Ameryka grozi, że wycofa się z porozumień klimatycznych o redukcji emisji CO2. Polska wiwatuje, ale czy ma powody? To raczej zapowiedź kłopotów dla naszej energetyki.
Magazyn DGP 16.06.17 / Dziennik Gazeta Prawna
Decyzja Donalda Trumpa nie jest zaskoczeniem. Bo już w kampanii wyborczej mówił, że chce przywrócić do łask paliwa kopalne. Sęk w tym, że Stany Zjednoczone kilka lat temu przeszły łupkową rewolucję. Jej konsekwencją jest zwiększenie udziału w miksie energetycznym gazu ziemnego kosztem węgla kamiennego, którego USA są wciąż jednym z czołowych producentów na świecie. Innymi słowy – zużywają więcej gazu, a wciąż wydobywany węgiel zamiast trafiać do elektrowni jest sprzedawany. To doprowadziło do gigantycznych nadwyżek surowca na rynku, a co za tym idzie – do spadku cen. Na dodatek węgiel w USA jest przeważnie wydobywany tańszą metodą odkrywkową, więc na nasz – pozyskiwany droższą metodą głębinową – nie było kupców.
Wypowiedzenie przez Waszyngton paryskich porozumień może ponownie mocno zachwiać branżą węglową. Można założyć, że USA nie wrócą do znacznie większego zużycia czarnego złota, bo pozyskują tańszą energię z łupków, więc pewnie znów zaczną eksportować węgiel. W tej sytuacji cała nadzieja w Chinach, które – co jeszcze kilka lat temu wydawało się niemożliwe – porozumienia paryskie wspierają i chcą w kwestii redukcji emisji CO2 współpracować z Unią Europejską. A ponadto w szalonym tempie rozwijają technologie zeroemisyjne, czyli elektrownie atomowe oraz odnawialne źródła energii (przede wszystkim fotowoltaikę oraz wiatraki).
W centrum tego całego zamieszania jest Polska, największy w UE i drugi co do wielkości w Europie (po Rosji) producent węgla kamiennego. To my będziemy gospodarzem przyszłorocznego szczytu klimatycznego ONZ, na którym pewnie na nowo trzeba będzie podjąć rozmowy o przyszłej globalnej redukcji emisji CO2. Co ciekawe, szczyt klimatyczny ma się odbyć w Katowicach, w sercu naszego węglowego Śląska.
Nowy miks, ale węglowy
Do końca roku ma być gotowa polityka energetyczna Polski do 2050 r., jej podstawą wciąż ma być węgiel (dziś produkujemy z niego ok. 83 proc. energii elektrycznej, do połowy XXI w. ma się to zmniejszyć do 50 proc. – co ma kosztować naszą energetykę 200 mld zł). Jednak utrzymanie dominującej pozycji węgla będzie bardzo trudne, bo Unia, która jako całość odpowiada za 11 proc. globalnej emisji CO2, szykuje kolejne zaostrzenie polityki klimatycznej. Tak zwany pakiet zimowy – propozycje nowych unijnych dyrektyw, które mają wejść w życie po 2020 r. – mówi o dopuszczeniu do użycia nowych urządzeń z maksymalną emisją CO2 na poziomie 550g/kWh. Ale Parlament Europejski już teraz dąży do jeszcze większego zaciśnięcia pasa: proponuje zapis o emisji na poziomie 450 g/kWh. Nasze najlepsze elektrownie węglowe emitują ok. 700 g CO2/kWh (tyle też będą emitować nowe bloki, które powstają w Opolu, Kozienicach czy Jaworznie).
Czy w takim razie mamy powody do radości z powodu decyzji Trumpa, czy raczej do zmartwień? Jeśli USA zdecydują się na zwiększenie produkcji węgla bez zwiększenia jego zużycia, to nasze kopalnie, które mozolnie zaczęły odbijać się od dna, znów będą w tarapatach. – A na dodatek Wspólnota może teraz przyjąć agresywne podejście do kwestii klimatycznych, co może zaowocować wzrostem ceny praw do emisji CO2 – spekuluje Paweł Puchalski, szef działu analiz DM BZ WBK. A to byłby cios w segment wytwórczy rodzimej energetyki, bo emisja CO2 jest dla naszych spółek kosztem.
