Można przeżyć sto lat i całe życie się bać, a można tyle, co ja i być wolnym człowiekiem. Bez sensu bać się tego, czego nie można uniknąć. Więc gotowa jestem na wszystko, na to, że będą próbować mnie niszczyć - mówi Nadija Sawczenko w rozmowie z Magdaleną Rigamonti.
Dziennik Gazeta Prawna
O ciele chciałabym z panią porozmawiać.
Moim?
Tak. Ile pani waży?
Teraz? 80 kg. Coraz więcej. Tak jakby to ciało szykowało się do kolejnej akcji.
Do głodówki?
Tak, do głodówki. Ono wyczuwa, że będzie musiało doświadczyć czegoś strasznego, czegoś trudnego. Kiedy wszystko inne zawodzi, taki protest jest dobrą metodą. W 2014 r. Ukraińcy wybrali ludzi, którzy się skompromitowali, którzy, tak jak poprzednia władza, są oligarchami.
Pani jest w parlamencie, też została wybrana.
I widzę od środka, jak wygląda polityka i głośno mówię, co mi nie odpowiada. O tym, jak politycy nie myślą o ludziach tylko o sobie i swoich interesach. Gotowa jestem do wszystkiego, bo podłość ludzka nie ma granic, a walka o władzę jest brutalna.
W więzieniu w Rosji ważyła pani niewiele ponad 40 kg.
50 kg raczej. Jednak jestem dość wysoka, więc wyglądałam jak więzień Auschwitz. Wtedy prowadziłam głodówkę. Proszę pamiętać, że przed więzieniem byłam taka jak teraz – 80 kg. Proszę spojrzeć – dokładnie taka jak teraz.
Jest coś takiego jak pamięć mięśni, pamięć ciała.
I moje ciało pamięta to, jak je traktowałam w więzieniu, jak je głodziłam. Nauczyłam się, że ciało może wytrzymać bardzo wiele, kiedy duch w nim jest silny.
Co się wtedy w głowie dzieje?
Myśli trzeba odpędzać. Gimnastykowałam się, pompki, przysiady, skłony, a kiedy miałam coraz mniej sił, to zajmowałam ręce. Robiłam różne rzeczy z papieru. Kiedy się coś tworzy, to myśli się o tym tworzeniu, a nie o jedzeniu, o przyszłości. Dużo czytałam, więc myślałam o historiach opisywanych w książkach, a nie o swoim życiu.
A o śmierci?
A co tu myśleć? Wszędzie kamery, nawet w toalecie. Można myśleć o przyszłości, jak stąd wyjść, jaka będzie przyszłość. A ciało zachowuje się tak, jak mu nakazuje duch. Duch, umysł, siła woli. Zastanawiałam się, gdzie jest granica, dokąd można dojść w tym głodowaniu. Ciało przywyka.
Do wszystkiego?
Moje przywykło do wielu rzeczy. Jest wytrwałe, silne, ma dużą odporność na ból. Wiem z doświadczenia, że mogę dużo wytrzymać.
Ale dzieci pani nie chce rodzić.
Nie chcę. Albo polityka, albo dzieci. Albo wojna, albo dzieci. Innego wyjścia nie ma. Ja wybrałam wojnę i politykę. Dzieci to wielka odpowiedzialność. Łatwo urodzić, to znaczy mnie pewnie byłoby łatwo, ale trudno je potem wychować. Postanowiłam, że dzieci mieć nie będę.
Męża?
Są ludzie, którzy czują się nieszczęśliwi, kiedy nie mają obok siebie ukochanego człowieka, a są ludzie, którzy mają tak ciekawe życie, że nie potrzebują nikogo bliskiego. Mało kto miał takie życie jak ja, kto powojował, posiedział w więzieniu, jest w polityce. Mnie nie jest nudno samej z sobą. Czułabym się skrępowana, gdybym musiała być cały czas obok jednego człowieka, kochać go. To jest też odpowiedzialność i ograniczanie czyjejś wolności. Dla mnie wartością jest wolność.
Niektórzy mężczyźni tak mówią.
Ja też tak mówię, choć wiem, że to męskie podejście.
Na obcasach i w dopasowanym kostiumie.
W spodniach i ciężkich butach byłoby wygodniej, ale pomyślałam, że skoro jadę do Europy... Żartuję.
Ukraina też Europa.
Geograficznie tak.
A mentalnie?
