Prezydent USA Donald Trump podczas szczytu NATO 25 maja w Brukseli zrezygnował w ostatniej chwili z deklaracji przywołującej artykuł 5 o wzajemnej obronie, czym zaskoczył nawet swoich doradców ds. bezpieczeństwa - poinformował w poniedziałek portal Politico.

Artykuł 5 podpisanego w 1949 r. Traktatu Północnoatlantyckiego określa kluczową zasadę wzajemnej obrony NATO: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To zobowiązanie - tłumaczy w Politico Susan Glasser - zyskało na ważności w czasie, kiedy wschodnioeuropejscy członkowie NATO ponownie obawiają się zagrożenia swoich granic ze strony Rosji.

Zdaniem Glasser, która jest główną komentatorką międzynarodową portalu Politico, prezydent Trump w swoim wystąpieniu w Brukseli nie opowiedział się jednoznacznie w imieniu Stanów Zjednoczonych za art. 5. Opinię Glasser podziela zdecydowana większość amerykańskich ekspertów w dziedzinie bezpieczeństwa zbiorowego, w tym byli ambasadorowie USA przy NATO.

Brak takiego oświadczenia rozczarował nie tylko przywódców państw członkowskich NATO, ale także najbliższych doradców prezydenta w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego: ministra obrony Jamesa Mattisa, sekretarza stanu Rexa Tillersona i doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego gen. H.R. Mastera - argumentuje dziennikarka portalu Politico, powołując się na pięciu anonimowo cytowanych wysokiej rangi przedstawicieli Białego Domu.

Treść "przemówienia była dokładnie koordynowana i sprawdzona przez wszystkich. Nikt nie wie, dlaczego (to zdanie) zostało usunięte" - powiedział jeden z rozmówców portalu Politico.

Glasser sugeruje, że dokonał tego sam prezydent Trump, który w wystąpieniu w Brukseli położył główny nacisk na konieczność wywiązania się przez europejskich sojuszników NATO ze zobowiązań do zwiększenia nakładów budżetowych na obronność.

Zdaniem innych przedstawicieli Białego Domu, w pominięciu przez Trumpa jednoznacznego, ponownego opowiedzenia się przez Stany Zjednoczone za artykułem 5 "rolę odegrał nacjonalistyczny doradca strategiczny prezydenta Steve Bannon i jego pomocnik polityczny Stephen Miller".

Niezależnie od tego, która wersja jest prawdziwa, jak dowodzi Glasser, "cały ten epizod zgodnie z prawdą przedstawiony jako poważny dysonans w łonie 70-letniego Sojuszu Północnoatlantyckiego stanowi znaczący rozdźwięk w łonie samej administracji. Prezydent Trump zataił najistotniejsze informacje przed swoimi doradcami ds. bezpieczeństwa narodowego, wprawił ich w zażenowanie i zmusił ich, aby po fakcie publicznie przedstawili pokrętne, nieprzekonujące argumenty, że przemówienie (Trumpa - PAP) zawierało zobowiązania, których - jak doskonale wiedzieli doradcy - nie było w tym przemówieniu".

Artykułowi Glasser towarzyszy jej wywiad ze Strobe'em Talbottem, zastępcą sekretarza stanu z czasów prezydenta Billa Clintona.

Talbott, który po początkowym silnym oporze wobec idei rozszerzenia NATO o Polskę, Węgry i Czechy był odpowiedzialny ze strony administracji USA za wcielenie tej koncepcji w życie, jest obecnie prezesem waszyngtońskiego think tanku Brookings Institution.

Jego zdaniem, brak ponownego poświadczenia przez Trumpa zobowiązań Stanów Zjednoczonych wynikających z art. 5, jego krytyka europejskich sojuszników w połączeniu z wystąpieniem USA z paryskiego porozumienia klimatycznego nie jest zwykłą pomyłką retoryczną, ale "błędem, który będzie miał realne, poważne konsekwencje."

Pominięcie przez Trumpa kluczowego zdania w jego wystąpieniu - jak powiedział Talbott - oznacza, że "atlantycka społeczność jest mniej bezpieczna i mniej (ze sobą - PAP) związana".