Jeśli prezes PiS Jarosław Kaczyński chce być konsekwentny, to po Bartłomieju Misiewiczu, powinien usunąć ze stanowisk tysiące innych "Misiewiczów" i "PiS-iewiczów" - powiedział w czwartek rzecznik PO Jan Grabiec. To komentarz do rezygnacji Misiewicza z członkostwa w PiS.

Bartłomiej Misiewicz - jeden z najbliższych współpracowników Antoniego Macierewicza, b. rzecznik MON i b. szef gabinetu ministra obrony - poinformował w czwartek po południu, że "z racji niesamowitej nagonki na PiS przy użyciu (jego) nazwiska", złożył rezygnację z członkostwa w PiS. Wcześniej stanął przed partyjną komisją powołaną do zbadania stawianych mu zarzutów i okoliczności powoływania go na pełnione funkcje (ostatnio w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, gdzie - według doniesień medialnych - miał zarabiać 50 tys. zł miesięcznie).

Grabiec, komentując oświadczenie Misiewicza, zwrócił uwagę, że osób, które z rekomendacji PiS znalazły zatrudnienie w państwowych spółkach i instytucjach, są tysiące w całej Polsce. Zapowiedział, że Platforma w najbliższych dniach dołoży wszelkich starań, by przypomnieć nazwiska tych osób. "Jeśli prezes Kaczyński chce być konsekwentny, to po Misiewiczu, z tych stanowisk, które obsadzają +Misiewicze+ i +PiS-iewicze+, usunąć powinien tysiące osób" - zaznaczył rzecznik Platformy.

Odnosząc się do czwartkowego spotkania komisji PiS, Grabiec wyraził pogląd, że bez wątpienia nie dotyczyło ono zmiany sposobu zarządzania w instytucjach podległych MON, a kwestii wizerunkowych, tak, by Misiewicz nie obciążał wizerunkowo PiS. "Tego rodzaju zabieg ma rzeczywiście charakter działalności czysto partyjnej" - uznał rzecznik PO.

Podkreślił, że Platformie chodzi o dobre działanie instytucji państwowych. "Żeby obywatele byli przekonani, że ludzie uczciwi, kompetentni, z wysokimi kwalifikacjami mają szansę na start, że nie jest tak, jak mówi Misiewicz, że musi gdzieś pracować, gdzieś +zdobyć warsztat+, że w związku z tym praca za kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie jest tym miejscem, gdzie ma +zdobywać warsztat+" - mówił Grabiec.

Jak zauważył, w Polsce jest wielu zdolnych, wykształconych młodych ludzi, którzy marzą o pracy za 50 tys. rocznie, a nie miesięcznie. "Ta sytuacja pokazuje jak bardzo zdegenerowana jest ta władza, jak wiele jest do zmiany" - stwierdził Grabiec.

Marcin Kierwiński (PO) powtórzył apel Platformy o zdymisjonowanie Macierewicza. "To nie Misiewicz sam siebie zatrudnił, to nie Misiewicz sam siebie rekomendował, to nie Misiewicz sam siebie polecał. Za błyskawiczną karierą pomocnika aptekarza z apteki +Aronia+, stoi pan minister Macierewicz i to on powinien ponieść konsekwencje" - powiedział poseł PO. "Zobaczymy, czy pan prezes Kaczyński ma na tyle odwagi, aby rozwiązać prawdziwy problem, jakim jest Antoni Macierewicz" - dodał Kierwiński.

Poseł ocenił też, że czwartkowe oświadczenie Misiewicza porażało "butą i arogancją". "To, co powiedział, że rezygnuje z Prawa i Sprawiedliwości, aby nie atakowano sukcesów rządu pani premier Szydło. Rozumiem, że pan Bartłomiej Misiewicz sam siebie może uznać za jeden sukcesów tego rządu" - ironizował Kierwiński. "To taki program +pierwsza praca+ za 50 tysięcy miesięcy" - dodał poseł PO.

Jego zdaniem, sposób w jaki PiS zatrudnia "takich Misiewiczów" to "jeden wielki skandal". "To jest drenowanie publicznej kasy, pieniędzy podatników. Takie osoby zamiast uczyć się warsztatu w MON i Polskiej Grupie Zbrojeniowej, powinny w pokorze zdobywać doświadczenie jako asystenci. Widać jednak, że PiS nie ma takich standardów, PiS od razu chce wpychać swoich ludzi na najwyższe urzędy w państwie. To jest skandaliczne" - stwierdził polityk PO.

Jak dodał, oczekuje iż prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowie teraz, że takie kariery jak Bartłomieja Misiewicza, więcej się nie powtórzą.

Bezpośrednim impulsem do powołania partyjnej komisji były doniesienia prasowe, że Misiewicz został zatrudniony w państwowej spółce Polska Grupa Zbrojeniowa, gdzie miałby zarabiać 50 tys. zł miesięcznie. Informacjom dotyczącym wysokości wynagrodzenia zaprzeczał rzecznik PGZ. W środę wieczorem spółka poinformowała o rozwiązaniu umowy o pracę z Misiewiczem za porozumieniem stron ze skutkiem natychmiastowym. Jak dodano, rozwiązanie umowy nastąpiło na wniosek Misiewicza, "któremu nie przysługuje odprawa".