Przedstawiciele kilku europejskich organizacji pracodawców ostro skrytykowali w czwartek projekt zmiany unijnej dyrektywy o delegowaniu pracowników. Ostrzegli, że wdrożenie proponowanych przepisów osłabi konkurencyjność europejskich przedsiębiorców.

Ta propozycja "ma bardzo niewiele wspólnego ze sprawiedliwością społeczną, ale za to ma bardzo dużo wspólnego z protekcjonizmem" - powiedział przewodniczący Grupy Pracodawców w ramach Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego Jacek Krawczyk, który wziął udział w konferencji w Stałym Przedstawicielstwie Polski przy UE na temat rewizji unijnej dyrektywy o delegowaniu pracowników. Organizatorem konferencji była polska Konfederacja Lewiatan.

Najważniejszą zmianą w dyrektywie z 1996 r. w sprawie delegowania pracowników, jaką w ubiegłym roku zaproponowała KE, jest wprowadzenie zasady równej płacy za tę samą płacę w tym samym miejscu. Oznacza to, że pracownik wysłany przez pracodawcę tymczasowo do pracy w innym kraju UE miałby zarabiać tyle, co pracownik lokalny za tę samą pracę. Ma mu przysługiwać nie tylko płaca minimalna, jak jest obecnie, ale też inne obowiązkowe składniki wynagrodzenia, jak premie czy dodatki urlopowe. Gdy okres delegowania przekroczy dwa lata, to - zgodnie z propozycją KE - pracownik delegowany byłby objęty prawem pracy państwa goszczącego.

KE uzasadniała te propozycje potrzebą ochrony pracowników delegowanych przed dyskryminacją. Zwolennikami takich zmian są przede wszystkim zachodnioeuropejskie państwa UE, które zarzucają przedsiębiorcom ze wschodu Unii tzw. dumping socjalny i nieuczciwe zasady konkurencji. Kraje Europy Środkowej i Wschodniej, w tym Polska, ostro krytykują proponowane zmiany.

Zdaniem Krawczyka propozycja Komisji jest przedwczesna, nie została oparta na dowodach i została przygotowana bez dialogu społecznego. "To przykład złych praktyk" - ocenił Krawczyk. Uważa on, że propozycja KE jest "ideologiczna". "Próbuje się dać mocny sygnał, że dbamy o Europę socjalną. Ale dlaczego robi się to kosztem krajów członkowskich? Dlaczego kosztem niektórych słabszych państw członkowskich? Dlaczego zakłada się, że sztuczne wymagania poprawią życie pracowników? To oczywiście błędne założenie, pozbawione oparcia w rzeczywistości biznesu" - powiedział Krawczyk. Z Polski pochodzi prawie pół miliona pracowników delegowanych w UE.

Antje Gerstein z Federalnego Zrzeszenia Niemieckich Pracodawców (BDA) oceniła, że rewizja dyrektywy nie spełni założonego przez KE celu, jakim ma być lepsza ochrona praw pracowników delegowanych. Doprowadzi raczej do niepewności prawnej - dodała Gerstein.

Wskazała, że pracownicy delegowani to zaledwie 0,1 proc. siły roboczej w UE. Około 50 procent z tego to pracownicy wysyłani z krajów o wysokich wynagrodzeniach do państw o niższych wynagrodzeniach, w przypadku których nie może być mowy o tzw. dumpingu socjalnym.

Jej zdaniem zmiana przepisów doprowadzi przede wszystkim do wielu obciążeń biurokratycznych w sektorach, które w największym stopniu polegają na delegowaniu pracowników, jak budownictwo i sektor metalowy. "W dłuższej perspektywie będzie to skutkować ograniczeniem delegowania, czego nie chcielibyśmy na europejskim rynku pracy" - oceniła Gerstein.

Delphine Rudelli z francuskiej federacji pracodawców MEDEF wskazała, że niektóre sektory, jak np. metalowy, potrzebują pracowników delegowanych ze względu na niedobór odpowiednio wykwalifikowanej siły roboczej. "Nie chodzi tu o dumping socjalny czy konkurencję płacową, ale zapotrzebowanie na kwalifikacje" - powiedziała. Według Rudelli francuski sektor metalowy przyjmuje rocznie prawie tyle samo pracowników delegowanych, ile sam deleguje za granicę.

Jej zdaniem w dyskusji nad przepisami o delegowaniu pracowników niesłusznie wiąże się to z nadużyciami i pracą na czarno, które należy zwalczać. "Jeżeli przestrzega się wszystkich przepisów w sprawie delegowania pracowników, to taki pracownik nie będzie kosztować mniej niż pracownik lokalny" - uważa Rudelli.

Robert Lisicki z Konfederacji Lewiatan wskazał z kolei, że nie ma wielu danych i informacji na temat rzeczywistej sytuacji pracowników delegowanych. Powołał się m.in. na badania doktora Marka Benio z Europejskiego Kongresu Mobilności Pracy, z których wynika, że w przypadku delegowania pracowników najczęściej wynagrodzenie jest wyższe niż wymagana płaca minimalna kraju goszczącego. Delegowanie pracowników za granicę wiąże się też z dodatkowymi kosztami dla pracodawcy, jak koszt zakwaterowania, tłumaczeń czy transportu. Zdaniem Lisickiego z dyrektywy o delegowaniu należałoby wyłączyć sektor transportowy ze względu na jego specyfikę.

Organizacja europejskich pracodawców BusinessEurope od samego początku była przeciwna rewizji dyrektywy o delegowaniu pracowników - powiedział PAP przedstawiciel organizacji Maxime Cerutti. "Propozycja ta spowoduje wiele niepewności prawnej i zaszkodzi konkurencyjności europejskich przedsiębiorców" - ocenił.

Z Brukseli Anna Widzyk (PAP)