Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oświadczył w czwartek, że dekret w sprawie podatku od pasożytnictwa wymaga poprawek, więc pobór nowej daniny rozpocznie się o rok później. Kontrowersyjny podatek wywołał w kraju masowe protesty w ostatnich tygodniach.

„Dekret nr 3 nie zostanie odwołany, ale do końca marca zostaną do niego wprowadzone poprawki. Pobór podatku zostanie odroczony o rok” – zapowiedział Łukaszenka, cytowany przez agencję BiełTA.

Prezydent zlecił sporządzenie dokładnych list osób, które powinny podatek zapłacić, ale już z uwzględnieniem poprawek, by „nie daj Bóg nie skrzywdzić choćby jednego człowieka”.

Łukaszenka sprecyzował, że osobom, które zapłaciły podatek w 2016 r., zostanie on zaliczony na poczet 2017 r. „Jeśli ktoś pójdzie do pracy, pieniądze zostaną mu zwrócone z budżetu państwa” – powiedział białoruski lider.

Oświadczył, że podatek od pasożytnictwa nie ma charakteru ekonomicznego i finansowego. „To dekret ideologiczny, moralny. Żadnych wielkich pieniędzy państwo z tego tytułu nie otrzyma. Cel tego dokumentu jest jeden - zmusić do pracy tych, którzy powinni i mogą pracować” – zaznaczył Łukaszenka.

20 lutego ministerstwo ds. podatków i opłat informowało, że podatek za 2015 r. zapłaciło 51,6 tys. Białorusinów, a do budżetu wpłynęło z tego tytułu 15,6 mln rubli białoruskich (ponad 20 mln złotych). Łukaszenka powiedział, że wszystkie środki uzyskane z podatku powinny pozostać w lokalnych budżetach i zostać przeznaczone „na dzieci”.

W ciągu ostatnich tygodni, począwszy od 17 lutego, gdy na ulice Mińska wyszło ponad dwa tysiące ludzi, w różnych miastach Białorusi odbywają się protesty przeciwko podatkowi od pasożytnictwa. Zgodnie z prezydenckim dekretem nr 3 z kwietnia 2015 r. powinny go uiszczać osoby, które w ciągu roku nie pracowały przez co najmniej 183 dni i jednocześnie nie są oficjalnie zarejestrowane jako bezrobotni.

Zdaniem Łukaszenki przyczyną protestów była fatalna realizacja dekretu na szczeblu regionalnym i zmuszanie do płacenia podatku niewłaściwych osób zamiast skupiania się wyłącznie na „nierobach”. „Uczciwych ludzi nie trzeba było w ogóle ruszać. Nie powinniśmy krzywdzić ludzi, zwłaszcza w obecnym czasie. I ci, którzy dzisiaj wychodzą na ulice po 200-500 osób i zaczynają krzyczeć, to przecież nie darmozjady (o których mowa w dekrecie – PAP). To są ludzie, którzy są obrażeni, bo ni z tego, ni z owego wysłaliśmy im te zawiadomienia” – mówił Łukaszenka. W ubiegłym roku ministerstwo podatków rozesłało 470 tys. wezwań do zapłaty, ironicznie określanych przez Białorusinów jako „listy szczęścia”.

Według informacji opozycyjnego ruchu "Mów Prawdę", którego przedstawiciele spotkali się niedawno z wiceszefem parlamentu Balasłauem Pirsztukiem, władze przygotowują się do wniesienia do dekretu nr 3 kolejnych zmian (poprawki były już wprowadzane na początku tego roku), które znacznie ograniczą grupy obywateli objętych obowiązkiem płacenia podatku od pasożytnictwa.

Z Mińska Justyna Prus (PAP)