Danuta Szaflarska była aktorką totalną. Całkowicie oddana i skupiona na sprawie. Wnosiła do zespołu teatralnego świadomość tradycji i pewnego etosu. Nigdy nie demonizowała przyszłości - wspominał zmarłą w niedzielę aktorkę reżyser teatralny Grzegorz Jarzyna.

"Jako człowiek była fenomenem. Przekraczała granice swojego wieku, czas dla niej nie istniał. Była niewzruszona wobec tego, jak potraktował ją los. Była wobec tego ironiczna. Uwielbialiśmy jej cięty humor i opowieści z drugiej wojny światowej. Zawsze opowiadała o najstraszniejszych rzeczach z dystansu. To nas wciągało w prawdziwy, nieustraszony wir życia. Zawsze miała dobry humor, a jak ktoś odpadał, to przypominała mu, że ból i cierpienie jest tylko w naszym mózgu i możemy nad tym zapanować" - powiedział reżyser.

Jarzyna w rozmowie z PAP podkreślił także, że Szaflarska wniosła do zespołu TR Warszawa (dawniej Teatr Rozmaitości - PAP), prócz wielkiego serca i wrażliwości, także "artystyczną energię oraz świadomość tradycji i pewnego etosu". "Przypomniała nam o wadze i wartości tego, co robi się w teatrze. Podnosiła stawkę teatru. Potwierdzała istotność zawodu aktora i przypominała aktorom o pełnionej przez nich misji" - mówił reżyser.

"Dzisiaj myślimy, że mamy w stosunku do widza pewną odpowiedzialność. Szaflarska przypominała nam, że tak samo było przed wojną. Umiejscawiała nas w pewnym ciągu. Odwoływała się do tradycji, łączyła nas z nią" - dodał.

Pytany o to, jak się z nią pracowało, Jarzyna odpowiedział, że aktorka zawsze jako pierwsza umiała tekst. "Była nienagannie przygotowana do roli, nawet jak miała sto lat. Była niezwykle skupiona na pracy, zwrócona w stronę najważniejszych pytań. To nie była aktorka, która zawracała głowę sobą i swoimi problemami" - wspominał.

"Podnosiła poziom prób. To miało szczególnie duże znaczenie dla młodych aktorów. Była całkowicie oddaną i skupioną na sprawie aktorką. Była totalna" - podkreślił.

Szaflarska - mówił Jarzyna - nigdy nie narzekała, nawet gdy już nie mogła chodzić. "Gdy pracowaliśmy nad +Między nami dobrze jest+ wszyscy ją przekonywaliśmy, żeby usiadła na wózku inwalidzkim. W końcu nam uległa, ale podczas owacji wstała i przeszła się w stronę widzów. Miała ogromną siłę witalną, wielką wiarę w życie" - dodał.

"Można powiedzieć, że sztuka +Między nami dobrze jest+ gdzieś podświadomie była napisana specjalnie dla niej. To była jej historia" - mówił Jarzyna, odnosząc się do słynnego, wspólnie zrobionego - potem zekranizowanego - spektaklu. "Szaflarska miała mniej niż 30 lat, gdy brała udział w powstaniu. Rozumiała wszystkie +głodne kawałki+, które w swoim dramacie zawarła Dorota Masłowska. Tłumaczyła nam niektóre obrazy. W tekście Masłowskiej pojawiło się np. określenie +płonący rower+. Szaflarska opowiadała, jak bomba rozwaliła dom na pół. Zobaczyła wtedy w przekroju wszystkie kondygnacje, kolejne pokoje. Dom się powoli palił, podłoga się zapadała. Powoli przesuwał się dziecięcy rowerek, który potem wyskoczył z drugiego piętra" - opowiadał.

Aktorka opowiadając o wojnie, jak podkreślił reżyser, zachowywała ironię i dystans, "bo miała w głowie obrazy umierających dookoła ludzi i jednocześnie jakąś inną wartość, która pozwalała jej wierzyć w to, że życie jest gdzie indziej niż tam, na bruku". "Wojna dla niej i dla jej pokolenia była zawsze w tle. Często śpiewała piosenki albo opowiadała, jak się dziwili, całowali, kochali" - dodał.

Aktorka zmarła w niedzielę w wieku 102 lat. (PAP)