Tu liczyć jednak możemy na Chiny, które przystąpiły do porozumień paryskich – może to zaowocować utrzymaniem cen do praw do emisji dwutlenku węgla, a nawet ich spadkiem. – Nasza energetyka jest jedną z najbrudniejszych, jeśli nie najbrudniejszą pod względem wskaźnika zanieczyszczenia CO2 w Europie, więc każde złagodzenie przepisów emisyjnych miałoby pozytywny wpływ na krajowe spółki. Najbardziej zyskałyby kontrolowana przez Zygmunta Solorza-Żaka ZE PAK oraz kontrolowana przez Skarb Państwa PGE (elektrownie tych właśnie firm spalają węgiel brunatny, jeszcze bardziej „brudny” niż kamienny, ale taki, którego się nie importuje – red.), trochę mniej Tauron i Enea, a zdecydowanie najmniej skorzystałaby Energa, która jest spółką najczystszą z najmniejszym udziałem węgla kamiennego – tłumaczy Puchalski.
– W kontekście politycznym decyzja prezydenta Trumpa nie musi zniechęcić UE do rezygnacji z jej antywęglowej ścieżki w ramach polityki klimatycznej, zwłaszcza teraz, po przejęciu władzy we Francji przez Emmanuela Macrona, które wyraźnie wzmocniło parysko-berliński sojusz energetyczny. W samych Stanach Trump też spotyka się z potężnym oporem ze strony biznesu, czego najlepszym wyrazem jest zobowiązanie przekazane ONZ przez byłego burmistrza Nowego Jorku Mike’a Bloomberga: politycy, instytucje i firmy amerykańskie zapewniają, że będą dążyć do realizacji paryskich celów – tłumaczy w rozmowie z DGP Dawid Salamądry, dyrektor działu analiz rynku węgla w firmie doradczej Energomix. – Jeśli chodzi o wymiar gospodarczy, wycofanie się z porozumienia klimatycznego ma raczej wymiar symboliczny w związku z konkurencją ze strony gazu. Jeżeli amerykańskie kopalnie zwiększą produkcję, to towar będzie kierowany na eksport. Dwa lata temu USA były trzecim na świecie dostawcą czarnego złota do Europy, ale teraz prawdopodobnie zwiększy się też eksport na rynek Pacyfiku. Trzeba pamiętać, że sprzedają głównie węgiel koksowy, którego ceny są zasadniczo bardziej nieprzewidywalne niż ceny węgla energetycznego – dodaje.
– Zdecydowana reakcja kluczowych polityków europejskich na decyzję Trumpa wskazuje na to, że nie ma co liczyć na złagodzenie unijnej polityki klimatycznej. Co istotne, Unia mówi w tej sprawie jednym głosem z Chinami – mówi DGP Aleksander Śniegocki, kierownik projektu Energia i Klimat w think tanku WiseEuropa. – W takiej sytuacji możemy się raczej spodziewać zaostrzenia kursu, a więc wzrostu poparcia rządów Europy Zachodniej dla reformy systemu handlu emisjami, która powinna podnieść ceny uprawnień. Dla Polski może to oznaczać wręcz pogłębienie izolacji w europejskiej debacie o przyszłości energetyki – ocenia.
Będą jakieś plusy?
Obawy dotyczące negatywnych skutków zapowiedzi Trumpa stara się nieco tonować europoseł Andrzej Grzyb z EPP, szef ludowców w Parlamencie Europejskim i członek komisji środowiska (ENVI) w Parlamencie Europejskim. – Trump zobowiązał się, że „odrdzewi” USA, czyli przywróci przemysł tam, skąd ten uciekł. I to robi. Czy jego decyzja kwestionująca porozumienie paryskie powinna niepokoić? Ono jest dobrowolne, tam nikt państwom niczego nie narzuca, w jakich obszarach powinny coś zrobić. Same się zobowiązują do obniżenia poziomu emisji, ale w jaki sposób – to inna sprawa – mówi Grzyb w rozmowie z DGP. Jego zdaniem trzeba pamiętać o tym, że Amerykanie, przestawiając swoją energetykę z węgla na gaz łupkowy, i tak zredukowali już emisję dwutlenku węgla o 25 proc. Poza tym nie wiadomo tak naprawdę, w jakim zakresie Stany Zjednoczone wycofają się z porozumień paryskich, bo do dziś po niedawnej deklaracji wciąż nie ma konkretów.
