenia "Morska Współpraca" zwykle odbywały się na Dalekim Wschodzie, jak stwierdził: "tej części regionu Azji i Pacyfiku, która jest naturalnie utożsamiana z kontaktami rosyjsko–chińskimi".

"Dzisiaj mamy okręty chińskie na Bałtyku" - podkreślił. W jego opinii, Rosja widzi w tym potwierdzenie swojego statusu jako istotnego gracza światowego "skoro eskadra chińska pokonała tysiące mil morskich, wpłynęła tutaj na Bałtyk i razem z Rosjanami w Bałtyjsku będzie sobie tam ćwiczyła jakieś swoje rozwiązania taktyczne".

Z drugiej strony - stwierdził politolog - Chińczycy nie są "czynnikiem dalekim". "Chiny chcą być mocarstwem globalnym, Chiny robią wszystko, żeby tym mocarstwem zostać. Dla nich obecność na Bałtyku wydaje się z ich perspektywy naturalna" - powiedział i dodał: "skoro Amerykanie mogą penetrować wszystkie regiony, akweny świata, Chińczycy uważają, że mają takie same prawo".

W opinii Gila manewry w istocie świadczą o słabości Rosji. Ale - jak ocenił - pokazują też długofalowe myślenie chińskiego kierownictwa. "Być może to jest pierwszy krok jakiejś głębszej obecności chińskiej tutaj właśnie w naszym regionie" - stwierdził.

"Nie bądźmy naiwni, Chiny mają własne interesy globalne i dla nich NATO jest takim samym przeciwnikiem jak - wydaje się - dla Rosji" - ocenił prof. Gil.

Jego zdaniem różnica między Chinami i Rosją jest jednak taka, że Chiny mają w tym momencie niemal "nieograniczone zasoby". "Wszelka tego typu manifestacja jest bardzo groźnym znakiem, że coś się dzieje, że ta równowaga, właściwie ten układ, który się wytworzył ze Stanami Zjednoczonymi i NATO jako tym wiodącym elementem bezpieczeństwa, że on się powoli łamie" - powiedział Andrzej Gil.

"Jeżeli Rosjanie godzą się na to, żeby być de facto takim przyczółkiem dla Chin, jest to dla nas bardzo groźne" - ocenił.

Rosyjsko-chińskie ćwiczenia morskie pod kryptonimem "Morska Współpraca-2017" rozpoczęły się w ubiegły piątek na Bałtyku. Chińskie okręty po raz pierwszy pojawiły się w Bałtyjsku, głównej bazie rosyjskiej Floty Bałtyckiej. Ćwiczenia zakończą się 28 lipca.

Na wspólne manewry Chiny wysłały jeden ze swych najnowocześniejszych okrętów - niszczyciel Hefei, z towarzyszącą mu fregatą i okrętem zaopatrzenia. Rozpoczęły one rejs 18 czerwca i przebyły około 10 tys. mil morskich, płynąc przez Morze Śródziemne. Na ćwiczenia chińska armia skierowała także śmigłowce pokładowe i piechotę morską.

W Pekinie zapowiedziano, iż głównym celem ćwiczeń ma być zwiększenie skuteczności współdziałania marynarek wojennych Rosji i Chin w przeciwdziałaniu zagrożeniom dla bezpieczeństwa na morzu.