Na pewno bliżej nam do Europy niż do Azji. W Ukraińcach jest wolność, mamy w sobie ducha niezależności. Chociaż Rosja próbuje nam tę niezależność odebrać. Ona też się stara mieszać w relacjach pomiędzy nami a wami. Mam nadzieję, że ludzie nie są durniami, wiedzą, że nie jesteśmy dla siebie wrogami. Ukraina nie jest silna ekonomicznie, ma słaby rząd, słabego prezydenta, w związku z tym jest narażona na ataki, na wpływy z różnych stron. Wiadomo, że Rosja próbuje kłaść łapę na Ukrainę i na stosunki polsko-ukraińskie, a do tego na nastawienie Europy do Ukrainy. Oni są świetni w propagandzie. I nie żałują na to pieniędzy. Dopóki ukraińscy politycy nie zrozumieją, że muszą mieć budżet na polityczny PR, to będą na przegranej pozycji i świat będzie znał tylko rosyjski punkt widzenia.
Pani też jest w tej wysokiej ukraińskiej polityce.
Ale nie rządzę.
Bo jest pani już chyba ze wszystkimi politykami skłócona.
To nie o to chodzi. Zawsze i wszędzie boją się silnych kobiet, w polityce też, a może przede wszystkim. Jestem kobietą wojownikiem, zawsze wojowołam i będę wojować. W polityce trzeba być przebiegłym, a przynajmniej dyplomatycznym. Ja jestem na to zbyt prostolinijna, mówię, co myślę. Na szczęście ludzie już rozumieją, że ci dyplomatyczni politycy nie dbają o ich interesy i wybierają Trumpa czy Macrona.
Na Ukrainie wybiorą Nadiję Sawczenko?
Nie wiem, zobaczymy. Nie mam zamiaru wyznaczać się na lidera, bo to naród go wybiera. Choć czuję, że Ukraińcy się budzą. Rozumieją, że ten oligarchiczny system wciąż w naszym kraju funkcjonuje.
Przecież mieliście Majdan. I to niejeden.
Ale niewiele się zmieniło. Przez lata Ukraińcy byli ogłupiani. Dali się zaczarować, jednak teraz powoli się budzą. Uwierzyli populistom, teraz wiedzą, że jeśli dalej będą tolerować to, co się dzieje, co robi Poroszenko, to Ukraina wróci do takiej dyktatury, jaka jest w Rosji. Jednak na Ukrainie nie wprowadzi się zmian na drodze ewolucji.
Czyli co? Znowu Majdan?
U nas trzeba działać ewolucyjno-rewolucyjnie. Ludzie przegonili Janukowycza, nabrali siły i przekonania, że mają siłę, że coś mogą zrobić, że mogą dokonać rewolucji. Uważam, że my nie powinniśmy wybrać żadnego polityka, który był u władzy przez ostatnie 25 lat. Bo potem się okazywało, że dba tylko o własne interesy.
Poroszenko poda pani rękę?
Niech pani jego o to pyta. Ja bym jemu nie podała. On jest prezydentem, ja jestem w parlamencie i nasze drogi się nie przecinają. Zresztą nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Widzieliśmy się kilka razy. Pierwszy raz, kiedy przyleciałam z Rosji, z więzienia, prezydenckim samolotem; drugi raz, kiedy przyszłam z problemami ludzi, kiedy powiedziałam o korupcji. Wtedy zrozumiałam, że więcej nie przyjdę, że nie ma sensu, bo on na to nie reaguje, jego to nie obchodzi.
A co z Julią Tymoszenko?
Nie widzę sensu we współpracy z nią. Oczywiście rozmawiamy w sprawach różnych ustaw. Jednak politycznie jesteśmy przeciwniczkami, nic mnie z nią nie łączy. Nie wybaczę im, tym wszystkim politykom, tej przelanej krwi, nie wybaczę tego, że oddali Krym. I społeczeństwo też im tego nie wybaczy.
Pani jest dla nich postrachem.
Jestem. Jednak w naturze człowieka jest tak, że jak się czegoś boimy, to próbujemy to zwalczać. Więc gotowa jestem na wszystko, na to, że będą próbować mnie niszczyć.
Pani mówi, że niczego się nie boi.
Podchodzę do tego bardziej filozoficznie. Bez sensu bać się tego, czego nie można uniknąć. Wszyscy i tak umrzemy.
