Z końcem ubiegłego roku wygasła umowa dzierżawna w sprawie jednej z najważniejszych baz wojennych na świecie. Zgodnie z ustaleniami porozumienia, zawartego przed pół wiekiem przez Brytyjczyków i Amerykanów, dzierżawa wyspy Diego Garcia została automatycznie przedłużona na kolejnych 20 lat, ale zwrotu strategicznej wyspy domaga się Mauritius.

Diego Garcia jest największą z ponad pół setki wysp koralowego archipelagu Chagos, położonego na Ocenie Indyjskim w połowie drogi między Afryką i Indonezją. Przez prawie sto lat wysepkami władali Brytyjczycy, którzy wraz z Francuzami, Holendrami, Portugalczykami, Hiszpanami i Niemcami w XIX wieku podbili Afrykę i Azję i założyli tam swoje kolonie.

Swoim archipelagiem Chagos Brytyjczyków zarządzali z Mauritiusa, ale w 1965 roku, na trzy lata przed przyznaniem mu niepodległości, odłączyli od niego pozostałe wyspy i ogłosili je Brytyjskim Terytorium Oceanu Indyjskiego. Rok później zaś wydzierżawili na 50 lat wyspę Diego Garcia Amerykanom, którzy zbudowali tu sobie wielką bazę wojenną dla bombowców i okrętów podwodnych.

Diego Garcia stała się jednym z najważniejszych obiektów wojskowych USA w epoce zimnej wojny między Wschodem i Zachodem. To wtedy zyskała sobie przydomek niezatapialnego lotniskowca. Prawdziwym skarbem dla Amerykanów okazała się jednak na przełomie XX i XXI wieku podczas amerykańskich inwazji na Afganistan i Irak. Z lotnisk na wyspie bombowce strategiczne startowały do nalotów na afgańskie Kandahar i Tora Bora oraz iracki Bagdad.

Ponieważ z upływem terminu dzierżawy Diego Garcia, ani Brytyjczycy, ani tym bardziej korzystający z najmu Amerykanie nie wypowiedzieli umowy i nie zgłosili do niej żadnych zastrzeżeń, została ona automatycznie przedłużona na kolejnych 20 lat. Stanowi status quo zagraża jednak Mauritius, który od dawna rości sobie pretensje do archipelagu Chagos i zapowiada, że będzie dochodzić swoich praw w ONZ i przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości.

Władze Mauritiusa od lat domagają się, by zwrócić im cały archipelag Chagos, ponieważ Brytyjczycy złamali prawo międzynarodowe, zabraniające rozbioru krajów w przeddzień przyznania im niepodległości. W czerwcu zeszłego roku premier Anerood Jugnauth (ustąpił niedawno ze stanowiska i przekazał rządy synowi) zażądał nawet od Londynu, by tak jak zwrócił Hongkong Chinom, wyznaczył konkretny termin zwrotu wysp Chagos Mauritiusowi.

Obok oskarżeń o pogwałcenie prawa międzynarodowego, przywódcy Mauritiusa przypomnieli Brytyjczykom złożoną im przed laty - i uznaną w 2015 r. przez Stały Trybunał Arbitrażowy z Hagi za wiążącą - obietnicę, że wyspy Chagos zostaną zwrócone „jak tylko przestaną być niezbędne dla celów obronnych i bezpieczeństwa”. Władze Mauritiusa twierdzą, że warunek ten został spełniony wraz z końcem zimnej wojny. Aby jednak uspokoić Amerykanów, dzierżawców „niezatapialnego lotniskowca”, natychmiast zapewniają, że chętnie zawrą z nimi nową umowę najmu - tyle że opłaty zań płynąć będą już nie do Londynu lecz z Port Louis. Brytyjczycy nie chcą jednak nawet słyszeć o zwrocie Mauritiusowi wyspy Diego Garcia i archipelagu Chagos, a władze wyspiarskiej republiki zapowiadają, że nie ustąpią i pójdą ze skargą do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.

Kwestię przyszłości archipelagu Chagos i „niezatapialnego lotniskowca” komplikuje los kilku tysięcy byłych mieszkańców wysp, wysiedlonych z nich przed laty przymusowo przez Brytyjczyków. Przygotowując wyspę Diego Garcia pod dzierżawę dla Amerykanów, żeby zrobić miejsce dla 2 tys. amerykańskich żołnierzy i kilku tysięcy ludzi z personelu pomocniczego (głównie Filipińczyków), a także ze względów bezpieczeństwa w latach 1968-73 Brytyjczycy siłą wywieźli z Diego Garcia i archipelagu Chagos prawie 2 tys. tubylców i osiedlili ich na Mauritiusie i Seszelach (niektórzy wystąpili później o brytyjskie paszporty i przenieśli się do Wielkiej Brytanii).

Negocjując dzierżawę wyspy Diego Garcia pod strategiczną bazę wojskową, ze względów bezpieczeństwa Amerykanie zażądali od Brytyjczyków nie tylko wysiedlenia tubylców, ale zastrzegli sobie prawo sprzeciwu wobec jakiegokolwiek osadnictwa na archipelagu Chagos, a nawet podróży na wyspy. Brytyjskie sądy odnoszą się do skarg wysiedlonych przychylnie, ale na powrót na wyspy, a nawet na odwiedziny nie zgadzają się brytyjskie rządy, które przypominają, że wysiedleńcy otrzymali zapomogi na osiedlenie się na obczyźnie i nie należą im się nawet żadne dodatkowe odszkodowania. Brytyjskich urzędników wspierają Amerykanie, którzy ze względu na niespokojną sytuację międzynarodową chcą zachować „niezatapialny lotniskowiec” i nie życzą sobie żadnych obcych nie tylko na Diego Garcia, ale także na żadnej z sąsiadujących z nią wysp.

Wojciech Jagielski (PAP)