Aż 1 234 kilometry. 12 godzin jazdy bez przerwy z maksymalną prędkością. Tyle dzieli największe polskie centrum logistyczne w Strykowie od największego portu w Europie – Rotterdamu. Dziesiątki tysięcy tirów przewożą tam i z powrotem nie tylko polskie towary. Jeżdżą też do Marsylii, Barcelony, Kadyksu, Paryża, Frankfurtu, Pragi, Zagrzebia i Bukaresztu. Do setek europejskich miast i portów. Sektor transportowy jest jednym z naszych kluczowych eksporterów usług. Daje miejsca pracy i utrzymanie nie tylko kierowcom, lecz także serwisantom, logistykom, producentom części i sektorowi automotive.



W Europie dwóch prędkości polski sektor transportowy może trafić na boczny tor – już teraz kraje Europy Zachodniej i Skandynawii starają się przeforsować unijne rozwiązania, które nakażą kierowcom ciężarówek odbyć weekendowy odpoczynek w domu – w kraju, z którego ciężarówka pochodzi. Prosty przepis, który sprawi, że ponad połowa Europy będzie nieosiągalna dla polskich kierowców.
Transport to jedna z wielu części polskiej gospodarki, która jest ścisłe zintegrowana z jednolitym rynkiem europejskim. Praca delegowana, centra usług wspólnych, eksport części i urządzeń, centra logistyczne, produkcja maszyn i urządzeń spełniających unijne normy, eksport żywności i przetwórstwo. Lista branż i firm, które zależą od tego, jak działa wspólny rynek, jak chroniona jest na nim konkurencja, jest bardzo długa.
Jeżeli w imię obrony socjalnego bezpieczeństwa Europy Zachodniej Unia drugiej i trzeciej prędkości zostanie ze wspólnego rynku wykluczona, setki polskich firm i miliony pracujących w nich Polaków odczują skutki wersalskich deklaracji. Jeżeli wspólnotowe instytucje powołane do obrony równych praw wszystkich członków UE będą już oficjalnie ubezwłasnowolnione, wtedy interesy najsilniejszych będą miały pierwszeństwo.
W sytuacji, w której Unia rozstrzyga o swojej przyszłości, o tym kto i jak będzie w niej sprawował władzę, Polski rząd poświęca całą swoją energię, aby uniemożliwić wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Dzieje się tak mimo jasnych deklaracji polityków z naszego regionu, że były polski premier rozumie ich interesy.
Politycy PiS najpierw mówili, że stanowisko szefa Rady jest bez znaczenia. Potem, że Donald Tusk nic nie robi. Skoro więc rozmawiamy o nieistotnej funkcji człowieka, który się obija, to po co zajmować się taką bzdurą, podczas gdy dzieją się rzeczy naprawdę ważne?
Być może dlatego, że obecny Polski rząd nie ma Europie nic do zaproponowania i powiedzenia. Dlatego, że nie ma pomysłu na to, jak Europa ma w przyszłości wyglądać. Nie potrafi szanować zdania i interesów naszych najbliższych sąsiadów i kluczowych partnerów handlowych – Czechów i Słowaków.
Co więcej, boję się, że może być tak, iż rząd nie potrafi zrozumieć, co jest jego własnym interesem narodowym. Ostatecznie jeden z liderów intelektualnych PiS – profesor Ryszard Legutko – powiedział Fakt24: „to, że Polska szybko się rozwija, nie jest zasługą Unii Europejskiej”.
Nie mam potencjału intelektualnego profesora Legutki. Ale w swoim życiu przeczytałem wiele raportów finansowych, widziałem dziesiątki fabryk i centrów logistycznych, a przede wszystkim przeprowadziłem setki wywiadów z przedsiębiorcami. I wiem, jak istotna jest dla nich Unia i jej praktyczne działanie. Ile waży dla codziennego życia i przyszłości młodych Polaków. Nie rozumiejąc tego, zamiast kształtować przyszłość UE, poświęcamy polski interes narodowy w imię kolejnej wojenki polityczno-partyjnej, sami siebie skazujemy na nieistotność.