Prezydent Baszar al-Asad może spać spokojnie. Jego usunięcia nie chce już nawet Francja.



Pomimo zbliżającej się perspektywy pokonania Państwa Islamskiego, dialog na temat przyszłości Syrii tkwi w martwym punkcie. 10 lipca mają zostać wznowione rokowania pokojowe, te prowadzone pod auspicjami ONZ w Genewie, i te pod patronatem Rosji w Astanie (stolicy Kazachstanu). Największą przeszkodą na drodze do porozumienia są odmienne wizje zaangażowanych w konflikt stron co do przyszłych władz Syrii.
Impas chce wykorzystać Francja. Wczoraj z wizytą w Moskwie przebywał Jean-Yves Le Drian, świeżo mianowany minister spraw zagranicznych. Do przekazania rosyjskiemu odpowiednikowi, Siergiejowi Ławrowowi, miał jeden komunikat: odejście prezydenta Baszara al-Asada nie jest już warunkiem rozmów o przyszłości Syrii.
To znacząca zmiana stanowiska. Jeszcze w 2013 r. – tuż po ataku gazowym przeprowadzonym przez siły wierne Al-Asadowi – wielu polityków nad Sekwaną, w tym były prezydent Francois Hollande, domagało się usunięcia syryjskiego satrapy siłą. Gorące, francuskie głowy studzili wówczas Amerykanie, niechętni kolejnej interwencji militarnej. Paryż się ugiął, ale nie stępił retoryki – jeszcze w minionym roku Hollande każdego sojusznika Al-Asada nazywał „współwinnym jego zbrodni”.
Jak napisał we wczorajszym wydaniu dziennik „Le Figaro”, francuska dyplomacja postanowiła uznać realia syryjskiego pola bitwy – a te są takie, że siły opozycyjne wobec Al-Asada przegrywają (zmianę stanowiska sygnalizował też prezydent Emmanuel Macron podczas spotkania z Władimirem Putinem). Nadzieja jest taka, że rezygnacja z dążeń do usunięcia prezydenta, sojusznika Rosji, odblokuje wolę dialogu w Moskwie. Francuzi chcą też wykorzystać fakt, że Rosjanom nie udało się przekuć militarnego sukcesu w Syrii na realne porozumienie dotyczące przyszłości kraju. Putin, żeby odtrąbić sukces na Bliskim Wschodzie, potrzebuje Zachodu i jego bliskowschodnich sojuszników. Jeśli Francuzom udałoby się przełamać impas, mogliby przypisać sobie niewątpliwy sukces dyplomatyczny.
Paryż może się jednak przeliczyć, bo pokój w Syrii zależy od stanu stosunków między Moskwą a Waszyngtonem. A te są złe – do tego stopnia, że Rosjanie od poniedziałku traktują samoloty koalicji antyterrorystycznej pod wodzą USA nad Syrią jako potencjalne cele. Co prawda sekretarz stanu Rex Tillerson przygotowuje plan uregulowania stosunków z Rosją, ale nie wiadomo, jak wpłynie on na szanse na porozumienie.