Po tych obrazkach, które obiegły świat, po tych dzieciach zabitych bronią chemiczną, Trump nie mógł nie zareagować - ocenił w piątek Tomasz Siemoniak (PO), b. minister obrony narodowej. Jego zdaniem dobrze, że taka była reakcja USA.

W nocy z czwartku na piątek siły USA przeprowadziły atak z użyciem 59 pocisków samosterujących Tomahawk na rządową bazę lotniczą Szajrat w środkowej części Syrii. Była to odpowiedź na wtorkowy atak chemiczny na opanowane przez rebeliantów syryjskie miasto Chan Szajchun, o który USA oskarżyły reżim prezydenta Syrii Baszara-el Asada.

Zdaniem Siemoniaka to "bardzo poważna sprawa". "Po tych obrazkach, które obiegły świat, po tych dzieciach zabitych bronią chemiczną, Trump nie mógł nie zareagować. Dobrze, że jest taka reakcja, dobrze, że nie jest to +siedemdziesiąte dziewiąte+ poważne ostrzeżenie. Być może jesteśmy świadkami jakiegoś przełomu w tej sytuacji" - powiedział Siemoniak w radiu TOK FM.

Dodał, że reakcja Stanów Zjednoczonych jest "nową jakością". "Stany Zjednoczone są obecne w Syrii od dłuższego czasu wojskowo, prowadzą naloty. Natomiast pierwszy raz uderzyły w siły Asada (...) Reakcja prezydenta Trumpa jest jakąś nowa jakością" - mówił.

Według posła wśród wojskowych są głosy, że przełomu w Syrii nie da się osiągnąć bez "efektywnego zaangażowania" również na lądzie. "Bardzo jestem ciekaw, czy Donald Trump po tym jak powiedział A, będzie gotów mówić B i C. (...) Otwarcie Trumpa na Rosję bardzo mocno zderza się z rzeczywistością. Teraz może nic z tego już nie zostać" - podkreślił. (PAP)