Wyłudzeniami VAT w zeszłych latach mogłaby się zająć komisja śledcza - uważa zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Finansów Publicznych Jan Szewczak (PiS). Według niego zasadna jest wątpliwość, czy fikcyjne faktury VAT w eksporcie nie zawyżały PKB.

Szewczak zarzucił poprzedniej ekipie kreatywną księgowość i sztuczne pompowanie PKB poprzez m.in. wliczanie do wielkości gospodarki wartości fikcyjnych faktur VAT w eksporcie, o czym niedawno mówił wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki.

"Jest pytanie na jaką skalę świadomie te fałszerstwa były czynione, a na jaką skalę było to przypadkowo. Ja byłbym nawet zwolennikiem zwołania sejmowej komisji śledczej w tej sprawie" - powiedział PAP Szewczak. Jego zdaniem komisja mogłaby wyjaśnić, jak doszło do rabunku dochodów podatkowych państwa na wielką skalę.

"Przecież te pieniądze do kogoś trafiały. To nie jest tak, że ich nie było, skoro za 2016 r. dodatkowe wpływy podatkowe można ocenić na 19-20 mld zł. To znaczy, że takie pieniądze w latach poprzednich rządów do kogoś trafiały. Do kogo? Takie wyjaśnienia - myślę - byłyby jeszcze bardziej szokujące niż afera Amber Gold" - ocenił poseł.

Zaznaczył, że pomysł powołania komisji jeszcze z nikim nie uzgadniał i nie jest on przesądzony. "Warto by się jednak nad tym zastanowić, efekty mogłyby być bardzo ciekawe" - dodał Szewczak. Poinformował, że decyzję taką podjęto na Węgrzech, gdzie komisja wyjaśniała, kto w minionych latach uczestniczył w procesie tzw. optymalizacji podatkowej, czyli legalnej próby uniknięcia opodatkowania, a kto uczestniczył w tym nielegalnym, czarnym biznesie fałszowania faktur.

Według niego, najpierw należy jednak zweryfikować prawdziwość wzrostów PKB w poprzednich latach. Poseł zarzucił przy tym byłemu ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu kreatywną księgowość, a jego twierdzenia, że fikcyjne faktury nie mają wpływu na zawyżenie PKB nazwał "odkręcaniem kota ogonem". "Otóż mają i to bardzo duży" - ocenił poseł.

Dodał, że NIK wycenił wartość fikcyjnych faktur w 2015 r. na poziomie ponad 81 mld zł. "Dzisiaj ci, którzy kwestionują wypowiedzi premiera Morawieckiego próbują się bronić, że trzeba odjąć od tego fikcyjne faktury w imporcie. To jest brednia" - powiedział.

Wyjaśnił, że nieprawdą jest, iż zaimportowaliśmy setki tysięcy telefonów komórkowych, które potem zostały sprzedane w Polsce, po czym wystawiono fikcyjne faktury na ich eksport. "To łatwo można sprawdzić. Po drugie były produkty, na które te fałszerstwa VAT były dokonywane, których nie trzeba było w ogóle importować. Na przykład była kwestia handlu srebrem i złotem" - powiedział poseł.

Poinformował, że te kruszce w ogóle nie były sprowadzane do Polski, tylko skupowano w formie złomu w całym kraju. Miały być uszlachetniane i eksportowane, ale w rzeczywistości eksportowano tylko faktury. "A więc te opowieści to jest obrona kreatywnej księgowości, która miała miejsce i która w sposób sztuczny wywindowała PKB" - podkreślił Szewczak.

"Trzeba też odróżnić, czego media nie robią od wielu lat ogłupiając i oszukując Polaków, różnicę między PKB, a produktem narodowym brutto. Otóż PKB tworzą wszystkie firmy, które tutaj działają, a około 50 proc. PKB wypracowują w Polsce firmy zagraniczne. Produkt narodowy brutto, to ta część, która w kraju zostaje, którą tworzą polskie firmy" - dodał poseł.