Pani ma 36 lat.
Można przeżyć sto lat i całe życie się bać, a można tyle, co ja i być wolnym człowiekiem. Nie to, że nie mam normalnego fizycznego, ludzkiego strachu. Oczywiście, że kiedy strzelają, to się boję, tylko może się na tym baniu nie koncentruję. Ale nie, nie boję się śmierci. Żyję, to żyję, nie myślę o tym, co będzie ze mną, czy mnie gdzieś zabiją, czy zranią...
Czy obleją kwasem. Mama i siostra się o panią boją.
A ja się o nie boję. Kilka razy uprzedzano mnie, że grozi mi niebezpieczeństwo, żebym uważała na siebie, że ktoś obok mnie może być uzbrojony.
Pani chodzi z bronią?
Staram się nie mieć przy sobie broni. Kiedy wróciłam z Iraku, cały czas chodziłam z nożem, lecz zrozumiałam, że to głupie, że gdzieś przez cały czas czekam na niebezpieczne sytuacje, że jestem przez to w pewien sposób zniewolona. Zdaję sobie sprawę, że nie zatrzymam pocisku kuli. Staram się po prostu uprzedzać kroki swoich przeciwników.
Jak?
Nie będę o tym opowiadać, bo tę rozmowę mogą przeczytać moi przeciwnicy. Mam swoją strategię. Kiedy grozi ci niebezpieczeństwo, mów o tym głośno, publicznie, krzycz – to jedna z metod. Nie można robić tego gołosłownie, trzeba mieć pewność, że coś złego się dzieje wokół ciebie. Kilka razy mówiłam publicznie o tym, że ktoś mi grozi, że ktoś mnie ostrzega, straszy, że ktoś chce, żebym się bała. Skutkowało. Na jakiś czas był spokój. Takie ogłaszanie światu tego, że jest się w niebezpieczeństwie, powoduje, że wrogom gmatwają się plany. Kiedy siedziałam w więzieniu, gdybym nie głodowała, gdyby moja siostra nie informowała świata o tym, co się ze mną dzieje, gdyby nie było tego krzyku, to Rosjanie pewnie inaczej by mnie potraktowali. Trzeba krzyczeć, trzeba mówić prawdę, bez tego daje się przyzwolenie na zło.
Ludzie pani wierzą?
Niech pani ich pyta. Oczywiście, mogłabym siedzieć cicho, być w polityce, przymykać oczy na nieprawidłowości, mieć z tego pieniądze, tylko pytanie jest takie, czy nie zgniłabym w duszy.
Teraz żyje pani tylko z polityki?
Tak, z pensji parlamentarzysty. 10 tys. hrywien, ok. 1700 zł miesięcznie. Mam też pieniądze ze swojej książki, która wyszła na Ukrainie. Oddajemy z siostrą, która jest architektem, pieniądze mamie, ona coś z tego odkłada po cichu. Mnie wystarcza. Nie mam, jak inni politycy, biznesu. Kiedy weszłam do polityki, wszyscy pytali, co będzie Sawczenko robić, jak zwali się na nią pierwszy milion, jak ona to wyjaśni, jak będzie się tłumaczyć, skąd wzięła pieniądze. Otóż wszystkim mówię, że już zarobiłam pierwszy milion. Jeżdżę po świecie i opowiadam o sobie, o Ukrainie, o naszej wolności. Nigdy by mnie nie było stać na te podróże. We mnie inwestują ludzie z całego świata. Jeśli policzyć, to już pewnie milion zainwestowali. Mnie pieniądze nie interesują. Szczerze powiem, że bardziej boję się zgnić w duszy, w środku, niż zniszczenia ciała, niż cierpień w więzieniu.
Zapamiętałam z pani książki historię, kiedy taka wychudzona przewożona jest pani wiele godzin tak zwanym stakanem, czyli kubkiem, w którym nie da się zmienić siedzącej pozycji.
Kiedy się jedzie stakanem, bez okien, cały czas jest w tobie myśl, że jak to jeszcze chwilę potrwa, to się zwariuje. To trwa, jedzie się i się nie wariuje. Na szczęście nie mam klaustrofobii, nie panikowałam. Człowiek naprawdę może dużo wytrzymać. Wola życia jest czymś niezwykłym. Dziś czasem zastanawiam się, jak ja to wszystko wytrzymałam. A wtedy się nie zastanawiałam. Teraz jeżdżę metrem, chodzę po Kijowie, nie mam żadnej ochrony, każdy może podejść i porozmawiać. I mówią: zostań prezydentem, my ciebie poprzemy, pójdziemy za tobą.
