Rumuński minister sprawiedliwości Florin Iordache zgodnie z oczekiwaniami podał się w czwartek do dymisji z powodu rozporządzenia łagodzącego karanie przestępstw korupcyjnych, z którego rząd musiał wycofać się po masowych protestach obywateli.

"Złożyłem rezygnację. Wszystko, co robiłem, było legalne" - powiedział Iordache podczas konferencji prasowej w Bukareszcie.

Jego dymisji domagał się także premier Sorin Grindeanu, który zarzucał ministrowi złą strategię komunikacyjną przy informowaniu o planowanym zmianach w prawie korupcyjnym.

Iordache, który był inicjatorem odrzuconego projektu, do 7 lutego przekazał swe obowiązki zastępcy. Wcześniej spór o dekret doprowadził do dymisji ministra ds. przedsiębiorczości, handlu i kontaktów ze środowiskiem biznesu Florina Nicolae Jianu.

Wydane 31 stycznia w trybie pilnym rozporządzenie wprowadzało zasadę, że przestępstwo urzędnicze ścigane jest z urzędu w trybie postępowania karnego tylko wówczas, gdy przyniosło skarbowi państwa uszczerbek w wysokości co najmniej 200 tys. lejów (190 tys. złotych).

Ostatecznie w niedzielę rząd wycofał się z tego pomysłu po organizowanych od blisko tygodnia masowych protestach w Bukareszcie i innych miastach, ocenianych jako największe demonstracje w kraju od upadku komunizmu w 1989 roku, oraz po krytycznych głosach ze strony społeczności międzynarodowej.

W ocenie ekspertów zmiana miała służyć przede wszystkim rządzącej partii PSD i jej szefowi, Liviu Dragnei. Dragnea obecnie odpowiada przed sądem za wynagradzanie z funduszy publicznych dwóch osób pracujących w latach 2006-2013 dla kierownictwa jego partii, na czym skarb państwa stracił 108 tys. lejów (103 tys. złotych).

Dekret, z którego wycofał się rząd, był uważany za najpoważniejszy krok wstecz na drodze reform, jakie podjęła Rumunia po wejściu do Unii Europejskiej w 2007 roku.(PAP)

akl/ ro/