Republikanom nie udaje się uchylić reformy ubezpieczeń zdrowotnych. Senat, gdzie procedowana jest ustawa mająca zastąpić Obamacare, udał się wprawdzie na kilkudniową przerwę, którą rozpoczęły wczorajsze obchody Dnia Niepodległości, ale zamiast odpoczywać republikańscy senatorowie będą prowadzić zakulisowe negocjacje, aby jak najprędzej doprowadzić do końca prace nad sztandarowym projektem.
– Jestem przekonana, że ustawa może trafić na biurko Trumpa jeszcze latem – powiedziała w poniedziałek prezydencka doradczyni Kellyanne Conway. Ale nie wszyscy senatorowie podzielają jej optymizm, w związku z czym kilku z nich już złożyło do przewodniczącego wniosek o skrócenie Senatowi sierpniowych wakacji – aby izba miała więcej czasu na pracę nad tym projektem.
Blamaż republikanów
Człowiek, od którego zależy czas trwania sierpniowej przerwy – przewodniczący republikańskiej większości w Senacie, Mitch McConnell – wolałby jednak, żeby prace nad projektem zakończyły się jak najszybciej. Republikanie w Kongresie narażają się bowiem na blamaż; pomimo większości w obydwu izbach i własnego prezydenta od kilku miesięcy nie są w stanie uchylić Obamacare, co było jedną ze sztandarowych obietnic prezydenta Trumpa.
Problem polega na tym, że o ile wszyscy republikanie na Kapitolu zgadzają się co do tego, że ACA (Affordable Care Act, ustawa na rzecz przystępnej cenowo opieki zdrowotnej, oficjalna nazwa Obamacare) trzeba uchylić, o tyle już nie są zgodni co do tego, czym ją zastąpić. W związku z tym partyjni liderzy przygotowali plan działań dostosowany do tych okoliczności: najpierw zrobić to, na co się wszyscy zgadzamy, a dopiero potem zasiąść do rozmów nad nową regulacją.
Plan ten jeszcze przed objęciem urzędu wywrócił Donald Trump, deklarując, że republikanie nie tylko uchylą, ale też zaprezentują własną reformę ubezpieczeń zdrowotnych – wprowadzając w ten sposób w osłupienie członków GOP (Grand Old Party, zwyczajowa nazwa Partii Republikańskiej) na Kapitolu. Opracowany naprędce w Izbie Reprezentantów projekt pod nazwą American Health Care Act (ustawa o amerykańskiej opiece zdrowotnej) miał jednak problem ze zdobyciem poparcia nawet we własnej partii.
Trudne negocjacje
Dla jednych republikanów ustawa była zbyt radykalna, a dla innych – za mało radykalna. Negocjacje nad kształtem nowego prawa ciągnęły się tak długo, że sam prezydent zrugał za to kongresmenów. Ostatecznie projekt udało się uchwalić większością czterech głosów i na początku maja trafił do Senatu.
Aby zwiększyć prawdopodobieństwo przyjęcia reformy, republikanie postanowili przepchnąć ją specjalną ścieżką legislacyjną, którą można określić mianem poprawki do budżetu. Dzięki temu potrzebują do jej przyjęcia tylko zwykłej większości w Senacie (50 głosów). To oznacza, że wystarczą im posiadane 52 głosy i nie muszą konsultować projektu z demokratami, unikając groźby zablokowania projektu przez procedurę fillibustera, której przerwanie wymagałoby już 60 głosów.
Pomimo tej ekwilibrystyki legislacyjnej senatorowie wciąż nie byli w stanie się porozumieć co do kształtu reformy. Widząc, że ustawa napotyka w izbie wyższej takie same problemy, jak w Izbie Reprezentantów, zniecierpliwiony prezydent Trump zmienił utrzymywane od stycznia stanowisko i zasugerował, żeby Obamacare po prostu uchylić – a potem zająć się stworzeniem nowej regulacji. Mitch McConnell stanął jednak na stanowisku, że trzeba zrobić te dwie rzeczy naraz – i zdjął głosowanie nad projektem z agendy Senatu. Wróci dopiero wtedy, kiedy będzie gwarancja, że zostanie przegłosowany.
Czym zastąpić?
Podstawowym założeniem Obamacare (uchwalonego w 2010 r.) było zmniejszenie liczby Amerykanów nieobjętych ubezpieczeniem zdrowotnym. Na rok przed przyjęciem reformy pozbawionych go było 50,7 mln obywateli USA (16,7 proc. ludności; dane za U.S. Census Bureau). W 2015 r. ta liczba zmalała do 29 mln, czyli 9,1 proc. (nowsze dane pochodzą z mniej precyzyjnych badań, sugerujących, że liczba ubezpieczonych w ostatnim roku zmalała). Cel osiągnięto m.in. poprzez wprowadzenie dopłat do ubezpieczeń dla niezamożnych, a także rozszerzenie zapewniającego opiekę zdrowotną funduszu Medicaid.
Republikanie mocno zwalczali Obamacare, ale wielu po cichu podobały się zasady, na których zbudowano reformę, w tym wprowadzenie obowiązku posiadania ubezpieczenia (tzw. individual mandate). Brzmi to jak państwowy przymus, czyli nierepublikańsko, ale w rzeczywistości bierze się z bardzo republikańskiej koncepcji osobistej odpowiedzialności, czyli nieprzedkładania doraźnych korzyści finansowych nad przyszłe potrzeby.
Problem w USA polegał na tym, że wiele (zwłaszcza młodych) osób rezygnowało z ubezpieczenia, a potem leczyło się na nocnych dyżurach w szpitalach, do których dopłaca państwo, co generowało koszty. Co więcej, skoro młodzi nie płacili za ubezpieczenia, to znaczy że do opieki nad starszymi również musiało dopłacać państwo. Obamacare miało więc zmniejszyć ogólne koszty systemu, a więc być odpowiedzialne fiskalnie – co także podobało się niektórym konserwatystom.
Reforma Baracka Obamy nie jest pozbawiona wad. Ponieważ zawiera pewne mechanizmy chroniące ubezpieczonych – tj. brak możliwości odmówienia ubezpieczenia osobie przewlekle chorej, a także pewne sztywne przeliczniki ceny planów ubezpieczeniowych dla różnych grup wiekowych – spowodowała ogólny wzrost cen polis. Najbardziej stratne są na tym osoby zbyt zamożne, aby dostać rządową dopłatę; wzrosły nie tylko ich miesięczne opłaty za polisy (tzw. premium), ale też wartość usług medycznych, za które muszą zapłacić z własnej kieszeni.
Republikanie chcą rozwiązać ten problem, likwidując niektóre zapisy Obamacare, np. dopuszczając wyższe ceny polis dla osób starszych czy ograniczając koszyk podstawowych usług medycznych, które muszą być zagwarantowane w każdym planie ubezpieczeniowym, a także zwiększając liczbę osób, które kwalifikują się do państwowych dopłat. Jednocześnie chcą jednak obniżyć koszty opieki zdrowotnej dla budżetu federalnego, planują więc ograniczyć liczbę osób objętych ubezpieczeniem na koszt funduszu Medicaid. Według wyliczeń Biura Obrachunkowego Kongresu AHCA spowoduje, że milionów osób znów nie będzie stać na ubezpieczenie.