Opinie z badań wariograficznych należą do ważniejszych dowodów w procesie Aleksandra Gawronika oskarżonego o podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary. W piątek w sądzie Gawronik kwestionował rzetelność biegłego; zarzucał mu m.in. brak kompetencji i stronniczość.

Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu w piątek był kontynuowany proces Aleksandra Gawronika (zgodził się na podawanie pełnego nazwiska). Były senator oskarżony jest o nakłanianie ochroniarzy spółki Elektromis do porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa reportera "Gazety Poznańskiej" Jarosława Ziętary.

W piątek sąd przesłuchiwał biegłego ds. badań wariografem Jacka B., z wykształcenia politologa, który przez kilkanaście był także technikiem kryminalistyki. Biegły ma 27-letnie doświadczenie, a w swojej praktyce wydał ponad 1340 opinii na podstawie badań wariografem, które w większości dotyczyły spraw karnych.

W trakcie procesu obrona już kilkakrotnie wskazywała, że dowody z badań przeprowadzonych przez biegłego nie mogą być brane pod uwagę przez sąd, ponieważ przeprowadzano je m.in. bez zachowania wymaganych formalności. Jacek B. podkreślał jednak, że "od oceny, jak było, nie jest biegły, ale sąd. To sąd ocenia opinię w kontekście całości materiału dowodowego".

Jacek B. mówił w sądzie, że badanie wariografem w tej sprawie planowano przeprowadzić u 24 świadków. Ostatecznie dwie osoby odmówiły wzięcia udziału w badaniu, a dwie kolejne nie zgłosiły się na nie. Biegły tłumaczył też, jak wyglądało przygotowanie do tych badań, oraz jak one przebiegały.

Wśród pytań, które miały być zadawane świadkom, były m.in. hipotezy na temat sposobu zabójstwa Ziętary, motywów zbrodni, oraz tego, jakich przedmiotów użyto do zacierania śladów kryminalistycznych. W badaniu miały się też pojawić pytania o to, kto zlecił zabójstwo redaktora Ziętary i co było jego przyczyną. Jak stwierdził biegły, w odniesieniu do każdej z badanych w tej sprawie osób "nie można mówić o przypadkowości reakcji". Jego zdaniem, "przeprowadzone badanie daje duże prawdopodobieństwo, że Gawronik posiada rzeczywisty związek ze sprawą redaktora Ziętary".

Wśród pytań pojawiły się także hipotetyczne miejsca, w których mogło dojść do przetrzymywania lub zabójstwa Ziętary - m.in. miejscowość Chyby, jezioro Kierskie oraz obiekt firmy Elektromis. Według biegłego, były senator miał "wyraźnie reagować" na każde z wymienionych miejsc. "Gawronik nie reagował wprost na pytania, czy dokonał tej zbrodni, ale reagował na pytanie o jej zlecenie" - podkreślił biegły. Jacek B., pytany przez sąd o przebieg badania Gawronika, powiedział także, że "w jednym z testów zauważył, że oskarżony próbuje zaburzyć wynik badania nienaturalnym cyklem oddechu".

Jacek B. przyznał jednak, że w jego 27-letniej praktyce "zdarza się niejednokrotnie, że osoby skazane na podstawie tych badań, tłumaczą później w sądzie, że reagowali w taki sposób, ponieważ tę wiedzę (o sprawie - PAP) nabyli na przesłuchaniach czy ze środków masowego przekazu".

"Badania nie stanowią samoistnego dowodu, ponieważ zawsze po zakończeniu takich badań proszę osoby prowadzące śledztwo - policję, prokuraturę - o zweryfikowanie tych informacji i poszukiwanie kolejnych dowodów potwierdzających te informacje" - mówił.

Dodał także, że jedyna osoba, która podczas badania zareagowała "wyróżniająco" na pytanie dotyczące rozmowy, w której Gawronik miał podżegać do zabójstwa Ziętary, to były gangster odsiadujący wyrok dożywocia - Maciej B. ps. "Baryła". Jak tłumaczył biegły, na podstawie jego wiedzy, w części miały być też konstruowane pytania, które następnie w badaniach innych osób miały te informacje weryfikować.

Sąd, analizując opinię biegłego, zapytał, jak należy interpretować to, że w badaniu "ta sama osoba zareagowała w ten sam sposób na podane przez biegłego różne sposoby postąpienia ze zwłokami, przy czym opcje te wzajemnie się wykluczały". Biegły odpowiedział, że wynika to z reguły z "posiadanej, skrywanej wiedzy co do samego faktu lub związku tej opcji z jakimś innym zdarzeniem, niemającym związku z tą konkretną sprawą".

