Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister finansów i minister rozwoju w jednej osobie, ma władzę, jakiej mogłaby mu pozazdrościć większość wicepremierów do spraw gospodarczych po 1989 r.
Odpowiada za rządowe plany rozwojowe i jednocześnie za ich finansowanie. Pytany przez dziennikarzy o to, jak chce zrealizować jakiś pomysł, często żartuje: minister finansów będzie musiał porozmawiać o tym z ministrem rozwoju. Czytaj: Morawiecki się zastanowi i zdecyduje.
Szybko się okazało, że komfort rządzenia ma tylko w teorii, bo inni ministrowie rządu mają swoje plany i ambicje. Wicepremier przegrał bitwę o obsadę stanowisk w PZU z premier Beatą Szydło. O to, jak zdemontować OFE i zmienić system emerytalny, walczy od kilku miesięcy z minister Elżbietą Rafalską – nie wiadomo, czy wygra. Spierał się z nią też o to, jak ograniczyć budżetowe koszty spodziewanego odpływu ludzi z rynku pracy po obniżeniu od października wieku emerytalnego. Spory się nasilają. Widać, że wicepremierowi, jako nowemu członkowi PiS, bez zaplecza politycznego w partii brakuje siły, by przeforsować swoje pomysły. Zapewne dlatego nieoczekiwanie wsparł go, kierujący rządem z tylnego siedzenia, prezes Jarosław Kaczyński, który zapowiedział konieczność wzmocnienia władzy ekonomicznej. Dał głos Morawieckiemu, dla szefowej rządu zarezerwował na kongresie partii rolę obserwatorki. Teraz wicepremier idzie za ciosem i licytuje, z poparciem prezesa PiS, o pełnię realnej (nie tylko nominalnej) władzy w gospodarce i o odpowiedzialność za nasze portfele.
Wicepremier chwali się uszczelnieniem systemu podatkowego – to niewątpliwy sukces. Ale zebrana dzięki temu kwota, wbrew zapowiedziom, nie wystarczy na sfinansowanie kosztownych programów 500 plus oraz obniżenia wieku emerytalnego. To sztywne wydatki, na które tylko w przyszłym roku trzeba będzie wydawać z państwowej kasy ok. 35 mld zł. Morawiecki zapewniał, że w tym roku sfinansował je bez podnoszenia podatków i zwiększania deficytu budżetowego. To prawda, nie wspomniał jednak, że w sporej mierze było to możliwe dzięki bardzo dobrej koniunkturze gospodarczej na świecie. Jako wieloletni prezes banku wie, że ona nie będzie trwać wiecznie. Po przypływie zawsze przychodzi odpływ i wtedy – jak mawia słynny inwestor giełdowy Warren Buffett – okazuje się, kto pływał bez majtek. Wtedy Morawieckiego czeka naprawdę poważna rozmowa z Morawieckim. Jako minister rozwoju będzie musiał spytać ministra finansów: Co robiłeś w czasach dobrej koniunktury? Czy zgromadziłeś zaskórniaki na złe czasy? Jeśli nie – podnieś podatki, bo będziemy musieli ograniczyć inwestycje, a bez nich przestaniemy się rozwijać i za jakiś czas może zabraknąć pieniędzy nawet na 500 plus albo będziemy musieli podnieść wiek emerytalny.
Ciekawe, co wtedy odpowie minister finansów. To ogranicz inwestycje? Przecież nie podniosę podatków, bo przegramy wybory, a zapowiedziałem, że PiS będzie rządził do 2031 r.
Lepiej, żeby taką rozmowę Morawiecki przeprowadził ze sobą teraz, w czasie dobrej koniunktury. Odpływ przyjdzie na pewno. Wicepremier zyskuje pełnię władzy, ale to nie oznacza, że jego koledzy i koleżanki z rządu i partii zrezygnują ze swoich ambicji.