U pani na osiedlu też tak mówią?
Tam mnie znają i ja ich znam. Mieszkam tam z mamą i z siostrą od lat. Wszędzie mówią. Nie robią sensacji, że mnie widzą. Pierwsze dni po powrocie z rosyjskiego więzienia byłam sensacją, chcieli mnie dotykać, obejmować, całować, dawać kwiaty, a teraz mówią, jakie mają oczekiwania, i co najwyżej selfie sobie ze mną robią. Teraz na szczęście te emocje związane ze mną się zrównoważyły.
Część Ukraińców uważa, że współpracuje pani z Rosją, że jest na jej usługach.
I dlatego dwa lata siedziałam w rosyjskim więzieniu? Wie pani, nawet jak ktoś podchodzi i mówi, że kolaboruję z Rosjanami, to po pięciu minutach rozmowy ze mną zmienia zdanie, rozumie mój punkt widzenia.
A jaki jest pani punkt widzenia, oprócz tego, żeby odsunąć od władzy polityków, którzy rządzą Ukrainą?
Rozmawiałam z Tymoszenko, że u nas trzeba zdemontować system. Rozmawiałam z Saakaszwilim o tym samym. Mówiłam im, że powinniśmy działać, ale przy tym nie starać się o posady, bo na Ukrainie posady, funkcje kojarzone są jednoznacznie ze skokiem na władzę i na kasę.
Kto miałby sprawować funkcje?
Myśli pani, że u nas brakuje mądrych fachowców? Nie brakuje. Po Majdanie do polityki weszło dużo młodych i nowych ludzi. Oni nie byli świadomi tego, jak się robi u nas politykę, więc w zasadzie od razu zostali kupieni. Jeśli się polityków odsunie od władzy, zdemontuje system, to nowo wybrani nie zaprzedadzą się, bo nie będą mieli komu.
Bardzo to utopijne.
Mówi pani jak nasi starzy politycy.
Gdzie pani w tym nowym systemie widzi siebie?
W tym problem, że wszyscy myślą, że ludziom trzeba lidera. A ludziom najpierw potrzeba dobrego prawa. Jak jest dobre prawo, ekonomia świetnie funkcjonuje, to ludzi nie obchodzi, kto jest ich premierem czy prezydentem. Oczywiście, jestem cały czas na froncie i jeśli będzie trzeba mojego zaangażowania, to jestem gotowa. Jeśli byłyby jutro prezydenckie wybory, to nie boję się odpowiedzialności. Jeśli w danym momencie ludziom będzie potrzebny lider, to nim się stanę. W konstytucji jest zapisane, że władzę ma naród. W rzeczywistości jest tak, że to władza ma naród, jest nad nim, ponad wszystkim. Ci, co przychodzą do władzy, mówią, że najpierw obejmą władzę, a potem zaczną zmieniać, a ja mówię, że najpierw trzeba zmieniać, a potem obejmować władzę. A co do utopi, do ideałów, to w Polsce też nie wierzono, że upadnie Związek Sowiecki, a jednak byli ludzie, którzy cały czas działali, bo chcieli, żeby upadł. My tylko 25 lat jesteśmy wolni, wcześniej 70 lat byliśmy w niewoli. To są niekorzystne proporcje i wiem, że nam potrzeba dwa razy tyle czasu, żeby myślenie ludzi się zmieniło.
Jeżdżę po Ukrainie i większość roli leży odłogiem, nikt jej nie uprawia, tak jakby Ukraińcy odwrócili się od swojej ziemi.
Pewnie gdybym nie była Ukrainką, to bym nie wierzyła, że tu coś się może zmienić, że w ludziach jest siła do zmiany. Trzeba chodzić i każdemu o tym mówić. Pani by chciała, żebym powiedziała, że to się nie uda, a ja uważam, że się uda. I to uda się wtedy, kiedy odejdą od władzy politycy, którzy kłamią.
Jak się pani pozbędzie prezydenta Poroszenki?
A jak się Janukowycza pozbyliśmy?
Poroszenko nie znajdzie schronienia w Rosji.
