Krakowski Sąd Apelacyjny utrzymał we wtorek wyrok dla Marka Majchra za znieważenie prezydenta Bronisława Komorowskiego. Zmienił jedynie wyrok w części dotyczącej posługiwania się fałszywą tożsamością przez oskarżonego: zamiast 3 miesięcy więzienia orzekł grzywnę.

W wymiarze łącznym po zmianie wyroku Majcher będzie musiał zapłacić 6 tys. zł grzywny i 600 zł kosztów za znieważenie prezydenta i posługiwanie się fałszywą tożsamością. Wyrok jest prawomocny.

Marek Majcher (w procesie zgodził się na ujawnienie swych danych i nazwał siebie "działaczem prawicowej opozycji antysystemowej") został oskarżony o to, że w trakcie trwania wiecu przedwyborczego Bronisława Komorowskiego 8 marca 2015 r. na Rynku Głównym w Krakowie najpierw wyzywał wchodzącego na scenę prezydenta obelżywymi słowami, a następnie stojąc w tłumie zamachnął się, usiłując rzucić w Komorowskiego krzesłem. Został zatrzymany przez funkcjonariuszy w cywilu. Odpowiadał także za posługiwanie się podczas zatrzymania cudzym dokumentem i podawanie za swojego brata.

W listopadzie ubr. sąd okręgowy uznał, że nie ma wystarczających dowodów wskazujących na to, że oskarżony miał zamiar rzucić krzesłem w kierunku Komorowskiego. Dlatego uniewinnił go od tego zarzutu. Za udowodnione uznał natomiast zarzuty o znieważeniu i o posługiwaniu się nieprawdziwymi danymi przy zatrzymaniu i podpisywaniu stosownych protokołów. Skazał go za to na 4 tys. zł grzywny i 3 miesiące pozbawienia wolności.

Przy wymiarze kary sąd uwzględnił stan psychiczny oskarżonego - uznając go za okoliczność łagodzącą. Biegli uznali bowiem, że miał on w stopniu znacznym ograniczoną możliwość rozpoznania znaczenia swojego zachowania i pokierowania nim. Jak poinformował sąd, oskarżony znajdował się także pod wpływem narkotyków. Za okoliczność obciążającą sąd uznał natomiast fakt, że Majcher był już pięciokrotnie karany za poważne przestępstwa i prognoza przestrzegania przez niego prawa w przyszłości jest negatywna.

Od tego wyroku apelował obrońca oskarżonego. Podnosił, że policjanci nie są wiarygodnymi świadkami znieważenia i wnosił o ekspertyzę fonograficzną nagrań z wiecu na Rynku Głównym. Wskazywał także, że jego klient podawał się za swojego brata, ponieważ z uwagi na chorobę myślał, że został zatrzymany przez inne osoby. Według prokuratora, który wnosił o nieuwzględnienie apelacji, sąd pierwszej instancji dokonał prawidłowych ustaleń i wymierzył słuszna karę.

Sąd Apelacyjny oddalił wniosek o opinię z nagrań fonograficznych wskazując, że nie ma takich nagrań, z których udałoby się odczytać słowa oskarżonego. Uznał, że wina oskarżonego za znieważenie nie budzi wątpliwości w świetle zeznań świadków. Jednocześnie utrzymał wyrok uniewinniający za próbę zamachu krzesłem.

Sąd dokonał jednak zmiany w zarzucie dotyczącym posługiwania się fałszywą tożsamością. Uznał, że nie stanowiło to próby skierowania ścigania na inną osobę, ale chęć uniknięcia odpowiedzialności karnej przez oskarżonego. Przebywał on bowiem na ucieczce z zamkniętego szpitala, do którego skierowano go na przymusowe leczenie w wyniku innej sprawie karnej. "Jego celem było uniknięcie skutku w postaci powrotu do szpitala, gdzie przebywał nie z powodów politycznych, ale z powodu poważnej choroby" – powiedział sąd w uzasadnieniu. Zmienił karę 3 miesięcy więzienia na 5 tys. grzywny i orzekł karę łączną 6 tys. zł grzywny.

Wyrok jest prawomocny. "Wyrok smuci. Moim zdaniem sąd nienależycie pochylił się nad kwestią, która była główną częścią apelacji, czyli kierowaniem wyzwisk pod adresem Bronisława Komorowskiego. Marek Majcher nie powinien za to być skazany, ponieważ tego czynu nie było, co dobitnie stwierdzili świadkowie obrony. Natomiast absolutnie nie mam zaufania do złożonych zeznań przez funkcjonariuszy" - powiedział PAP po wyroku obrońca mec. Bartłomiej Czech-Kosiński. Obrońca wyraził zadowolenie ze zmiany wyroku w zakresie fałszywej tożsamości. "Zastanowimy się nad kwestią ewentualnej skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego" – zapowiedział.

Oskarżony, który nie był we wtorek obecny na rozprawie apelacyjnej, zorganizował po ogłoszeniu wyroku konferencję prasową przed budynkiem krakowskich sądów. "Już wiemy, że kara bezwzględnego więzienia została zdjęta przez sąd apelacyjny, niemniej jednak chcę powiedzieć, że każda kara za tę sytuację będzie jawną niesprawiedliwością" – powiedział Majcher stwierdzając, że "podczas wiecu realizował swoje prawo do wyrażania poglądów politycznych i padł ofiarą prowokacji politycznej grubymi nićmi szytej". "Ten wyrok przede wszystkim daje jasny sygnał: uważajcie, nie idźcie protestować przeciwko władzy, bez względu jaka by ona nie była, ze względu na to, że system może was napaść, zrobić z was nie wiadomo kogo, przekreślić wam de facto życie; i na koniec przy fleszach i blasku reflektorów od kamer wysoki sąd feruje wyroki, robiąc ze mnie oskarżonego w sytuacji, kiedy jestem napadnięty przez policję" – mówił Majcher.

Również w trakcie procesu oskarżony nie przyznawał się do zarzutów, twierdził, że padł ofiarą prowokacji i podawał się za "osobę poszkodowaną przez system". Kiedy sąd ujawnił, że w swoim środowisku podawał się za "Marka Mareckiego", wyjaśnił, że jest to jego pseudonim polityczny. O tym, że "Marecki" to pseudonim polityczny, a nie prawdziwe nazwisko, nie wiedzieli koledzy i współpracownicy oskarżonego. Zaraz po zatrzymaniu go zorganizowali akcję "Uwolnić prześladowanego przez reżim więźnia politycznego Marka Mareckiego!". Policja informowała wówczas, że taka osoba nie została zatrzymana.