Choć niemiecki Ordnung wciąż jest legendarny, a Volkswagen mimo pewnej zadyszki związanej ze spalinami pozostaje potęgą, to do polityki za Odrą właśnie wkrada się pewne novum w postaci nieprzewidywalności.
We wrześniu odbędą się tam wybory do parlamentu, które mogą wygrać zarówno połączeni chadecy z CDU/CSU, jak i rosnący w siłę dzięki Martinowi Schulzowi socjaldemokraci z SPD. Ostatnie sondaże pokazują, że faworyci idą łeb w łeb. Szanse na stworzenie samodzielnego rządu przez którekolwiek z tych ugrupowań są iluzoryczne. To oznacza, że liczba możliwych powyborczych koalicji jest jak na Niemcy duża. Możliwa jest wielka koalicja, czyli kontynuacja obecnych rządów. Niepewne jest tylko, kto będzie w niej grał pierwsze skrzypce.
Maciej Miłosz / Media / mat. prasowe
Ale równie prawdopodobne jest to, że jeden z wielkich graczy będzie się starał dogadywać z mniejszymi partiami, jak liberałowie z FDP czy Zieloni, którzy mogą wejść w koalicję i z SPD, i z CDU/CSU. Wydaje się więc, że szanse tego ugrupowania na współtworzenie przyszłego rządu Republiki Federalnej Niemiec są co najmniej warte zauważenia. Można się nawet pokusić o twierdzenie, że największe spośród wszystkich innych mniejszych partii. A rola koalicyjnego języczka u wagi w nieformalnych zasadach rządzących niemiecką polityką oznacza, że w takim wypadku Zielonym przypadła teka ministra spraw zagranicznych.
Warto więc przyjrzeć się zawczasu poglądom tego ugrupowania, z ramienia którego szefem dyplomacji był swego czasu Joschka Fischer, jeden z przywódców rewolty studenckiej 1968 r. Stereotyp głosi, że podobne partie lewicowo-ekologiczne cechują się utopijną wizją świata, często zawierając wyraźny komponent prorosyjski. Z Die Grünen jest inaczej. Niedawno na stronie ugrupowania opublikowano analizę, w której napisano tak: „Gdy dziś mówi się o Rosji, to najczęściej w kontekście wojny w Syrii albo na Ukrainie. Wewnętrzny rozwój Rosji umyka. Tymczasem ma on olbrzymie znaczenie dla zachowania rosyjskiego rządu za granicą”. Dalej przypominane jest zabójstwo dziennikarki Anny Politkowskiej oraz ciągłe zmniejszanie swobód obywatelskich na Wschodzie. Jest to tekst mocno krytyczny.
Kilka miesięcy wcześniej, w kwietniu ubiegłego roku, Zieloni opublikowali też stanowisko dotyczące gazociągu Nord Stream 2. We wnioskach napisali: „Będziemy się zdecydowanie sprzeciwiać budowie niepotrzebnej infrastruktury, która jest szkodliwa dla środowiska”. I choć argumentacja jest mocno związana z ekologią i potrzebą stawiania na odnawialne źródła energii, to jednak pojawia się tam też geopolityka i mowa o wspólnej europejskiej polityce energetycznej. Politycy Zielonych są też bardzo aktywni w monitorowaniu skandalicznie przebiegającej budowy białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu.
Twarzą polityki wschodniej partii jest Marieluise Beck. Wielokrotnie krytykowała kolegów polityków za ich wizyty w Rosji, lobbowała na rzecz uwolnienia z łagru Michaiła Chodorkowskiego, wskazywała, że „Putinowska demokracja to demokracja sterowana, w której wyborcy są pozbawieni wyboru”, a Alaksandra Łukaszenkę nazywała dyktatorem. Nawet wówczas, gdy jej partia była częścią koalicji kierowanej przez prorosyjskiego kanclerza Gerharda Schrödera. Później, w przeciwieństwie do niektórych kolegów z eurolewicy, nie zachwyciły jej „ludowe republiki” w Zagłębiu Donieckim ani nie dała się porwać rosyjskim hasłom o faszystach z Kijowa. Po 2014 r. zdecydowanie wsparła politykę sankcji wobec uporczywie łamiącej prawo międzynarodowe Rosji.
Zieloni są więc partią, która w największym stopniu podziela polską wrażliwość, jeśli chodzi o rosyjskie zagrożenie czy – szerzej – sytuację za naszą wschodnią granicą. Tymczasem jej politycy skarżą się, że przedstawiciele polskich władz niechętnie nawiązują z nimi kontakty. Być może to kwestia stereotypu, wynikającego z różnic ideologicznych. W tym sensie konserwatywne Prawo i Sprawiedliwość może odczuwać barierę przed brataniem się z liberalnymi obyczajowo i lewicowymi w hasłach Zielonymi. Jeśli tak, to poważny błąd. Zwłaszcza gdyby ktoś z dwójki Simone Peter – Cem Özdemir, czyli oficjalnych liderów Die Grünen, po jesiennych wyborach został szefem niemieckiej dyplomacji w rządzie Martina Schulza. Tematycznych sojuszy warto szukać już dziś. Później terminarze Zielonych mogą s ię okazać znacznie bardziej napięte.