Biegły pytany był także, czy istnieją jakieś wskazania proceduralne odnośnie do tego, w jakim czasie po zdarzeniu powinno zostać wykonane takie badanie, odparł, że na ten temat jest wiele opinii. "Te opinie są bardzo podzielone. Z mojej wieloletniej praktyki (...) wynika, że czas od chwili zdarzenia nie jest przeszkodą, aby takie badania wykonać nawet po wielu latach" - mówił. Jak dodał, badania przeprowadzane w sprawie Ziętary wykonywane były przez niego w między 2012 a 2016 r.

Biegły odniósł się także do badania przeprowadzonego u Macieja B. ps. "Baryła". Według zeznań świadka, byłego gangstera, oryginalny wydruk z badania wariografem miał zostać podarty, ponieważ "nie wykazywał on żadnych związków ze sprawą Ziętary". Maciej B. miał otrzymać nowy wydruk i podpisać go jako swój.

Jacek B. mówił, że sytuacja, o jakiej wspominał Maciej B., nigdy nie zaistniała. "Czuję się pomówiony, (...) nie zdarzyło się w mojej praktyce, bym sugerował się podpowiedziami prowadzących sprawę, odnośnie tego, jaki ma być wynik końcowy. Gdybym uległ takim naciskom, już dawno byłbym skompromitowany w swoim środowisku" - mówił Jacek B.

Obrona Gawronika próbowała podważać kompetencje i rzetelność biegłego. Reprezentujący oskarżonego adwokat Paweł Szwarc mówił podczas rozprawy, że nie zachowano odpowiednich standardów, a badanie nie było dodatkowo rejestrowane na wideo. Pytał też m.in., czy przed badaniem biegły poznał Gawronika. Ten odpowiedział, że dwukrotnie miał okazję przeprowadzać dla niego prywatne zlecenia. "Miałem okazję pana Gawronika poznać w momencie, kiedy był senatorem i miał swoje biuro w Warszawie. Senator dotarł do mnie i poprosił, bym przeprowadził badania w jego firmie dotyczące kradzieży papierosów - i przebadałem kilka osób. Na tym nasza współpraca się wtedy zakończyła". Jak dodał, później także na jego zlecenie przeprowadzał badania i - jak dodał - "Gawronik nadal jest mi winien pieniądze za tamte badania, (...) jest człowiekiem bez honoru".

Obrona zapytała więc, czy ten negatywny stosunek do Gawronika, ich wcześniejsza znajomość i nieuregulowane należności rzeczywiście nie miały wpływu na przeprowadzenie badania - biegły odpowiedział, że nie.

Gawronik w swoim oświadczeniu wydanym w trakcie procesu podkreślił natomiast, że "kwestionuje całkowicie rzetelność biegłego, jego kompetencje, sposób skalibrowania maszyny, jak i wnioski końcowe". Dodał także, że w tamtym czasie, co było zapisane w wywiadzie medycznym przed wykonaniem badania, Gawronik cierpiał na zapalenie korzonków. Jak wskazał, w takim przypadku "badanie jest niemożliwe, bo daje zafałszowany obraz". Dodał też, że sam przed badaniem zapytał biegłego, czy nie jest to problemem, że się znają, i że istnieje między nimi spór.

Obrońca Gawronika wniósł w piątek do sądu o wyłączenie biegłego ze sprawy, co argumentował m.in. "relacjami" między oskarżonym a biegłym, które miały miejsce w przeszłości. "Biegły nie jest obiektywny, nawet jeśli by się starał, to te emocje - jak widzieliśmy - negatywne w stosunku do oskarżonego - mogły wpłynąć, choćby nieświadomie, na interpretację badań" - zaznaczył mec. Szwarc. Obrońca przedłożył sądowi także analizę badania wariograficznego Gawronika i wniósł o przesłuchanie autorów tego dokumentu na okoliczność wiarygodności biegłego Jacka B.

Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 r. Współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Wprost" i "Gazetą Poznańską". 1 września 1992 r. Ziętara wyszedł ze swego mieszkania i tam widziany był po raz ostatni. W 1999 r. został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.

Proces Gawronika rozpoczął się w styczniu ub. roku. Były senator odpowiada z wolnej stopy. Nie przyznaje się do winy. Grozi mu kara wieloletniego więzienia lub dożywocie. Dotychczas przed poznańskim sądem zeznawali m.in. założyciel spółki Elektromis - biznesmen Mariusz Świtalski - oraz osoby związane z jego firmą. Wszyscy zaprzeczyli, by mieli cokolwiek wspólnego ze sprawą poznańskiego reportera. Zeznania w sprawie składali także poznańscy dziennikarze, współpracujący z Ziętarą w "Gazecie Poznańskiej", a także świadek koronny Jarosław Sokołowski ps. "Masa" - były członek mafii pruszkowskiej, który kilkanaście lat temu rozpoczął współpracę z prokuraturą.

Anna Jowsa (PAP)