Jego zdaniem trzeci problem, to wyjaśnienie, w jak dużej mierze wzrost PKB był pompowany dużymi operacjami finansowymi typu pożyczki lichwiarskie, chwilówki, kredyty frankowe, oszukańcze polisolokaty itp. "Czyli one tworzyły PKB, ale nie tworzyły żadnej pozytywnej wartości, w dużej części były pewnymi toksycznymi, oszukańczymi produktami, które przynosiły raczej straty (...)" - zauważył.

Zwróci uwagę, że PKB, jako wskaźnik, już dawno przestał być miernikiem dobrobytu i postępu w nowoczesnym świecie. "To bardzo przestarzały wskaźnik. Wiele krajów, jeśli chce znać rzeczywistą własną sytuację, mierzy to inaczej. Są inne pomysły na to" - dodał.

Szewczak przypomniał, że GUS do polskiego PKB zalicza np. wielkości związane z przemytem, handlem narkotykami, czy wpływami z przestępczości, które stanowią 0,8 proc. PKB. Według posła, należy się zastanowić, czy to realna wielkość, odpowiadająca niemal jednej czwartej wzrostu PKB. "Dla każdego, kto umie liczyć do czterech jest jasne, że ktoś tu przegina" - powiedział Szewczak.

W piątek w radiu TOK FM były minister finansów w rządzie Donalda Tuska latach 2007-2013 Jacek Rostowski odniósł się do słów wicepremiera Mateusza Morawieckiego na temat szacunków Ministerstwa Finansów, z których wynika, że w latach 2014-2015 było możliwe, że z powodu fikcyjnych faktur wykazywano do 30 mld zł fikcyjnego eksportu, co mogło zawyżać też wielkość PKB.

"Na pewno nie ma tego, że zaliczono 30 mld fikcyjnych faktur, bo trzeba od tych fikcyjnych faktur w eksporcie odjąć fikcyjne faktury w imporcie i na ogół te karuzele właśnie polegają na tym, że są fikcyjne faktury po obu stronach" - podkreślił Rostowski. Według niego, maksymalnie można mówić o jednej dziesiątej tej kwoty, "a może to by nawet poszło w drugą stronę".

"To co Mateusz Morawiecki dzisiaj uprawia to jest po prostu przygotowanie wymówek dla niższego wzrostu PKB w 2016 roku" - uważa Rostowski. "Eksport jest częścią PKB i jeżeli jest fikcyjny eksport, to byłby niższy (PKB - PAP) pod warunkiem, że nie było także fikcyjnego importu, bo to co naprawdę dolicza się do PKB, to jest eksport netto, czyli eksport minus import" - tłumaczył polityk PO. Zdaniem Rostowskiego, gdyby Ministerstwo Finansów poważnie chciało zrobić rewizję PKB, to powinno zgłosić swoje obliczenia do GUS-u.

"GUS patrzy oczywiście nie tylko na faktury w eksporcie, co do których MF ma wątpliwości, ale także faktury w imporcie. Po tym decyduje, jaka jest zmiana w eksporcie netto, na ile trzeba ten eksport netto obniżyć, czy w ogóle. Zresztą, jeżeli eksport netto był niższy, a jeżeli za tymi fakturami stał prawdziwy import, to wtedy i tak konsumpcja by wzrosła i wobec tego też byłby efekt dodatkowy w PKB. Wtedy to wszystko musi być jeszcze sprawdzone przez Eurostat i dopiero po tym, jak profesjonaliści, zawodowi statystycy patrzą na to i to wszystko prześwietlą dokładnie, wtedy ma się wynik ostateczny i wtedy minister finansów mógłby ogłosić, jaki jest skutek tej pracy" - tłumaczył Rostowski.

Według niego po tych obliczeniach okazałoby się, że "ta różnica to jakiś mały ułamek jednego procenta PKB". (PAP)