– Pamiętajmy, że USA mogą też wrócić na pozycję eksportera skroplonego gazu, z czego akurat w Polsce powinniśmy się cieszyć, bo to uniezależnia nas bardziej od gazu z Rosji – zaznacza Grzyb. Przyznaje jednak, że przez zwiększony eksport amerykańskiego węgla Polska mogłaby faktycznie mieć kłopoty. Podkreśla także, że w Polsce i tak powinniśmy modernizować energetykę, także węglową. Ale również musimy budować nowe źródła energii – także w oparciu o gaz, który nie będzie musiał być już tylko rosyjski, gdy wybudujemy rurociąg Baltic Pipe, którym będzie mógł płynąć do Polski gaz z Norwegii.
– Do wykorzystania w energetyce jest też biogaz, choć w mniejszej skali. Po 2025 r. nie będzie można składować biomasy, więc będzie ją trzeba kompostować. Ale będzie ją można przeznaczyć na zgazowanie poprzez fermentację, co będzie właśnie biogazem – mówi Grzyb. Poza tym biogaz mógłby służyć instalacjom komunalnym. Mógłby być także wykorzystany w kogeneracji, czyli jednoczesnej produkcji energii elektrycznej i cieplnej. Turbina gazowa bowiem może wytwarzać jednocześnie i ciepło, i prąd.
Zdaniem europosła w zanadrzu mamy jeszcze potencjał morskich farm wiatrowych na Bałtyku, gdzie mówi się o mocach rzędu 6 GW w najbliższych latach, choć morskie wiatraki nie znalazły się finalnie w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.
Zdaniem Andrzeja Grzyba powolne odejście od węgla będzie w Polsce naturalne – bez względu na to, jakie decyzje podejmują inni. – W przypadku węgla powinniśmy modernizować mniejsze bloki klasy 200 MW, niekoniecznie już planując nowe, wielkie po 1000 MW, które są mniej elastyczne dla systemu – tłumaczy europoseł. – Mniejsze, tylko odrobinę mniej efektywne, wiążą nas z węglem na ok. 20–25 lat, a nie na 40. Zwłaszcza że modernizację kotłów „klasy 200” zrobimy w oparciu o polskie technologie. Jeśli stwierdzimy za 20 lat, że się do niczego nie nadają, będą już inne technologie albo będzie można korzystać z „kompaktowych atomówek”, jakie wymyślili np. Japończycy. W tej samej lokalizacji, w której mamy małe bloki węglowe, można postawić małą elektrownię atomową przewidzianą na pracę przez ok. 30 lat. Nie jestem fanem atomu, ale taki sposób funkcjonowania mnie przekonuje, może jeszcze wróci – dodaje. Te „małe atomówki” o mocy 10 lub 50 MW są projektu Toshiby, to elektrownie jednorazowego użytku, gdy kończy się żywotność reaktora, wymienia się go po prostu na nowy. Na taką inwestycję jako pierwsze, w 2004 r., zdecydowało się miasteczko Galena na Alasce, jednak Toshiba nie rozpoczęła starań o licencję i projekt został w końcu zawieszony.
Tyle że mówiąc o transformacji energetyki w jakimkolwiek kontekście, trzeba też pamiętać o sieciach przesyłowych. Wiele z nich jest przestarzałych, w niektórych miejscach jest ich za mało. Dlatego spółki energetyczne planują w najbliższych latach przeznaczyć miliardy złotych na rozbudowę sieci i ich modernizację. Zwłaszcza że polski rząd szumnie zapowiada rozwój elektromobilności. A elektryczne auta też trzeba czymś i gdzieś ładować.
Zdaniem Andrzeja Grzyba rząd powinien też bardziej stawiać na instytucję prosumenta, czyli producenta i konsumenta energii w jednym, co też po części pozwoliłoby odciążyć nasze sieci. Ustawa o odnawialnych źródłach energii z 2016 r. niekoniecznie zachęca Polaków do produkcji energii na własny użytek, jednak obecnie resort energii szykuje się do nowelizacji tego dokumentu.
Polska ma okazję mocno zaakcentować swoje stanowisko w przyszłym roku podczas szczytu klimatycznego ONZ w Katowicach. Jednak już dziś przedstawiciele rządu zapowiadają, że podczas międzynarodowego spotkania będą chcieli promować polski węgiel. Biorąc pod uwagę fakt, że nawet Chiny (największy producent węgla kamiennego na świecie odpowiadający za wydobycie połowy surowca rocznie) chcą współpracować z UE przy redukcji emisji CO2, promowanie czarnego złota na szczycie, gdzie wszyscy deklarują dbałość o czyste powietrze, może być bardzo trudne .