Nie ma niczego niemożliwego w historii i w polityce. To, co stało się u nas na Majdanie, Rosja nazywa państwowym przewrotem, ale Ukraińcy nazywają to Rewolucją Godności. Zmieniliśmy system i zatwierdziliśmy go. Ludzie widzą, jaki system wprowadza i wzmacnia Poroszenko, i nie wytrzymają, będą chcieli się go pozbyć. On i ci, którzy są u władzy, nie rozumieją, że ludzie chcą godnie żyć, a skoro nie rozumieją i trwają w tym, co jest, to dostaną rewolucję. Nie boimy się, nie boimy się umierania, bo my ostatnie trzy lata umieramy. Wiem, że zachodni, tolerancyjny świat boi się takich słów, jednak dla nas one są prawdziwe i nas nie przerażają. W moim kraju potrzeba wielkiej zmiany.
W relacjach polsko-ukraińskich też?
Też, już mówiłam, że nie można dopuszczać, by Rosja się do nich mieszała. Pierwszy raz, kiedy przyjechałam do Polski, do Lublina, odebrać nagrodę im. Jana Karskiego, mówiłam, że nie trzymam w sobie żadnego historycznego zła, za te krzywdy, które kiedyś Polacy przynieśli Ukraińcom, i proszę o przebaczenie za te krzywdy, które Ukraińcy wyrządzili Polakom. Nie wolno zapominać historii, trzeba ją przyjąć i przyznać, że taka ona była, że robiliśmy bolesne rzeczy sobie nawzajem.
Ukraińcy zamordowali w okrutny sposób ok. 100 tys. Polaków na Wołyniu w 1943 r.
Widzę to, co się teraz dzieje, widzę tę wojnę pomników, widzę te wypominanie historii.
Bo nie została załatwiona.
Jeśli będziemy się tylko tym zajmować, to nie mamy wspólnej przyszłości albo mamy tylko taką, jaką mają Ukraińcy z Rosjanami. Kiedy był w Warszawie szczyt NATO, to ja i prezydent Poroszenko paliliśmy świeczniki przed pomnikiem zbrodni wołyńskiej. Rozmawiałam na temat naszej wspólnej historii z prezydentem Dudą. Poroszenko też rozmawiał. Uważam, że jako przywódcy państw mogli spróbować rozwiązać kwestię naszej wspólnej historii. Gdyby nie było wtrącania trzeciej strony, czyli Rosji, to wzajemne wybaczenie wystarczyłoby do tego, by ludzie przestali mieć tak wielkie urazy i zaczęli budować wspólną przyszłość. Wielu Ukraińców przyjeżdża do Polski z powodów ekonomicznych i to może wywoływać nie historyczne, lecz nowe konflikty. Wynikające z tego, że Ukraińcy zabierają Polakom pracę. Wtedy też zaczyna się wypominać stare konflikty, jak ten dotyczący Wołynia.
Pani chwaliła to, że powstał film „Wołyń”.
Jeśli ten film został zrealizowany, bo był komuś potrzebny, to trzeba uznać tę historię, ale Ukraińcy powinni zrobić film o tym, ilu było zabitych np. za czasów Bohdana Chmielnickiego. Jednak jeśli zaczniemy wspominać tylko te złe rzeczy, to nie będzie między nami pojednania. Zawsze jest tak, że jak między narodami są kulturowe rozbieżności, to trzeba zniwelować te ekonomiczne i gospodarcze.
A nie najpierw powiedzieć prawdę?
Ludzie od tego nie zmartwychwstaną. Co by politycy nie robili, to i tak tych urazów nie załagodzą. Póki każdy człowiek w duszy nie wybaczy, to trudno będzie cokolwiek zmienić. Przecież Polska wie, co się teraz dzieje między Ukrainą i Rosją. Wie, że Rosji jest na rękę konflikt pomiędzy nami.
Jaki jest pani stosunek do Stepana Bandery?
Chodziłam do ukraińskiej szkoły. Wtedy wszędzie naokoło w Kijowie były rosyjskie szkoły. Mnie uczono, że Bandera to zbrodniarz. Ale mnie także uczono, że Mazepa to zbrodniarz. Z drugiej strony, Ukraińcy opowiadali, że Mazepa i Bandera chcieli wolnej Ukrainy. I dążyli do tego różnymi metodami, może nie zawsze słusznymi. Kiedy Ukraina zaczęła walczyć z Rosją, Bandera stał się moim bohaterem. Całe życie zmuszano mnie do tego, żeby być przeciwniczką Bandery, żebym mu nie wierzyła. A przecież mnie nie było na tej wojnie, nie wiem, co Bandera miał w głowie, co w sercu.
