W domniemanym ataku chemicznym na kontrolowanym przez rebeliantów obszarze prowincji Idlib w północno-zachodniej Syrii zginęło co najmniej 100 osób, a 400 odczuło skutki bombardowania - poinformowała we wtorek koalicja międzynarodowych organizacji pomocowych.

Według Unii Organizacji Pomocy Medycznej, której siedziba jest m.in. w Paryżu, bilans ofiar najprawdopodobniej jeszcze wzrośnie. Z ich informacji wynika, że te 400 poszkodowanych osób miało problemy z oddychaniem.

Według wcześniejszego szacunku Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka we wtorkowym ataku chemicznym zginęło co najmniej 58 osób, w tym kilkanaścioro dzieci. Obserwatorium podało, że ataku na miejscowość Chan Szajchun w kontrolowanej przez syryjskich rebeliantów prowincji (muhafazie) Idlib najprawdopodobniej dokonały syryjskie lub rosyjskie samoloty.

Koalicja organizacji medycznych podaje, że we wtorek zaatakowana została nie tylko sama miejscowość, ale też centrum Białych Hełmów, czyli organizacji zrzeszającej ratowników, oraz szpital Al-Rame.u "Widzieliśmy ponad 40 ataków od godziny 6.30. (...) Bilans ofiar będzie się zwiększał wraz z atakami w regionie Idlibu oraz konwencjonalnymi atakami w Hamie" - podała koalicja.

Syryjska armia zaprzeczyła, jakoby stosowała broń chemiczną. Ministerstwo obrony Rosji oświadczyło, że rosyjskie samoloty nie dokonywały nalotów w pobliżu Chan Szajchun.

Syryjska opozycja oskarżyła o atak reżim prezydenta Baszara el-Asada i również zaapelowała do Rady Bezpieczeństwa ONZ o zwołanie pilnego posiedzenia i wszczęcie dochodzenia w tej sprawie. (PAP)