Kiepski wynik wyborczy zmusza konserwatystów do rezygnacji z części programu i osłabia pozycję kraju w rozpoczynających się negocjacjach z Unią.
Poniedziałek miał być dniem definiującym przyszłość Zjednoczonego Królestwa na najbliższe lata. Dziś królowa Elżbieta II miała wygłosić w parlamencie mowę przedstawiającą zamierzenia legislacyjne rządu na nową kadencję, a w Brukseli powinny ruszyć rozmowy w sprawie brexitu. Ale przemówienie monarchini przesunięte zostało na środę (po części z powodu tragicznego pożaru Grenfell Tower, ale bardziej przez brak ostatecznego porozumienia między Partią Konserwatywną a północnoirlandzką Demokratyczną Partią Unionistyczną (DUP), która będzie wspierać gabinet Theresy May). Jeśli zaś chodzi o negocjacje z UE, to nie można wykluczyć, że w ostatniej chwili dojdzie do ich dalszego opóźnienia.
Wsparcie bez koalicji
Konserwatyści i DUP uzgodnili współpracę na czterech głównych polach: dbanie o jedność państwa, skuteczne doprowadzenie do wyjścia z UE, walka z terroryzmem oraz dobrobyt wszystkich części składowych kraju.
DUP jest programowo dość bliska konserwatystom, a jej przywódcom w żaden sposób nie chodzi o to, by uniemożliwić powołanie rządu. Mimo to z nie do końca jasnych powodów sfinalizowanie umowy się przeciąga. DUP nie będzie partnerem koalicyjnym ani nawet nie będzie musiała popierać rządu we wszystkich sprawach, a tylko w tych najważniejszych. W wyborach z 8 czerwca konserwatystom zabrakło do bezwzględnej większości ośmiu mandatów. Unioniści mają ich w Izbie Gmin dziesięć.
Po części z powodu polegania na głosach DUP, a po części z powodu złego przyjęcia ich przez wyborców konserwatyści wycofują się z niektórych swoich zapowiedzi przedwyborczych. Według nieoficjalnych informacji co najmniej cztery istotne punkty programu nie znajdą się w przemówieniu królowej.
Przede wszystkim chodzi o fatalnie przyjętą propozycję zmian w kosztach opieki nad osobami starszymi. Obecnie jeśli mają one majątek powyżej 23 250 funtów, muszą same ponosić te koszty, niezależnie, czy chodzi o opiekę w domu, czy w domach spokojnej starości. Konserwatyści chcieli podnieść ten poziom do 100 tys., ale likwidując całe mnóstwo ulg i wyjątków oraz wliczając w majątek wartość domów. A to wzbudziło obawy, że seniorzy bądź ich rodziny będą często zmuszeni do sprzedania nieruchomości, by pokryć koszty opieki.
Waloryzacja i ogrzewanie
Już kilka dni po opublikowaniu programu wyborczego konserwatyści zaczęli się z tego punktu wycofywać, ale mleko się rozlało – sprawa była jedną z głównych przyczyn tego, że zdobyli mniej mandatów. W mowie królowej będzie co najwyżej zapowiedź konsultacji społecznych na ten temat.
Drugą rzeczą, z której konserwatyści rezygnują, jest sposób waloryzacji emerytur. Obecnie zwiększane są one o najwyższy z trzech elementów – średni wzrost pensji, inflacja lub 2,5 proc. Plan zakładał, że od 2020 r. będą brane pod uwagę tylko dwa pierwsze, ale jest to już nieaktualne, bo DUP była temu przeciwna.
Podobnie ma się sprawa z dopłatami do ogrzewania w zimie, które dostają wszyscy emeryci (od 100 do 300 funtów rocznie). Konserwatyści chcieli, aby uzależnić je od osiąganych przychodów. Sęk w tym, że nie chcą tego... przedstawiciele partii pochodzący z zimnej Szkocji.
Wreszcie konserwatyści wycofają się z zapowiedzianego w programie zniesienia zakazu tworzenia nowych grammar schools, czyli państwowych gimnazjów rekrutujących uczniów na podstawie egzaminów. Takie szkoły były w latach 50. i 60. zamykane przez laburzystów jako pogłębiające podziały klasowe. Propozycja zniesienia zakazu tworzenia placówek tego typu umocniła wizerunek konserwatystów jako partii klas uprzywilejowanych, co również przyczyniło się do ich słabego wyniku wyborczego.
Jaki brexit?
Nie wiadomo natomiast, czy zmienią się plany rządu May w kwestii opuszczenia UE przez Brytyjczyków. DUP chce twardego brexitu, czyli równoczesnego wyjścia z jednolitego rynku i unii celnej. Problem jest gdzie indziej. Jedyna część kraju, w której konserwatyści dobrze wypadli w wyborach, to Szkocja (zwiększyli tam stan posiadania z 1 do 13 mandatów), ale tamtejsza gałąź partii chce, by wyjście z UE było jak najłagodniejsze. May musi brać pod uwagę zdanie kolegów i całej Szkocji. Na dodatek słaby wynik konserwatystów w wyborach odczytywany jest również jako sprzeciw wyborców wobec twardego brexitu i wielu polityków z samej Partii wzywa Theresę May, by wzięła to pod uwagę.
Podziały są nawet w samym rządzie. Zwolennikiem kompromisu i pozostania na jednolitym rynku jest np. minister finansów Philip Hammond, czyli postać numer dwa w gabinecie.
Kłopot w tym, że Londyn nie ma już czasu na zmienianie swoich priorytetów i strategii, a ewentualne opóźnienie negocjacji o jeszcze tydzień czy dwa niczego nie zmieni. A nawet może jeszcze pogorszyć brytyjską sytuację, bo wikłanie się na nowo w spory o priorytety w przeddzień rozpoczęcia negocjacji przyniesie tylko chaos.