Na ulicach Stambułu trwa zażarta walka o głosy w mającym się odbyć w niedzielę referendum ws. zmiany systemu politycznego Turcji z parlamentarnego na prezydencki. Sondaże mówią, że zwolennicy i przeciwnicy projektu idą łeb w łeb, z lekkim wskazaniem na tych pierwszych.

Za zmianą konstytucji jest mający i tak dużą władzę prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oraz rządząca krajem od 15 lat konserwatywno-islamska Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Przeciwne są prawie wszystkie partie opozycji.

"Erdogan jest super. Wszyscy go kochamy" – mówi PAP na głównej ulicy Stambułu Istiklal grupa kobiet, członkiń AKP, powiewająca małymi czerwonymi chorągiewkami z białym napisem "evet", czyli "tak".

Z megafonów umieszczonych tuż za nimi dochodzi radosna muzyka nawołująca do poparcia prezydenta w jego dążeniu do zlikwidowania stanowiska premiera i ograniczenia roli parlamentu. "Miliony głosów na +tak+", "Głosujemy +tak+", "Głosuj +tak+ dla silnej Turcji" - to tytuły przebojów skomponowanych specjalnie na tę okazję.

"Turcja potrzebuje silnego prezydenta" – mówi PAP mężczyzna stojący za stołem, na którym piętrzą się stosy ulotek z tym samym napisem "evet". "Kraj ma w tej chwili bardzo wiele problemów. Dlatego musimy zmienić system władzy na taki, który pozwoli Erdoganowi w pełni kontrolować sytuację. On wie najlepiej, czego potrzebujemy. Jest jak nasz ojciec. Pracuje dla dobra nas wszystkich" – dodaje jedna z kobiet.

Stoisko AKP znajduje się w samym środku Istiklal, tuż obok słynnego stambulskiego liceum Galatasaray. Kilkaset metrów dalej, na tej samej ulicy, stoi namiot głównej partii tureckiej opozycji Partii Ludowo-Republikańskiej (CHP). Także z niego płyną wesołe piosenki, w których z kolei dominuje słowo "hayir", czyli "nie".

"Nie możemy pozwolić na to, aby cała władza skupiła się w rękach Erdogana. To bardzo niebezpieczny pomysł. Zagraża demokracji" – mówi PAP Aydin, rozdający wśród przechodniów ulotki nawołujące do głosowania przeciwko nowelizacji konstytucji. Jego koleżanki także powiewają chorągiewkami z napisem "hayir" i podśpiewują pod nosem: "Ha, ha, ha hayir", co w wolnym tłumaczeniu oznacza "Śmiejmy się ha, ha, ha – głosujmy na +nie+". Są to słowa jednej z najpopularniejszych piosenek agitujących przeciwko zmianie systemu.

"To decydujący moment w historii Turcji – mówi PAP jedna ze śpiewających kobiet. - Walczymy o przyszłość naszego kraju, o przyszłość naszych dzieci".

Trochę dalej, tuż przed placem Taksim, ma stolik jeszcze inna grupa, także przeciwna zmianie. "My nie należymy do żadnej partii. Jesteśmy mieszkańcami tej dzielnicy, dlatego nazwaliśmy siebie Grupą Nie z Beyoglu" – mówią PAP jej członkowie. Na pytanie, czy mają pozwolenie na rozłożenie swojego stolika tak blisko placu, na którym od kilku lat są zabronione jakiekolwiek zgromadzenia publiczne, mówią, że faktycznie prawie codziennie nachodzi ich tu policja, której uzbrojonych po uszy przedstawicieli pełno jest w całej okolicy. "Ale my nie stoimy na placu tylko ciągle jeszcze poza placem, a poza tym jest nas tylko kilka osób, więc nie mogą nam nic zrobić" – tłumaczą.

Dodają, że podobne lokalne grupy "Nie" powstały w wielu innych dzielnicach Stambułu. Przyznają też, że czasem zdarza im się spotkać z negatywną reakcją ze strony przechodniów. "Ale nie tu, w Beyoglu, ponieważ mieszkańcy Beyoglu generalnie są przeciwni temu pomysłowi. W innych dzielnicach, w których dominuje AKP, sytuacja jest trudniejsza" - przyznają.

Ani na Istiklal, ani na innych ulicach Stambułu nie widać namiotów lewicowej prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP), która także nawołuje swoich zwolenników do oddania głosu na "nie". "Nasza kampania jest głównie prowadzona przez media społecznościowe. Mamy także tysiące ochotników, którzy codziennie rano rozdają ulotki w miejskich środkach transportu" – mówi PAP jeden z aktywistów HDP Haluk Agabeyoglu w stambulskim biurze partii w dzielnicy Tarlabasi, zamieszkanej w dużej mierze właśnie przez Kurdów.

Agabeyoglu tłumaczy, że HDP ma utrudnione zadanie, ponieważ zarówno jej główni przywódcy jak i tysiące członków zostało w ciągu ostatnich miesięcy zaaresztowanych i oskarżonych o współpracę z terrorystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). "Pomimo tych aresztowań, partia dalej działa i będzie działać – mówi Agabeyoglu. - Nasi ludzie wierzą w to, co robią, dlatego nie można ich zniszczyć".

Aktywną agitację w terenie prowadzi też CHP. "Członkowie naszej partii codziennie chodzą od domu do domu, tłumacząc dlaczego nie możemy dopuścić do zmiany konstytucji" – mówi PAP zastępca przewodniczącego stambulskiego oddziału CHP, Orhan Orkmez. Dodaje jednak, że partia postanowiła nie organizować dużych wieców, podobnych do tych, które w całym kraju odbywają się na rzecz AKP i zmiany systemu. To właśnie na tych wiecach Erdogan atakuje swoich przeciwników, zarówno w kraju jak i za granicą, oskarżając ich o nazizm, zdradę stanu lub współpracę z różnymi organizacjami terrorystycznymi.

"Doszliśmy do wniosku, że duże wiece są w obecnej sytuacji politycznej zbyt niebezpieczne. Nie chcemy narażać ludzi" – mówi Orkmez, który narzeka także na bardzo ograniczony dostęp do mediów publicznych.

Według raportu opublikowanego przez organizację Jedność w Imię Demokracji (DIB) czas antenowy zagwarantowany przez różne lokalne kanały telewizyjne Erdoganowi w okresie między 1 a 20 marca wynosił 169 godzin, a AKP – 301,5 godziny, a Nacjonalistycznej Partii Działania (MHP), której kierownictwo też oficjalnie popiera zmianę konstytucji 15,5 godziny. W tym samym czasie CHP dostała 45,5 godziny czasu antenowego, a HDP – zero.

Zarówno Orkmez jak i Agabeyoglu wierzą jednak, że mimo tak dużej dominacji mediów tureckich przez stronę popierającą zmianę konstytucji, zwycięstwo Erdogana w nadchodzącym referendum nie jest jeszcze przesądzone. "Sytuacja w kraju jest niestabilna, a sondaże nie oddają całej rzeczywistości" – wskazuje Orkmez. "Ludzi często boją się powiedzieć, jak będą głosować, bo za prawdę mogą zostać ukarani. Dlatego wszystko może się jeszcze zdarzyć".

Według sondażu przeprowadzonego między 8 a 9 kwietnia przez ośrodek Gezici 51,3 proc. ankietowanych oświadczyło, że poprze projekt Erdogana, a 48,9 proc. powiedziało, że zagłosuje na "nie". Podobny wynik przyniosły dwie inne ankiety, opublikowane także w tym tygodniu.