Mordował Polaków.
Nie zawsze działał prawidłowo. Jedni wybrali za sojuszników Sowietów, ktoś faszystów. Każdy działał tak, by zrobić jak najlepiej dla własnego narodu. Moim zdaniem politycy na Ukrainie narobili dzisiaj więcej zła niż Bandera.
Jak to?
To, co się dzieje dziś na Ukrainie, można nazwać ekonomicznym ludobójstwem. W ostatnich latach wymarło więcej ludzi, więcej ludzi doprowadzono na skraj nędzy niż podczas wojny. I dlatego myślę, że każdy kraj ma prawo do swoich bohaterów. Jeśli dla Polaków Bandera zawsze będzie zbrodniarzem, bo działał przeciwko nim, to Ukraińcy mają prawo uważać go za bohatera, bo chciał wolności Ukrainy, walczył za kraj. My uważamy Putina za zło wcielone, a Rosjanie uważają, że on zdobył dla nich ziemię.
Pani relatywizuje historię.
Bo każdy patrzy ze swojej perspektywy, a prawdę każdy ma swoją i trzeba z tym dalej żyć.
Nie, są sprawy jednoznaczne. Jak to, że Hitler był zbrodniarzem, jak to, że Putin bezprawnie zagarnął wam Krym, jak to, że na Wołyniu w 1943 r. doszło do ludobójstwa.
To, co się stało na Wołyniu, nie jest jednoznaczne, wymaga tłumaczenia, dlaczego do tego doszło, jakie siły się ścierały, jaki był udział w tym Związku Radzieckiego, kto prowokował. Historię trzeba opowiadać w sposób obiektywny i przyjmować rację obu stron.
Pani chce budować tożsamość Ukrainy na pamięci Bandery? Na pamięci UPA?
Zawsze matka będzie opowiadać dziecku historię swojego rodu i dlatego zakazanie nazywania Bandery bohaterem wywoła protesty na zachodniej Ukrainie. Jednak dobry polityk powinien dziękować Polakom za to, że wsparli Ukrainę w trudnych momentach, że wsparli Rewolucję Godności. Pani nazywa utopią to, co ja chciałabym osiągnąć w ojczyźnie, a ja tylko chciałabym, żeby ludzie byli w środku lepsi, a na zewnątrz skromniejsi. Nam nie potrzeba wielkich słów, my wszyscy chcemy tylko godnie żyć.
„Ukraina moja miłość”. To wielkie słowa. I taki jest tytuł książki, którą pani napisała wspólnie z Wojciechem Junko, polskim dziennikarzem.
Boże, jak mi się czasem ciężko z ludźmi rozmawia... Ludzie skaczą ze spadochronem z różnych powodów, jedni pokonują strach, drudzy sprawdzają siebie, trzeci chcą komuś coś udowodnić. Ale są i tacy, którzy skaczą, bo inaczej żyć nie mogą. Dla mnie Ukraina to ja, ale nie krzyczę, że jestem patriotką, że kocham mój kraj, tylko działam. Kiedy oficerowie, moi koledzy, czekali na rozkaz, ja wzięłam urlop i pojechałam walczyć do obwodu ługańskiego. Ja tak żyję, bo inaczej żyć nie mogę. Potem ludzie mówią, że ja się tym chwalę, że ja coś odp...lam, że udaję. A ja po prostu mam w sobie odwagę, śmiałość i jest mi obojętne, co ludzie sobie o mnie myślą. Mam sumienie, wiem, co zrobiłam, co jest dla mnie ważne, i nie mam z czego się tłumaczyć. Nie wiem, jak bym miała żyć inaczej.
Wiem, że pani wie, że Bóg jest.
Nie trzeba w niego wierzyć, bo on po prostu jest. Dał mi zdrowie, dzięki któremu wytrzymałam więzienie i głodówki. Bez tego bym zdechła.
Do wojska chciałaby pani wrócić?
Myślę o tym. Tam życie jest prostsze. Jednak myślę, że mam sporo do zrobienia poza wojskiem, w polityce i w kraju. Póki jestem żywa, póki żyję, to kupię sobie maleńki samolocik i będę nim od czasu do czasu latać.